Zawartość listu:
„Nowy klub poCAŁUNek zaprasza półbogów i inne, mityczne stworzenia, na otwarcie!
Już w tym tygodniu zaplanowane zostało karaoke z Centaurami oraz rozmaite gry planszowe. Dodatkowo oferujemy -15% zniżki od każdej pary na wszystkie zimne napoje.
Choć, kto wie, czy to nie tutaj spotkasz prawdziwą miłość…
a może poznasz gorzki smak miłosnego zawodu.Anteros!”.
Kolejna nieprzespana noc, która za szybko zamieniła się w dzień. Harmoniczny śpiew ptaków dochodzący zza okna przypominał mi, że niedługo minie pora na zebranie się z łóżka. Niechętnie więc wywlokłem się z kilku warstw pierza, który nieskutecznie utrzymywał ciepło i przecierając twarz dłonią, ruszyłem w stronę biurka. Sprawdzając godzinę na niemal rozładowanym telefonie, zauważyłem leżącą obok różową kopertę, która podpisana była moim imieniem. Zdezorientowany jej tajemniczym pojawieniem się, rozejrzałem się po pokoju, jednak zarówno okno, jak i drzwi były zamknięte od wewnątrz. Chcąc wykreślić również możliwość pomylenia snu z jawą, szybko za nią złapałem. Jak się okazało, wcale nie była ona wytworem mojej wyobraźni, a faktyczną kartką papieru z tekstem, którego treść brzmiała bardzo niecodziennie.
— Ciekawe, czy ten debil potrafi śpiewać... — szepnąłem pod nosem, chowając list do kieszeni.
***
Myśląc o tym, jak rozegrać rozmowę z rudzielcem, doszedłem do wniosku, że najłatwiej będzie mi go złapać po treningu. Wtedy będzie na tyle zmęczony, żeby się na mnie przypadkiem nie rzucić, a nawet gdyby, to wokół nas znajdowałoby się tylu świadków, że na pewno otrzymałbym wysokie odszkodowanie za uszczerbek na zdrowiu.
Tym samym odkładając sprzęt na miejsce, wzrokiem wypatrzyłem znikającą w tłumie rudą czuprynę. Podążyłem za nim co do kroku, odnajdując go w ustronnym miejscu między kilkoma drzewami. Na szczęście był z nim także jego przyjaciel, którego zdawał się nie opuszczać. Może się jednak w nim zakochał?
— Kurt! — krzyknąłem do niego, oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi.
Jednak jej nie otrzymałem. Siedzący na pieńku chłopak wciąż był odwrócony do mnie plecami, a to, że mnie specjalnie ignorował, było nadwyraz widoczne. Nawet jego przyjaciel siedzący obok go szturchnął, dając mu do zrozumienia, żeby coś do mnie powiedział, chociaż wcale nie był do tego skory.
Będąc zirytowanym jego zachowaniem, podszedłem do niego i kopnąłem w pieniek, na którym się wylegiwał. Dopiero wtedy coś w nim pękło na tyle, żeby gwałtownie się podniósł i zaakceptował moją obecność.
— Czego ty znowu ode mnie chcesz? — stęknął, przewracając oczami.
Naturalnie jego reakcja była uzasadniona, chociaż nie wyzerowywało to jednak całej niegrzeczności z jego tonu. A ja próbuję być dla niego taki miły.
— Słuchaj, jest taka sprawa... — zacząłem, wygrzebując karteczkę z kieszeni spodni. — Dostałem taki list. Tylko problem w tym, że nie mam pojęcia gdzie to jest, więc chcę, żebyś tam ze mną poszedł.
Wtedy chłopak wyciągnął rękę, by spróbować zabrać mi kopertę, jednak zdążyłem ją z powrotem schować. Ten zmarszczył brwi i skrzyżował ręce, podśmiewając się pod nosem.
— A niby dlaczego miałbym tam z tobą iść? — zakpił, odwracając się do kolegi.
Posłali sobie widoczne rozbawione spojrzenia, niemniej byłem zdeterminowany, żeby go tam zaciągnąć. Przecież nie pójdę tam sam.
— To od pretora — skłamałem, krzyżując ręce na piersi. — Dlatego tak jakby nie masz wyboru.
Miałem wrażenie, że dopiero wtedy jakkolwiek złapałem jego uwagę. Popatrzył się na mnie z lekkim szokiem, zapewne zastanawiając się, co niby miałoby mi zostać zlecone, skoro jestem tylko nowicjuszem, małym gówniakiem, który nawet nie potrafi strzelić dobrze z łuku. I słusznie, ale przecież nie musiał o tym do końca wiedzieć.
***
Ostatecznie się zgodził. Niechętnie, ale się zgodził, a to było dla mnie wystarczające. Tym samym umówiliśmy się w tym samym miejscu, gdzie wcześniej, by wspólnie pójść pod podany adres.
Gdy przyszedł, moje serce zabiło wyczuwalnie mocniej. Wcale nie dlatego, że wyglądał wtedy bardzo odświętnie, bo zamiast dresów założył na siebie schludne dżinsy, ale przez to, że nie chciałem znowu zostać złapanym na wymykaniu się z obozu. Z tego względu na starcie przypomniałem mu o tamtym wydarzeniu, na co odpowiedział, że jeśli znowu tak się zdarzy, to tym razem nie tylko resztki kolacji wylądują w koszu na śmieci.
Tak więc szliśmy przez dłuższy czas, mijając wiele uliczek i alejek. Każda z nich podświetlana była własnymi banerami i ledami, które ochoczo zapraszały do wejścia do danego lokalu. O tej porze naturalnie roiło się od ludzi poszukujących dobrej zabawy, jednak dopiero kiedy poszliśmy w głąb pewnej ulicy dotarliśmy do miejsca, w którym to człowiek był mniejszością. Wśród nas roiło się od rozmaitych postaci, których w większości nie widziałem jeszcze nigdy na oczy. Było to dla mnie na tyle nowe, że jak dziecko w sklepie z zabawkami, patrzyłem się na każdą mijaną osobę.
Dopiero kiedy w końcu zobaczyłem na ścianie budynku tabliczkę zapewniającą, że jesteśmy w dobrym miejscu, przypomniałem sobie o obecności chłopaka.
— Gdzie ty mnie zabrałeś, cholera... — burknął, spoglądając z widocznym bólem na nazwę klubu.
Uniknąłem wtedy kontaktu wzrokowego z chłopakiem, udając, że nie mam pojęcia o czym mówi i próbując mu przetłumaczyć, że wcale nie jesteśmy w żadnym klubie, a poCAŁUNek to chyba nazwa takiej firmy, co sprzedaje specjalne wybuchające strzały. Po tej krótkiej rozmowie ten jedynie uderzył się w czoło z otwartej dłoni, zapewne żałując, że dał się na coś takiego naciągnąć. Ja natomiast uważnie obserwowałem otoczenie, stając z nim w kolejce.
Rozglądając się wokół zdążyłem zauważyć, że każda z osób, która stała za nami albo trzymała się za ręce, delikatnie się przytulając, albo też kompletnie straciła resztki godności i zmysłowo obściskiwała się z drugą połówką. Wtedy do mnie dotarło, że możemy mieć taki maleńki kłopot, oczywiście nie z mojej strony, a z zachowaniem Kurta. Widząc więc wykidajłę, który wpuścił stojącą przed nami parę, szybko złapałem za dłoń rudzielca. Mimo jego natychmiastowej reakcji, którą była niezwłoczna próba wyrwania ręki z mojego uścisku, starałem się zachować poważną twarz, by przypadkiem się nie zdradzić. Chociaż w tamtym momencie najpewniej wyglądaliśmy jak dwójka wariatów.
— A wy? Razem? — zapytał stojący przed nami cyklop, którego uniesiona brew nad jednym okiem wcale nie wydawała się przekonana, co do naszej prawdomówności.
— Oczywiście, przecież to mój mały pączuszek — oznajmiłem, przytulając się do ramienia rudzielca, który zaczął się nader trząść.
Wciąż widząc niepewność na twarzy mężczyzny, zmusiłem się niejako do ostateczności. Niewiele myśląc nad tym, co zamierzam zrobić, podciągnąłem głowę do góry i złożyłem delikatny pocałunek na policzku chłopaka, gdzie ten w odpowiedzi ścisnął bardziej moją dłoń. Gdy się od niego odsunąłem, zauważyłem też wymuszony uśmiech na jego ustach, co, przynajmniej w moim przekonaniu, powinno wystarczyć jako ostateczny dowód naszych niegasnących romantycznych uczuć. Naturalnie ochroniarz skinął głową na nasze zachowanie, przepraszając za swoją niewierność, a następnie zaprosił nas do środka klubu. Dopiero wtedy Kurt zdołał wyrwać ode mnie dłoń, jednak nie odezwał się do mnie ani słowem, ani nawet nie spojrzał w moją stronę.
W ciszy skierowaliśmy się do pomieszczenia, które przedstawione nam zostało jako sala zabaw. Jego przeznaczeniem było sprawić, że jako para będziemy się tu dobrze bawić. Oczywiście nie na tym nam zależało, jednak miłą myślą było wyobrażenie spędzenia czasu w takim miejscu. Otaczały nas przyozdobione obrusami stoliki, na których znajdowała się zastawa, czekające na następnych gości. Nad nami wisiały lampy, których światło oblewało salę w różowej barwie, nadając jej romantycznego nastroju. Z tyłu znajdowało się także wyznaczone miejsce do siedzenia z wieloma kanapami i ułożonym stosem gier planszowych oraz barek, przy którym zamówić można było rozmaite jedzenie i, co najważniejsze, różnorodne drinki. Gdybym mógł, spędziłbym przy nich całą wieczność.
— Proszę się rozgościć, karaoke przewidujemy na godzinę dwudziestą drugą! Pamiętajcie też o specjalnej nagrodzie, która czeka na wygranych — zapowiedział tajemniczy głos, który rozległ się przez głośniki.
Ta informacja lekko mnie uspokoiła, ponieważ oznaczało to, że mam jeszcze trochę czasu, by mentalnie przygotować się na to, co się szykuje. Wzdychając z ulgą, odwróciłem się w stronę Kurta, którego jednak już tam nie było. Nie widząc go nigdzie w pobliżu, zacząłem kierować się do barku, przeczuwając, że właśnie tam go zastanę. Tak też było.
— Cokolwiek, naprawdę, byle mocnego — powiedział do barmana, opierając się łokciami o blat.
Podniosłem brwi, patrząc na jego podejście. Chociaż po chwili zastanowienia pomyślałem, sobie, że może to i lepiej, jeśli odrobina alkoholu dostanie się do jego systemu. Może przestanie tak ciągle wierzgać na mój widok.
Przysiadłem koło niego, obserwując, jak jednym łykiem wypija cały trunek.
— Znowu ty? — mruknął, patrząc się gdzieś przed siebie. Po chwili podał też barmanowi szklankę, potrząsając nią, co oznaczało, że miał ochotę na więcej.
— Na pewno powinieneś tyle pić? — spytałem, widząc jak prosi już o trzecią dawkę. Zanim jednak mężczyzna zdążył wziąć od Kurta naczynie, wyrwałem mu je.
— Też się napij, to może przestaniesz mi psuć zabawę — zaproponował, przejeżdżając mnie wzrokiem z góry na dół. — Albo lepiej nie, bo się jeszcze zrzygasz od samego soku.
Westchnąłem na jego słowa. Liczyłem na to, że skoro już udało mi się go tu przyprowadzić, to przynajmniej spróbuje się ze mną dogadać. Chyba się przeliczyłem co do jego osoby.
— Żeby było jasne, później się z tobą rozliczę, co do tego — zapewnił, schodząc z krzesła i kierując się w stronę kanap.
A ja poszedłem za nim, żeby go przypadkiem nie zgubić. W międzyczasie obszedłem całą salę zabaw dookoła i przypatrzyłem się dokładnie każdej grze, która znajdowała się na półce. Co i rusz patrzyłem w stronę chłopaka, upewniając się, że nie zwiał do domu albo nie upija się jak osiedlowy pijak, jednak on siedział spokojnie, przymykając oczy. Był to dla mnie dość dziwny widok, jednak nie narzekałem. Obaj czekaliśmy na zapowiadane wcześniej karaoke.
Pamiętam, że w którymś momencie przysiadłem na jednym z foteli obok Kurta. Było mi wtedy tak dobrze, tak bezpiecznie, że omal nie zasnąłem. Na szczęście w porę z sali obok rozległ się głośny wiwat. Otwierając oczy, szturchnąłem Kurta i skinąłem do niego, by podążył tam razem ze mną. Wchodząc do pomieszczenia można było czuć woń kwiatowych perfum i alkoholu, co odrobinę drażniło mój nos. Chłopak natomiast zdawał się kompletnie odciąć od rzeczywistości i siedzieć w swoim świecie, patrząc się na wchodzącego na scenę centaura.
— Witam wszystkich zgromadzonych! Serdecznie zapraszam do wzięcia udziału w konkursie romantycznej piosenki. Widzę, że mamy wielu chętnych — wspomniał, zapewne przypadkowo patrząc się akurat w moją stronę. — Może zaczniemy od wylosowania pierwszych zawodników?
Widownia zgodziła się z propozycją prowadzącego. Ten odłożył trzymaną w dłoni szklankę, szepnął kilka słów do swojego pomocnika i ponownie się do nas zwrócił.
— To co? Gotowi? — zapytał, kierując mikrofon w stronę tłumu. — Proszę bardzo! W takim razie zróbcie przejście dla pary z tyłu!
Wtedy wszystkie stojące przed nami osoby rozstąpiły się na dwie strony, tworząc niewielki korytarz. Ja także się przesunąłem, ale nie widziałem nikogo, kto miał przechodzić. Co jednak zauważyłem to to, że wiele osób patrzyło się na mnie i stojącego obok Kurta, który stał z założonymi rękami.
— Zapraszam, zapraszam! Obiecuję, że nie kopnę! — zażartował mężczyzna, wskazując ręką prosto na nas.
Poczułem wtedy jak oblewa mnie zimny pot. Nie spodziewałem się, że osobiście nas wywoła, nawet nie wiedziałem, że nas widział! Jednak przez ogromną presję, którą poczułem, złapałem Kurta za ramię i zaciągnąłem go prosto na scenę. Ten już chyba nie protestował tylko ze względu na to, że nie chciał odstawiać większego przedstawienia, niż prowadzący.
— Witajcie, witajcie! Proszę, rozgośćcie się przed występem — zaproponował, wskazując nam drogę za kulisy.
W małym pokoju, który stylizowany był na przebieralnię, otrzymaliśmy od kogoś dwa mikrofony, które... no właśnie, nie były zwykłymi mikrofonami. Gdy to coś znalazło się w moich dłoniach, mimowolnie pisnąłem, ponieważ poczułem, że zaczyna się ruszać. Urządzenie pokryte było różowym futrem, które mimo tego, że było bardzo przyjemne w dotyku, to budziło we mnie lekkie przerażenie. Dodatkowo miało zestaw kompletnych zębów, od których starałem się trzymać palce możliwie jak najdalej.
Zostaliśmy poinstruowani, że występować będziemy trzeci. Wszystko jednak zadziało się tak szybko, że żadne z nas nie miało nawet sekundy, żeby nie wyrazić na coś zgody. Dopiero kiedy zostaliśmy na chwilę sami w pomieszczeniu, Kurt zdołał się do mnie odezwać.
— Nie ma mowy, że będę z tobą, kurwa, śpiewał — zaprotestował, wciskając futrzasty „mikrofon” w moje ręce.
Nie było jednak opcji, żebym mu odpuścił. Skoro już się tu pojawiliśmy, to skończymy to, co zaczęliśmy. Widząc, że do końca obecnej piosenki pozostała około minuta, szybko podszedłem do Kurta, wplątując mu dłoń w te jego rudawe kłaki. Na mój dotyk natychmiastowo krzyknął, żebym go puścił, jednak tylko przyciągnąłem go bliżej do siebie, żeby jeszcze raz zrównać się z nim twarzą. Przyglądając się jego rozzłoszczonej twarzy, dostałem momentalnego napływu wspomnień do naszych wcześniejszych „przygód”.
— No dawaj, nie chcesz wygrać i mieć mnie z głowy? — zapytałem, prychając mu w twarz.
Ten nie odpowiedział, ale jego wzrok widocznie złagodniał. Biorąc kilka wdechów prawdopodobnie zastanowił się nad całą sytuacją i uznał, że skopanie mi tyłka, tak jak miał to w zwyczaju, może zostawić na później, szczególnie, że i tak stracił już cały piątkowy wieczór. Ja natomiast uśmiechnąłem się pod nosem, będąc z siebie dumnym, że udało mi się go zmusić do zostania.
Wyciągając dłoń z jego włosów, położyłem ją na klatce piersiowej, by następnie lekko go popchnąć. Chciałem w ten sposób sprawić, żeby się obudził i robił to, co powinien. Wciąż patrząc się na mnie morderczym wzrokiem, poprawił przekrzywioną koszulkę, żeby nie wyglądać jak wariat przed widownią. Ja natomiast podałem mu mikrofon domagający się uwagi; stworzenie pokracznie pomlaskiwało i wydawało dźwięki podobne do takich charakterystycznych dla noworodka, jednak miałem nadzieję, że wraz z rozpoczęciem melodii przestanie. Złapałem także za ten należący do mnie i ruszyłem wraz z Kurtem na schody prowadzące na scenę.
Stanęliśmy w wyznaczonych przez centaura miejscach, przygotowując się do występu. Między migającymi światłami reflektorów widziałem też wzrok chłopaka, który teraz uważnie przykuty był do mojej twarzy. Wiedziałem więc, że mogę zacząć to, co szybko zaplanowałem podczas ustawiania się tuż obok rudzielca. Jednak gdy podniosłem rękę, w której trzymałem mikrofon, ktoś z widowni krzyknął coś, o jego dziwacznym wyglądzie. Wtem jakby jako odpowiedź urządzenie wydało z siebie ogłuszający pisk, jednak kilka uderzeń z mojej strony szybko zapobiegło dalszym niechcianym dźwiękom. Tym samym z głośników doszła do nas dudniąca muzyka utworu, który ktoś wybrał za nas.
— Ooh baby... do... youu... suffer? — Usłyszałem jękliwy głos dochodzący z boku, przez co odruchowo się obróciłem.
Okazało się, że Kurt nie tylko mylił melodię piosenki, lecz także nie mógł rozczytać tekstu pokazującego się na telebimie. Gdy spojrzałem się w stronę ekranu okazało się, że wyświetlane słowa skutecznie zasłaniane były przez parę wysokich centaurów, którzy namiętnie wpychali sobie języki do ust. Gdyby nie tamte okoliczności uznałbym ich za bardzo uroczych, jednak w tamtej chwili miałem ochotę wyrwać im podkowy z kopyt, żeby byli choć trochę niżsi.
By choć trochę odciągnąć widownię od tak fatalnego występu, postanowiłem pociągnąć mój plan trochę dalej. Zwinnym ruchem przybliżyłem się do niezręcznie stojącego chłopaka, obejmując go jedną ręką w talii. Poczułem, jak się wzdryga, jednak to zignorowałem. Łapiąc za jego nadgarstek, pochyliłem mikrofon, który trzymał w ręce w taki sposób, żebyśmy oboje mogli do niego śpiewać. Nieważne już wtedy było, że myliliśmy co drugie słowo, liczyła się jedynie reakcja widowni, a ona, żeby nie przesadzić, była chyba wystarczająco pozytywna. Jednym uchem słyszałem głośne pokrzykiwania i gwizdanie, a drugim brzmienie rozpoczynającego się właśnie refrenu.
— Ohh, you set my soul alight — zaśpiewałem do mikrofonu, patrząc się prosto w oczy chłopaka.
Wyraźnie widziałem jego zszokowanie i było mi z tym dobrze. Pierwszy raz od dawna tak dobrze się bawiłem; w przerwie muzycznej między refrenem a kolejną zwrotką zaciągnąłem go do tańca, zmuszając poniekąd do naśladowania moich ruchów. Nie przejmowałem się jednak tym, co sobie myślał. Dłońmi sunąłem po swoim torsie, a następnie włosach, roztrzepując je na wszystkie strony. Patrzyłem się mimowolnie to na widownię, to na rudego, dając mu znak, że zaraz znów będzie musiał wydobyć z siebie głos.
Gdy druga zwrotka pokazała się na ekranie, złapałem za policzki chłopaka, zakazując mu patrzeć w tamtą stronę. To i tak nie miało sensu, skoro nie było widać tekstu, a był wyraźnie sfrustrowany. Z racji tego, że ja poniekąd go pamiętałem, nadal starałem się zagłuszać niemrawe naśladowanie sylab Kurta. Wtedy jednak do listy problemów dotarły też głośne piski dochodzące z mikrofonów. Tym razem nawet kilkukrotne pukanie nie pomagało, a tym bardziej pogarszało sytuację. Postanowiłem więc dotrwać do powtórki refrenu. Razem z Kurtem staraliśmy się współgrać z szumami i popiskiwaniem, tym samym próbując rozgrzać widownię jeszcze bardziej.
W końcu dotarliśmy do kilku ostatnich wersów piosenki. W tamtym momencie dotarło do mnie, że żeby mieć jakiekolwiek szanse na wygraną muszę zrobić coś, czego nikt się nie spodziewa, nawet ja sam. Wtedy też rzuciłem urządzeniem gdzieś daleko, do tej pory nawet nie wiem, w którą stronę. Nie obchodziło mnie to. Tym samym wyrwałem je też chłopakowi, uznając, że mu się już wcale nie przyda. I tak nas przekrzykiwały. Dłonią prawej ręki złapałem za żuchwę chłopaka, zmuszając go do spojrzenia na mnie. Widziałem wtedy każdy szczegół na jego twarzy; każdy pieprzyk, każdy włos spadający z jego głowy, jego zaróżowione policzki, przyśpieszony oddech. Czułem się tak samo, jak on. Nie wiedziałem, co się dzieje, ale nie chciałem przestać. Powoli wypuściłem zduszone powietrze, kompletnie wyłączając myślenie. Czy tego chcę? Tak. Na pewno? Nie wiem. Ale i tak to zrobiłem.
Łapiąc się jego barku, stanąłem lekko na palcach. Jeszcze raz popatrzyłem w jego oczy, tym samym przymykając własne. To wtedy złączyłem nasze usta. I to dość mocno. A każdą napływającą myśl zagłuszała wiwatująca widownia i dudnienie basu.
♡
[2751 słów: Claude otrzymuje 27+20 PD]
Nie trzeba było nikogo do tego zmuszać. Właściwie, Claude od samego początku zdawał się myśleć tylko o jednym, o Kurcie i o tym, by pocałować swojego obozowego towarzysza. Nie gwarantowało im to jednak ukończenia misji z pozytywnym wynikiem. Anteros chciał czegoś jeszcze, chciał, żeby półbogowie zabawili jego oraz publiczność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz