sobota, 1 marca 2025

Od Theodore'a CD Rodiona – ,,Bo do tanga trzeba dwojga"

Poprzednie opowiadanie

Dzieci Somnusa niełatwo było obudzić, szczególnie jeśli uznały, że to dla nich zbyt wczesna pora (jakby każda pora nie była za wczesna). Theodore z całego serca nienawidził pobudek o świcie, których od niego wymagano. Całymi dniami chodził jak zombie, zarażając swoim samopoczuciem obozowiczów, którzy mieli pecha znaleźć się w jego pobliżu. Nie robił tego specjalnie; chociaż rok spędzony w obozie sprawił, że zaczął w znacznym stopniu panować nad swoimi umiejętnościami, niektóre rzeczy się nie zmieniły. Nie zdarzyło mu się ponownie uśpić kogoś kichnięciem, ale otaczająca go aura przynosiła podobny, choć mniej skuteczny efekt. Każdy, kto chciał spędzić trochę czasu w jego towarzystwie, musiał pogodzić się z faktem, że zacznie ziewać i marzyć o drzemce.
Wyłożony na dolnej pryczy, wtulał policzek w poduszkę. Czy to był w końcu dzień, w którym dane mu będzie się wyspać? Spał spokojnie, dopóki zaraz nad jego uchem nie rozległy się dźwięki, których nie powstydziłaby się orkiestra złożona z piekielnych ogarów. Tego nie dało się zignorować. Poderwał się do siadu, uderzając głową o spód górnego łóżka, a dłonią próbując wyłączyć diabelski budzik. Kiedy ten za wszelką cenę nie chciał ucichnąć, zrzucił go na podłogę. Urządzenie rozsypało się na wiele mniejszych elementów, a głowa Theo opadła z powrotem na poduszkę.
– Kurwa mać – jęknął, pocierając dłonią obolałe miejsce na czubku głowy.
Siedzący przy łóżku Rodion próbował się nie roześmiać, jakby jego śmiech miał cokolwiek zmienić. To ustrojstwo, które zmontował, z pewnością obudziło każdego, kto jeszcze miał czelność spać na obszarze baraku. Ten dźwięk będzie pojawiał się w jego koszmarach, mógł być tego pewien.
– Jesteś z siebie zadowolony? – zapytał Rosjanina, który zdecydowanie wyglądał na zadowolonego z siebie, co jedynie potwierdziło jego skinienie głowy.
– Huczna pobudka ci się przyda, dzisiaj wielki dzień – powiedział Rodion, zbierając z ziemi resztki swojego budzika.
Theodore zamrugał, potrzebując chwili na przypomnienie sobie, o czym mówi centurion. Po chwili westchnął. Mijał rok, od kiedy pojawił się w obozie, został przydzielony do trzeciej kohorty i dostał piękną tabliczkę do noszenia na szyi. Nie udało mu się w tym czasie udowodnić swojego męstwa, więc dopiero po upływie dwunastu miesięcy mógł oficjalnie zostać legionistą. Nie mógł zaprzeczyć, że czuje sporą ulgę — pozbycie się łatki in probatio miało poprawić standardy jego życia w obozie jupiter. Przynajmniej taką miał nadzieję. Cierpliwie znosił rok wykonywania brudnej roboty, ubliżeń ze strony niektórych złośliwych legionistów i życia jako tania siła robocza. To ostatnie raczej nie miało się zmienić nawet po ceremonii, ale może chociaż teraz wszyscy w końcu dadzą mu spokój.
– Nie znasz dnia ani godziny, kiedy zacznę nękać cię w snach – burknął w odpowiedzi, przecierając oczy.
Ciemne loki leciały mu do oczu. Musiał coś z nimi zrobić, chciał jakoś wyglądać, żeby uczcić to, że nie będzie już musiał nosić na szyi tej zasranej tabliczki, jak jakiegoś znacznika. O tym, że tabliczkę będzie musiał zmienić na tatuaż, wolał na razie nie myśleć. Raczej nie przepadał za igłami, ale co to dla niego dać się wytatuować. Pestka. Z pewnością nie będzie miał z tym żadnego problemu. Roztrzepał dłonią włosy i spojrzał na centuriona, który wrzucał pozostałości budzika do woreczka.
– Nigdy więcej mnie tak nie budź – dodał, wstając z łóżka.
Nowy dzień w obozie jupiter, nowy powód do radości. 

  Rodion
─── 
 [523 słowa: Theodore otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz