ZIMA
Kal, w całej swojej oryginalności (bo nie można powiedzieć, że nie jest człowiekiem oryginalnym) posiada również bardzo dziwne upodobania smakowe, choć tak właściwie nie wynika to z jego odwiecznego zamiłowania do specyficznych dań, których nikt inny nie jest w stanie przełknąć. Smak bowiem jest ściśle związany z węchem, a gdy ktoś nie czuje zapachów, wszystko nagle smakuje całkowicie inaczej niż dla osoby niepozbawionej tego niezbędnego do życia zmysłu. Dlatego Kal odnajduje w sobie miłość do ciasta szpinakowego bądź mleka owsiano-kokosowego, za to darzy zażyłą nienawiścią powszechnie lubiane frytki, bądź spaghetti, co według niektórych podchodzi pod zniewagę wymagającą śmierci. Kal w takich sytuacjach po prostu wzrusza ramionami, wykazuje się zadziwiającą nonszalancją, i lekko odsuwa od siebie talerz z oferowanym daniem. Jednak z wielu powodów zwyczajnie nie da się nazwać go zwykłym niejadkiem, ponieważ zrozumienie jego niechęci do poszczególnych potraw wymaga pojęcia jego niecodziennego poczucia smaku, a nie dziwnych upodobań względem tekstury bądź koloru jedzenia.
W pewnym momencie jednym uchem słuchał Elianne (równie poprawne byłoby stwierdzenie, że w ogóle jej nie słuchał) i zaczął długie dywagacje nad swoim (i równocześnie jej, chociaż chyba bardziej jej) wyborem, który z każdą mijaną sekundą zdawał mu się coraz bardziej niepoprawny. Czy on w ogóle lubi ciasto marchewkowe? Nie pamięta, kiedy ostatnio jadł to warzywo. Może nie jada go, dlatego że go nie lubi, ale teraz jego mózg jest na tyle zamglony, że nie może sobie przypomnieć, czy lubi marchewki, czy też ich nie cierpi? Gdy ciasto zostaje im zaserwowane, nagle wydaje mu się, że jednak nienawidzi marchewek, a poza tym istnieje jeszcze jeden, gigantyczny wręcz, problem z tym daniem. Kal aż za dobrze zdaje sobie sprawę z jego istoty, więc przed choćby tknięciem ciasta, malutkim widelczykiem zsuwa bitą śmietanę na brzeg talerzyka. Zaciska przy tym zęby, skupiając się na tak prostym zadaniu bardziej, niż ono tego wymaga, przez moment nawet zapomina, kiedy ostatnio oddychał.
W międzyczasie ani na chwilę nie rzuca okiem na Elianne, nie unosi wzroku znad talerzyka, znad swoich dłoni i widelczyka z wygrawerowanymi kwiatkami, tak jakby jedno małe spojrzenie mogłoby sprawić, że jego nastrój obniży się jeszcze bardziej. Jakby kolejna, w gruncie rzeczy bardzo niewielka i nieistotna, myśl miała znowu wedrzeć się do jego głowy, rozbić wszystkie ostrożnie zbudowane budowle pełne jego przekonań względem znajomości z Elianne i jeszcze dodatkowo pomęczyć go przez kilka dni, zanim utopi się w ogromnym morzu wszelkich zmartwień i ,,złych myśli” zlokalizowanym gdzieś na samym dnie umysłu Kala. Czym byłaby przyjaźń, jeśli można byłoby zniszczyć ją jednym zdaniem, które niepostrzeżenie wpada komuś do głowy i wraz z tym staje się zbyt realne i zbyt destrukcyjne, żeby potrafić przejść obok niego bez większych refleksji. Tylko że Kal nie ma czasu na żadne refleksje, w ogóle nie chce musieć się nad czymkolwiek tutaj zastanawiać, bo zazwyczaj zastanawianie się nie wychodzi mu szczególnie dobrze i prowadzi tylko do rzeczy, nad którymi znowu trzeba snuć głębokie przemyślenia, które wcale a wcale mu nie pomagają i zawsze najprostszym rozwiązaniem okazuje się działanie, uczynienie kroku do przodu. Ale jak może tak po prostu iść do przodu, kiedy wydaje mu się, że zniszczy tym wszystko? Że każdy następny krok, który uczyni, będzie jego ostatnim krokiem, a jego buty utoną w ruchomych piaskach bądź w śmierdzącym bagnie, a on nie będzie miał czasu, żeby się uratować i gdy już umrze, nikt nie znajdzie jego ciała.
Powoli, żeby zanadto nie panikować, odsuwa się od tego. Od swoich uczuć, myśli, od wszystkiego, co dystansuje go od świata zewnętrznego, równocześnie dystansując siebie od niego, paradoksalnie pomagając sobie skupić się na chwili obecnej. Zakopując dręczące go ,,wszystko”, przyklepując ziemię z wierzchu i próbując o tym zapomnieć, nareszcie unosi wzrok znad trzymanego przez niego, trzęsącego się widelczyka i posyła Elianne najbardziej spokojne spojrzenie, na jakie w tym momencie jest w stanie się zdobyć.
— Lubisz bitą śmietanę? — pyta ją płaskim głosem albo takim głosem, który jest bardzo bliski złamania się i ustąpienia łzom, które nawet nie są pewne, czy mają w sobie na tyle odwagi, żeby wypłynąć z ukrycia.
— Tak — odpowiada Elianne, choć widać, że jest nieco zbita z tropu i trochę zaskoczona nagłym przejęciem obowiązku podtrzymania rozmowy przez Kala. Gubi swój poprzedni wątek, plącze się w swoim własnym monologu i nagle nie jest w stanie znaleźć żadnego słowa, które pasowałoby do tego, co chce powiedzieć. — Ale, hm, znaczy, chciałam zapytać, czy…
— Właśnie ja jej nie lubię — przerywa jej Kal, beztrosko kontynuując rozmowę o bitej śmietanie. Wbija swój widelczyk w ciasto, choć w ustach ma tak sucho, że przełknięcie czegokolwiek wydaje mu się niemożliwym. Herbata wciąż jest zbyt ciepła, żeby ją pić, ba, on nawet nie wrzucił torebki z ziołami do gorącej wody. — Jak chcesz, to możesz zjeść moją. Jeśli chcesz, o ile chcesz... Wiem, że niektórzy nie przepuszczają takiej okazji — zapełnia swoje poprzednie milczenie bezsensownymi zdaniami, które są zwykłym wypełnieniem, mdłym i zanadto słodkim kremem w cieście, przykrywającym sobą wszystko inne, co chciałby powiedzieć w tym momencie, z czym chciałby nagle wyskoczyć, ale co jest całkowicie nie na miejscu i pewnie nie zostałoby dobrze odebranie.
Zresztą, jak niby miałby powiedzieć, że nie ma pojęcia, jak czuje się względem ich przyjaźni w takim momencie? Tylko tak, żeby nie zabrzmiało to źle, tak jakby chciał zakończyć kontakt, wyjść i nigdy nie wrócić, ale równocześnie nie jest w stanie określić tego innymi słowami. Poza tym to przecież żałosne tak nagle stwierdzić, że nie rozumie się swoich własnych uczuć, jakiejś dziwnej chęci zbliżenia się, która narasta w nim już od dawna, ale którą z całych sił ignorował i chował przed samym sobą. Poza tym, jak ma niby wytłumaczyć, że aż tak uderzyła w niego myśl, że Eli jest dla niego miła, na tyle miła, że nie potrafi jej odmówić, choć on właśnie słynie z asertywności? Jak jasno przekazać, że właśnie coś takiego pociągnęło za spust i wyzwoliło falę chaotycznych myśli, które przebiły się jak wzburzona rzeka przez tamę i zamieszały mu w głowie tak bardzo, że już nie wie, czy na pewno myśli dobrze, czy po prostu do tej pory postrzegał przyjaźń tak niepoprawnie, że każda łamiąca przetarty schemat zmiana powoduje u niego załamanie nerwowe?
Dlatego, głównie po to, żeby nie wywieziono go do psychiatryka, postanowił skupić się na trzeciej obecnej w kawiarni osobie: bitej śmietanie.
Elianne?
───
[1023 słowa: Kal otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz