Nie wiedział, czego się spodziewał, dostając zaproszenie od Havu, ale na pewno nie tego. To nawet nie było tak, że zapomniał o swoich urodzinach, bo (niestety) pamiętał o nich zawsze przez liczne życzenia od osób z pracy i przede wszystkim rodziny, oraz wysyłane pocztą prezenty, które kończyły rzucone w kąt pokoju, zapomniane i pogardzone. Nie podchodził do tego dnia zbytnio entuzjastycznie i zapewne też z tego względu nigdy nie poruszył tematu daty swoich urodzin przy Havu, lecz jak się okazało, nie musiał tego robić. Sprawiało to, że nieswojo mu było, dostając coś od niego, szczególnie takiego, bo nie sądził, że kiedykolwiek i od kogokolwiek dostał rzecz, która nie byłaby tylko i jedynie materialna, która wzięłaby pod uwagę zainteresowania Judasa. Coraz cieplejsze, niemożliwe do wyrażenia uczucie formowało się w jego środku, im dłużej wpatrywał się w mężczyznę.
Nie sądził, że w ogóle coś od niego by dostał.
Patrzył na mężczyznę bez słowa, nie słuchając nawet, co do niego powiedział, chcąc właściwie zareagować, ale w głowie był mu tylko karmelowy pączek z jedną świeczką na talerzyku z namalowanymi psami, grający na gitarze specjalnie dla niego Havu i winyl, który zaczął grać kolejną piosenkę. Spersonalizowany winyl, grający muzykę, w której najbardziej gustował. Było w niej zarówno to, co pokazywał Havu i to, co on puszczał jemu. Próbował połączyć wszystkie te rzeczy w myślach, żeby dojść do rzeczywistości, w której się znalazł. Szczupłe, zwinne dłonie, sprawnie trzymające gitarę jakby oczekiwały na pochwałę, żeby wiedzieć, czy nie wypadły tak źle, jak im się wydawało. Półbóg nawet nie miał szansy usłyszeć jakichkolwiek potknięć w rytmie, bo po prostu się nie znał i nieważne, jak bardzo ,,nieidealna” melodia by mu wyszła, to by go tak samo zadowoliła.
— Myślałem, że znowu będziesz mnie długo ignorować — powiedział Judas zamiast tego, wyjawiając kolejny powód swojego niedowierzania.
Wrócili do San Francisco półtora tygodnia temu i od tej pory prawie nie odzywali się do siebie (a raczej ten kontakt był głównie jednostronny). Chciał przestrzeni, co drugi mężczyzna starał się zaakceptować i go nie napastować zbytnio intensywnie. Jeśli oczywiście napastowaniem nie nazywamy codzienne wiadomości, wysyłanie głupich filmików i zachowywania się, jakby nigdy nic się nie stało.
Havu ugryzł się w wargę, patrząc w ziemię i opierając dłonie o instrument. Wiercący w nim dziurę wzrok mężczyzny powodował w nim jeszcze większy stres.
— Mógłbyś coś powiedzieć.
Judas parsknął śmiechem, który w uszach rudowłosego musiał brzmieć wyjątkowo irytująco.
— Co chcesz usłyszeć?
— Ja… nie wiem — mruknął cicho. — Nieważne w takim razie.
Jego twarz momentalnie pociemniała i przeszedł przez nią wyraz rezygnacji. Złapał za gitarę, stawiając ją o oparcie kanapy.
— Podoba mi się — stwierdził Judas, zanim wstał Havu i uśmiechnął się do niego delikatnie. — Bardzo mi się podoba. To… — Zawahał się, powtarzając w głowie dwukrotnie to, co chce powiedzieć, przekonany, że zabrzmi to niesamowicie żenująco. — Najlepszy prezent, jaki w życiu dostałem.
W odpowiedzi Havu pokiwał głową, nie wiadomo, czy jako akceptację takiej reakcji, czy ze wstydu, czy może z racji niewiedzy, co sam powinien teraz powiedzieć — lecz było widać, jak jego mimika łagodnieje.
— Myślę, że możesz zrobić mi jeszcze lepszy prezent.
— To ci nie wystarczało? — syknął z sarkastycznym tonem, siląc się na odwzajemnienie uśmiechu.
— Jeśli ci to nie pasuje, to sam sobie go zrobię — mówiąc to, przysunął się subtelnie do mężczyzny. — Bo jestem bardzo, ale to bardzo pazerny.
Jak na potwierdzenie, gwałtownie złapał siedzącego obok za kark i przyciągnął do swojej twarzy, przez co o mało się nie uderzyli w czubki nosów. Nie dał mu nawet sekundy na zastanowienie się, gdy zaczął zachłannie go całować. Szeroko otwarte oczy rudowłosego nie były w stanie nadążyć za głaszczącą szyję dłonią i za zębami Judasa, podgryzającymi delikatną skórę warg. Dopiero potem udało mu się przymknąć powieki. Z jego polików emanowało ciepło. Niezręcznie trzymał ręce przy sobie, by przypadkiem nie dotknąć Judasa (sprawiając przy tym, że ten moment stałby się jeszcze intymniejszy), ale w pewnej chwili położył mu delikatnie dłoń na udzie i rozluźnił się bardziej, pozwalając wargom mężczyzny wodzić po jego ustach, czując, jak w jednej z milisekund schodzi na brodę, jak zasysa się na niej, zostawiając śliski, purpurowo-czerwony ślad i nawet włączył się do tego akompaniamentu gorączkowych pocałunków — nie otwierał się przy tym bardzo, blokując natarczywy język Judasa, marszcząc chwilami czoło, szczególnie, gdy mężczyzna ujął jego twarz. Zachowywał się zupełnie inaczej, niż gdy on sam to, przecież, zrobił. Był cały rozpalony i miękki, jakby piegowata skóra miała za moment się rozpuścić w tych wielkich dłoniach.
— Zwolnij. — Odsunął się gwałtownie od mężczyzny i zakrył jakby w odruchu usta. — Pozwoliłem ci?
Nie spuścił z niego wzroku — z delikatnie potarganych, nieułożonych włosów i świecących oczu, unikających zwinnie kontaktu z Judasem, który wewnątrz poczuł tępe ukłucie na myśl, że przez impulsywność skończy się to tak samo, jak za poprzednimi dwoma razami. Obserwował uważnie jego reakcję, mając wrażenie, że żołądek podchodzi mu do gardła. Był jednak dziwnie spokojny. Zaskakująco spokojny, na tyle, że mężczyzna zastanawiał się, czy Havu nie udaje (a przecież to aż niemożliwe, by tak efektywnie to przy nim robił). Odwrócił się od niego, z widocznym dystansem i zakłopotaniem patrząc wszędzie, tylko nie na Judasa, i choć emanowały od niego instynkty chcącego uciec zwierzęcia, to jedyne, co zrobił, to widocznie oddalił się od niego na kanapie o pewien dystans, zauważając, jak blisko siebie są ich uda.
— Chwila, poczekaj — powiedział nagle, słysząc nadmierne stukanie w klatkę. Chwila? Poczekaj? — Muszę je wypuścić.
Szybko wstał ku skrzywiającej się coraz bardziej twarzy siedzącego mężczyzny przez to, że wypuszczenie ,,ich” oznaczało wypuszczenie szczurów, których nigdy nie lubił.
Zaskakiwało go, że tak błyskawicznie potrafił przenieść swoją uwagę z jednej rzeczy (tego, że przecież go znowu pocałował) na drugą, przez co zastanawiał się, czy sobie tego tylko nie wyobraził. Jednak tłukące w jego piersi serce i słodki posmak już znajomych ust mówiły co innego.
— Proszę, nie rób tego — mruknął, nie wiadomo, czy może jednak nie z takiego powodu, że Havu tak szybko zmienił atmosferę.
Nawet nie zdążył dokończyć zdania, a rudowłosy wypuścił z klatki dwa białe stworzenia, które najpierw wpełzły na jego ręce, potem wdrapały się na ramię, a jeden z nich wszedł mu na głowę, zatapiając się w burzy ognistych loków. Z takim ustawieniem zbliżył się niebezpiecznie blisko do Judasa, a ten wtopił się bardziej w kanapę, rzucając mu wzrok obrażonego dziecka, którego nastrój z sekundy na sekundę się zmienił.
— Myślę, że jesteś po prostu pizdą i się ich boisz.
Chciał coś powiedzieć, ale Havu złapał go nagle za nadgarstek i pociągnął do góry. Mężczyzna uległ i wstał, mrugając na niego parę razy w roztargnieniu, patrząc na swoją własną, trzymaną przez drugiego dłoń. Jak ogromny był jego zawód, gdy wylądował na niej szczur z tym swoim obślizgłym, długim ogonem (wszystko byłby w stanie znieść, gdyby nie on), przez który Judasa przeszły dreszcze. Zmarszczył się na czole, starając się nie wydać z siebie odgłosu obrzydzenia, gdy tym razem to po jego ramieniu wdrapał się gryzoń, wbijając swoje małe pazurki w skórę księdza. Zesztywniał, obarczając pretensjonalnym wzrokiem Havu, którego kąciki ust zadrżały w rozbawieniu.
to troche gejowe gosciu
───
[1143 słowa: Judas otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz