sobota, 22 marca 2025

Od Chaita — „Pułapka na pisklaka” — część 2 [Walentynki]

Zawartość listu:
„DARMOWA WEJŚCIÓWKA DO POKOJU ZAGADEK KADECEUSZ
Zapraszam was, tak, właśnie waszą dwójkę, do wzięcia udziału w grze. Nie musicie posiadać żadnej wiedzy ani urządzeń. Wszystkiego dowiecie się na miejscu pod wskazanym, na odwrocie listu, adresem.
Bogowie patrzą, a sam Merkury ocenia. To wasza szansa, by zabłysnąć na Olimpie!
Adres: Karciana 4/20, piętro 5.”
Przetarł kark dłonią. Nie chciał urazić Aye, ale w tej chwili nie uważał ich dwójki ani za wystarczająco inteligentną, ani wystarczająco spostrzegawczą… ani, w szczególności, za posiadającą wystarczająco silną więź.
Bo jaką tak naprawdę mieli więź? Kojarzyli się z obozu i spędzili ze sobą trochę czasu na festiwalu kolejowym. Tak naprawdę byli sobie obcy. Między nimi był tylko niechętny dystans, który Chait próbował, w typowy dla siebie, irytujący sposób skracać, żeby Aye z powrotem go zwiększało. Nie uważał, że to coś złego. Nie każdy musi się przyjaźnić, wiedział to i akceptował.
Jednak w tej sytuacji zdecydowanie nie działało to na ich korzyść.
Biorąc to wszystko pod uwagę, nie do końca rozumiał też, czemu to akurat do niego Aye zwróciło się z prośbą o pomoc. Mogło nie mieć wielu znajomych, ale… na pewno musieli być jacyś, którzy lepiej wpisaliby się w definicję przyjaźni.
Zdał sobie jednak sprawę, że sam nie do końca wiedział, jak postąpiłby, gdyby to on dostał list. Nie chciał i nie zamierzał tego przyznać, ale do głowy nie przyszła mu ani jedna osoba, którą mógłby poprosić o pomoc. A przecież miał licznych kolegów i znajomych.
Dlatego nie zamierzał wypominać Aye tego wyboru. Był tu, żeby pomóc.
– To… nie brzmiało optymistycznie. Nie wiem, czy powinniśmy próbować dalej? – zapytał nieśmiało, po kilku chwilach zdecydowanie niekomfortowej ciszy, kiedy słowa Merkurego przestały w końcu odbijać się echem.
Chociaż może to echo było tylko w jego głowie.
Tak, Aye od początku nie wydawało się zainteresowane żadnymi grami, a Chait z kolei nie widział wielu innych opcji. Mogli siedzieć i myśleć, z nadzieją, że wpadną na to jedno rozwiązanie, które przewidział Merkury. Merkury. Sam sprawca tego zamieszania sprawiał, że ich szanse drastycznie spadały. Tak naprawdę wszystko, co robili, mogło okazać się takim samym marnowaniem czasu, jak próby grania w kolejne gry. Chait już sam nie wiedział, co w ich sytuacji będzie bardziej logiczne.
– To bez sensu.
W duchu musiał zgodzić się z opinią Aye, chociaż poczuł się urażony, że dotyczy ona bezpośrednio jego sugestii. Bez sensu był cały ogół sytuacji i nie miało to nic wspólnego z graniem w kolejne gry.
– To… co chcesz zrobić? – zapytał, odchodząc kilka kroków, by jeszcze raz rozejrzeć się po pomieszczeniu.
Palnął z tym różowym jako ulubionym kolorem, a teraz zaczynał tego żałować, bo wystrój pokoju zaczynał niesamowicie działać mu na nerwy. Walentynki walentynkami, miłość, romans i troska – miłością, romansem i troską, ale litości. W tym pokoju różowy zdecydowanie nie oddawał ciepła, nadziei i wsparcia. Równocześnie cieszył się, że wybór nie padł na czerwony. Jedyne, czego im brakowało, to nieuzasadniona agresja i ból głowy. Miał wrażenie, że i tak są już o krok od tego.
Chait czuł, że bardziej pogrążają się w głuchej pustce. Szary dużo skuteczniej oddawałby klimat całej ich aktualnej sytuacji i potrzebę inteligentnego, profesjonalnego zachowania, którego zdecydowanie brakowało. Przynajmniej żółte światło neonów faktycznie raziło niczym wielki napis „uwaga, niebezpieczeństwo”. Szkoda, że tak późno się przed nimi pojawił. Kiedy już nie mogli uciec.
– Chcesz spróbować z tym sudoku? – dodał, kiedy nie usłyszał odpowiedzi. – Może faktycznie powinniśmy traktować to bardziej, jak escape room, szukać kodów… Albo… nie wiem.
Aye chyba też nie wiedziało i dalej wyglądało na niesamowicie zirytowane.
Chait podniósł karty, które wcześniej niechcący rozsypał, żeby z powrotem włożyć je do opakowania. Czy kolejność fabrycznie zapakowanej talii miała znaczenie? A może były wcześniej ułożone w jakiś konkretny sposób i wszystko zepsuł, upuszczając je?
Jeśli tak, to zabicie go byłoby całkowicie usprawiedliwione. Ostatecznie zostawił je tak, jak leżały.
– Na tej zabawie stracimy tylko czas.
Westchnął, wracając do zamkniętego wyjścia.
– To śmiało, mów, co chcesz zrobić.
Aye nie wyglądało na zadowolone, chociaż Chait wątpił, czy jakakolwiek inna odpowiedź coś by zmieniła. 

 ♡
 
Nie wiedział, ile czasu już siedzą w tym przeklętym pomieszczeniu. Spojrzał z irytacją w stronę kamer, a od pokazania im środkowego palca powstrzymała go jedynie myśl, że kłopoty z tego powodu miałoby też Aye. Nawet jeśli w tej chwili wzajemnie mieli się dość (był pewny, że tak jest. A przynajmniej – że mają dość bycia w tym miejscu razem), to już byłoby po prostu podłe.
– Chyba dalej jesteśmy w kropce...
Szukali odpowiedzi we wszystkim. Próbowali jeszcze grać w jakieś gry, przez chwilę nawet odgrywali – no, Chait odgrywał, bo poddali się, zanim przyszła kolej Aye – jakąś durną scenkę rodzajową, przy której Chait może i bawiłby się dobrze, gdyby dała im cokolwiek poza zmęczeniem i przeczuciem, że to wszystko nie ma sensu i tak naprawdę tracą czas.
Nie potrafili się dogadać. Pewnie powinni się spodziewać, że dokładnie tak będzie. Nawet cholerny Merkury mówił, że liczy się przeklęta silna więź.
Jak Chait by sobie nie wyobrażał swojej śmierci – nigdy nie zakładał, że padnie ze zmęczenia w wymyślonym przez boga oszustwa pokoju tortur w walentynki. Spodziewał się, że jego życie herosa zakończy jakiś wkurzony potwór, albo przewrócony regał w sklepie. Ze wszystkich opcji, aktualna perspektywa nawet nie była najbardziej żałosna. To byłoby zabawne w innych okolicznościach.
Spojrzał znowu na Aye, które znowu zajęte było znalezieniem wskazówki, takiej, która naprawdę coś by im dała. Gdzie nie próbowali i czego się nie dotykali, każda znaleziona wskazówka okazywała się prowadzić donikąd.
Z każdą spędzoną tu chwilą rozmawiali mniej, bardziej urywanymi zdaniami, a przecież nigdy nie rozmawiali wiele. Głównie Chait mówił, ale teraz nie przychodził mu do głowy żaden monolog.
– Macie ostatnie piętnaście minut.
Prawie podskoczył na głos, który znowu dobiegał z trzeszczącego głośnika pod sufitem. Należał do tej samej osoby co wcześniej.
– Tyle macie na próbę rozwiązania zagadki, jak wydostać się z tego cholernego pokoju.
Czuł zniecierpliwienie w tym nieznajomym głosie. Zniecierpliwienie, które sprawiało, że nie chciał przekonać się o konsekwencjach porażki. Może jednak, w pokoju tortur Merkurego zabić miał ich rozwścieczony potwór? To… dalej byłoby całkiem żałosne.
Podszedł do Aye, zakładając ręce i przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą, w jakimś dziwnym, wymyślonym przez mózg rytmie.
– Udało ci się coś znaleźć?
Aye pokręciło głową. Chait domyślał się, że jest zmęczone co najmniej tak mocno, jak on sam.
– Cóż, na pewno szukanie odpowiedniej gry już odpada. Większość pewnie trwałaby dłużej niż piętnaście minut.
To była chyba jedyna rzecz, co do której się dzisiaj zgodzili.
– Może rozwiązanie nie jest aż takie trudne… – Chciał zachować optymizm, ale pod krytycznym spojrzeniem poczuł się bardziej nieswojo niż zazwyczaj. – Nie patrz tak na mnie. Próbowaliśmy gier i większości rzeczy, które tu są.
– Rozwiązaniem może być cokolwiek.
– Więc musimy znaleźć to cokolwiek.
Chciałby, żeby to było tak proste, jak sam sugerował.
Zastukał palcami o ramię, znowu wybijając mało konkretny rytm. Wszystko, co robili od przyjścia tutaj, było mniej lub bardziej skomplikowane.
– Co mówił na początku?
Spojrzał na Aye z niezrozumieniem, mrugając kilkakrotnie.
– Jak tu weszliśmy.
Zirytowanie w głosie Aye było chyba nawet większe niż to w głosie z głośnika.
– A. Uch… Że mamy dostarczyć oglądającym dobrej rozrywki. A wcześniej, że rozwiązanie czasem jest przed nosem…? Może powinniśmy potraktować to dosłownie?
– Jak niby chcesz potraktować to dosłownie?
Wzruszył ramionami.
– A bo ja wiem? I tak nic nie działa, więc…
Aye znowu pokręciło głową.
– Trzeba je jakoś zinterpretować.
– Interpretacją zajmujemy się cały dzień. Co jeszcze nam zostało?
Mogli się o to pokłócić, ale to już na pewno nie było odpowiednią drogą.
Nie wiedzieli nawet, czy zastanawianie się nad tymi słowami cokolwiek im da, ale czasu mieli coraz mniej, a to był ich ostatni pomysł.
– Może naprawdę za bardzo sobie to skomplikowaliśmy?
Aye nie wydawało się do końca przekonane. Albo może to po prostu kwestia wyrazu twarzy. Chait uśmiechnął się w ten przyjazny sposób, próbując przekazać tym wsparcie, zrozumienie i chęć pomocy. To czasami działało lepiej niż słowa.
– Co mogło być tak proste, że nam umknęło?
Zaczęli znowu rozglądać się po pomieszczeniu. Czas dalej uciekał, ale teraz nie zaczęli się kłócić, nawet na siebie nie warczeli.
– Potrzebujecie tylko jednej rzeczy…
Czy ten głos musiał silić się na głupią tajemniczość?
– Ta żarówka od początku tu była?
Chait spojrzał w kierunku stolika z rozsypanymi kartami.
– Chyba tak…? Nie zwróciliśmy na nią uwagi.
Pozwolił Aye czynić honory.
Nie zdążyli ucieszyć się z dobrze rozwiązanej zagadki. Napis rozbłysnął neonowym różem, a pomieszczenie zadrżało. Chait odruchowo zrobił krok do przodu, żeby osłonić Aye, i zaraz oboje odskoczyli. Przed nimi, prosto z ziemi, wyrósł ozdobny łuk.
Dopiero wtedy Chait zwrócił uwagę na to, co głosi nowy napis.
Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia!
– Czy to…
Nie dokończył. Drzwi otworzyły się i do środka wszedł mężczyzna. Mężczyzna, którego raczej nie chcieli w tej chwili widzieć. Jeśli Chait chciałby być szczery ze swoimi uczuciami – a wiedział, że nie może być z nimi szczery – to musiałby dać mu w twarz.
Mężczyzna wyciągnął w ich stronę dłoń. Chait bezmyślnie ją uścisnął i w sumie to nie zarejestrował, czy Aye zrobiło to samo.
– Gratuluję rozwiązania zagadki.
Chait powoli dochodził do wniosku, że najlepiej jakby zrobił krzywdę samemu sobie.
Kiedy znikąd zaczęły padać płatki róż, wiedział, że to zdecydowanie to, co powinien zrobić.
– Kto z was chce się oświadczyć najpierw?
W tej dokładnie chwili zaczął wybierać metodę. Kątem oka zerknął na Aye i nie musieli być przyjaciółmi, by Chait odgadł, co w tej chwili myśli. Miało dokładnie takie same plany jak on.
– Ale… – zaczął niepewnie, nie wiedząc, jak się zachować.
Czy mógł mu się sprzeciwić? Czy jakiekolwiek argumenty miały sens?
Odkaszlnął.
Nie wiedział jeszcze, jaki rodzaj śmierci chciałby wybrać.
Przecież to wszystko i tak była tylko szopka. Scenka rodzajowa z okazji durnego święta.
– Uhh… Dobra. Aye?
Dostrzegł przerażenie na twarzy Aye i zrobiło mu się okropnie głupio, że muszą odegrać tak głupią scenkę.
– Chciałbym, byśmy od dzisiaj zawsze chodzili razem na festyny kolejowe. Czy zrobisz to dla mnie…?
Żałosny debil. Półgłówek i idiota. Przekazał Aye bukiet. Wiedział, że nie oszuka tym Merkurego. Nie oszukałby nawet pięciolatka – zostało mu mieć nadzieję, że to po prostu wystarczy. Mogli okrzyknąć to najgłupszymi, najgorszymi nie-oświadczynami roku i najgorszą próbą oszukania systemu w tym stuleciu. Tak długo, jak działało, Chaita to nie obchodziło.
Aye skinęło głową tak niemrawo, że Chait prawie nie zauważył gestu.
Znowu posypały się płatki róż, a zanim zdążyli się zorientować, po Merkurym nie było już śladu.
– Cóż, chyba… chyba zadziałało.
Aye nie odpowiedziało. Wyszli na chłodne powietrze, nie zamieniając żadnego słowa.
– …To ten.
Odpowiedziało mu mruknięcie.
– Cieszę się, że… udało się nam wyjść. Jakby moja pomoc jeszcze kiedyś była potrzebna… jakoś mnie znajdziesz.
– …Mhm. Dzięki.
Pozwolił Aye odejść kilka metrów, zanim sam ruszył. Obserwując wznoszące się obłoczki pary, wykreślał z kalendarza wszystkie przyszłe festiwale kolejowe. 

 ♡ 
 [1700 słów: Chait otrzymuje 17+20 PD]
Rozwiązaliście ,,prostą" łamigłówkę Merkurego dzięki legendarnej sile przyjaźni, to znaczy... pewnie dzięki szczęściu i przejawom waszej inteligencji. Na szczęście, żadne z was się nie załamało nerwowo podczas próby znalezienia wyjścia ani nie zabiło drugiego. Misja została zakończona powodzeniem, choć to, co ujrzeliście po otworzeniu drzwi, musiało być dla was nienajlepszym zakończeniem tej krótkiej przygody.
I to były z pewnością najbardziej oryginalne oświadczyny, jakie mogliśmy kiedykolwiek ujrzeć. Wszystkiego dobrego na nowej drodze festynów kolejowych. Albo i nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz