La question c'est voulez-vous
Ostatnie, czego było im teraz potrzeba to zostać nakrytym przez kogoś, kto mógłby kręcić się po obozie nocą; światło księżyca padało na ciemne zakamarki, sprawiając, że wyglądały jeszcze bardziej tajemniczo, mroczniej niż za dnia. Próbowali się skupić, opanować gnające niczym tabun koni myśli, jednak na próżno, oni nie potrafili ich dogonić, zaś one nie potrafiły zwolnić.
Mieli tylko iść do ojca po parę rzeczy, których zapomnieli zabrać i wrócić. Szybko, sprawnie, tak że nikt nawet się nie domyślił, że Quinn zniknęło w trzy diabły. A teraz stało tutaj, jak osioł, zastanawiając się jakim cudem, dali zaciągnąć się jakiejś pijanej dziewce.
Od nadmiaru zapachów powoli kręciło im się w głowie; było niedobrze i doprowadzało co odruchów wymiotnych. Alkohol, ich śmierdząca woda toaletowa i żeńskie słodkie niczym landrynki perfumy — tego było zbyt wiele. Nie mogli się jednak ruszyć, stali niczym słup soli przełykając ciężko ślinę. Ostatnie, o czym byli w stanie myśleć to, skąd wziął się nielegalny alkohol między półboskimi gówniarzami.
Ciepłe dłonie wodzące po policzkach, opuszkami dotykające piegów, sprawdzające każdy pieprzyk na ich szyi oraz twarzy… Zamknęli zielone oczy, oddychając ciężko. To było przypadkowe, z pewnością cała ta sytuacja im się śniła a oni po prostu byli w jakimś jebanym transie, z którego nie potrafili się obudzić.
Przeszedł ich dreszcz, gdy poczuli oddech na swojej szyi. Cholera...
Tak, tak, to z pewnością było przelotne, ulotne niczym sen, w którym się właśnie znajdowali. Tylko dlaczego nie mogli się obudzić? Wyrwać z krzykiem jak ostatniej nocy? No tak, oczywiście…
Kolejny raz zadrżało.
Dotyk. Prawdziwy, nie ten w przelocie – nie uderzenie, nie popchnięcie, żadne przypadkowe szturchnięcie ramieniem czy soczysta lepa podczas sparingu. Nie było w nim agresji, nie było w nim dystansu, do którego byli przyczajeni. Nikt ich nie przeganiał, bo śmierdzieli jak Stajnie Augiasza… Ten dotyk był ciepły, miękki, wcale nie przerażający. Quinn bardzo dobrze, nawet aż za dobrze wiedziało, jak bardzo im tego brakowało, z jaką zachłannością chcieli wtulić się w obcą dziewczynę, byleby ta nie przestała. NARESZCIE nie było czymś okropnym, podrzutkiem, jakimś przeklętym obiektem, którego lepiej strach dotknąć kijem a najlepiej to nie ruszać wcale.
Dziewczyna, tak, tak, z pewnością była to dziewczyna, niewiele wyższa od nich, może tego samego wzrostu… nie odsunęła się, nie dusiła się, nie miała odruchu wymiotnego, jak inni. Wręcz przeciwnie, przysunęła się jeszcze bliżej.
— No haré nada que no quieras* — nareszcie, odezwała się. Do tego po hiszpańsku…
Oh.
To skąd ją Quinn kojarzyło. Dziewczyna z pierwszej ławki niemająca węchu.
Przełknęli kolejną już gulę w gardle, oddychając niczym tonący, któremu udało się wystawić głowę ponad taflę wody.
Jej dłoń, ciepła i stanowcza, zatrzymała się gdzieś na karku Quinn, jakby nie chciała pozwolić, by to się urwało. Przez sekundę Quinn nie wiedziało, co zrobić. Instynkt podpowiadał, że powinno się wycofać, odsunąć, udawać, że to się nigdy nie stało. Ale coś silniejszego kazało mu zostać. Zatrzymać się w tej jednej chwili, trwać w niej, jakby mogło zamknąć ją w dłoniach i nigdy nie pozwolić jej uciec.
Bogowie miejcie mnie w opiece.
Oblizali spierzchnięte usta, zaciskając dłonie w pięści.
Jebać to.
Serce biło za szybko, oddech ugrzązł gdzieś w gardle. Wargi dziewczyny były miękkie, ciepłe, jakby należały do kogoś, kto nigdy nie waha się przed dotykiem. Quinn nie wiedziało, czy chce więcej, czy to już za dużo. Jednak kiedy dziewczyna poruszyła się nieznacznie, jeszcze bliżej, Quinn samo przyciągnęło ją mocniej, jakby bało się, że jeśli tego nie zrobi, to moment umknie i już nigdy się nie powtórzy.
I może tak właśnie miało być. Może to było jedno z tych wspomnień, które miało pozostać zamglone, ulotne, zasłonięte cieniem ukrycia. Może za kilka godzin, dni, tygodni, Quinn będzie się zastanawiało, czy to w ogóle się wydarzyło. Ale teraz, w tej chwili, była tylko ciemność, ciepły oddech na skórze i dotyk, którego nigdy nie miało zapomnieć.
Rzeczywistość uderzyła ich szybciej, niż się spodziewali. Stali jeszcze długo po tym wszystkim, choć dziewczyna zdążyła już zniknąć w czarnej nocy, a idąc do swojego łóżka, czuli się tak, jakby wypili kilka flaszek najgorszego trunku, jaki istniał.
Rzucili się na łóżko niczym kawałek szmaty, zwijając zaraz w kłębek nieszczęścia. Palcami wodzili po ustach, które nie tak dawno temu całowały innego człowieka. To nie tak miało być, ich pierwszy pocałunek nie miał być z dziewczyną, którą jakoś kojarzyli.
Schowali twarz w poduszkę.
Kurwa mać.
───
[711 słów: Quinn otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
*tłumacząc - Nie zrobię niczego, czego nie chcesz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz