sobota, 22 marca 2025

Od Adama — „Bukiet na medal” — część 1 [Walentynki]

Zawartość listu:
„KONKURS NA NAJŁADNIEJSZY BUKIET
Już w ten weekend na alejach Koperkowych odbędzie się konkurs na najpiękniejszy bukiet. W jury zasiądą specjalni goście, najlepsi z najlepszych, którzy ocenią wasze prace!
Ale, ale! Wygrać może tylko bukiet stworzony z miłością, a wszelkie kłótnie i nieprzyjacielskie postawy nie będą mile widziane.
Pozdrawiamy, organizatorzy konkursu”.
Adam, w momencie, w którym zobaczył gołębia z listem, już wiedział, że cokolwiek, co się w nim znajdzie, nie będzie wiadomością, którą chciałby usłyszeć. Był pewien, że nadawca listu nie jest zwykłym człowiekiem, może nawet tym nie był.
Z niechęcią odebrał list od gołębia, lekko głaszcząc ptaka po jego głowie. Gołąb zagruchał, przekręcając kilka razy łeb, a Adam domyślił się, że nie zamierza odlecieć bez potwierdzenia, że ktoś list dostał i przeczytał. Syn Atlantiadesa westchnął. Szybkim ruchem dłoni zerwał lakowe serce, podjął próbę przeczytania listu, po czym założył swoje okulary. Jego wzrok skupił się na tekście, który... cóż, mogło być gorzej.
Był jednak prawie pewien, że jeden z Bogów zstąpi na ziemię i własnoręcznie go udusi, jeśli zamierzałby, jak to zostało napisane, bukietu nie stworzyć z miłością, reprezentować nieprzyjacielskie postawy czy wszczynać kłótnie. Zdecydowanie tego nie chciał. Nie było mu to raczej groźne, nie był awanturnikiem, nie lubił nie lubić się z ludźmi. Mimo tego wisiało nad nim widmo, musi kogoś zaprosić.
Odpadali śmiertelnicy, nie ma mowy, że nie stanie się coś dziwnego, a nie chce mieć na sumieniu siostry zakonnej, która zobaczyła cyklopa. Musiał być to ktoś, kto albo mieszkał blisko, albo byłby w stanie przyjechać na zawołanie. Lista gwałtownie się zwężała, Adam ciągle znajdywał jedno czy drugie ,,ale” (musi się przyznać — był bliski do zaproszenia Gabriela, jednak domyślił się, że syn Bachusa ma chwilowo ważniejsze rzeczy do zrobienia, a zresztą wątpił w jego zmysł estetyczny), aż w końcu, jedyna osoba, jaka została na jego wyimaginowanej liście, była Yasmin.
Gołąb cicho zagruchał (czemu tyle tu był?), zadowolony z wykonania swojego obowiązku. Adam zacisnął zęby, zabierając ze sobą list, lekki płaszcz i klucze. Szybko opuścił mieszkanie. Nie chciał tracić czasu. 

 ♡

– Hej, jest Yasmin? – spytał blondynkę, która, jak mniemał, przyjaźniła się z Egipcjanką. Starał się ignorować zdenerwowanych ludzi stojących za nim, w końcu i tak nic nie zamawiał, to tylko kilka sekund. Kobieta spojrzała na niego z wytrzeszczonymi oczami, palcem kazała mu poczekać, a chwilę później zniknęła na zapleczu.
Nie minęła nawet minuta, a obie z nich znowu pojawiły się przed ladą. Poszedł usiąść przy jednym ze stolików z córką Nemezis, a kątem oka zobaczył, jak jej przyjaciółka (z pełnym kontaktem wzrokowym), uniosła dłoń i pokazała mu kciuk w górę. Jego kąciki ust niezręcznie się uniosły.
– No? Słucham – powiedziała heroska, opierając głowę na dłoniach, grabiąc się nad stołem. Amerykanin szybko wyjął z kieszeni lekko pogięty list (nie pogniewają się za to na niego, prawda?), a ciemnowłosa zmarszczyła brwi.
– Uhm... więc... przyleciał do mnie gołąb.
– Nie mów, że Jahwe ci się objawił.
– H-huh? Nie – odpowiedział, jednak chwilę mu zajęło, żeby znowu wrócić do tego, co chciał powiedzieć. Podrapał się po brodzie, po czym podał list Yasmin. – Chyba powinienem tam przyjść, do tego muszę kogoś zabrać, uh... więc, chciałabyś może pójść ze mną? – Zaproponował, spoglądając na własne ręce, tylko po to, żeby nie patrzeć na reakcję znajomej. Był niemal pewien, że był bardziej czerwony niż pomidor.
– Czyli inny bóg – zaśmiała się lekko, skupiając swój wzrok na liście. – Chyba nie będzie problemu, nie? – odpowiedziała spokojnie, spoglądając na Adama. – Dobra, pójdę, Carmeline się nie obrazi. Chodźmy już, tylko jej powiem, że mnie nie będzie. – Razem z tymi słowami, już kilka sekund później znalazła się przy swojej przyjaciółce. Zamieniły kilka słów, nie był pewien, czy chciał wiedzieć jakie. 

 ♡

Przybyli na Aleje Koperkowe, gdzie szybko zauważyli, że przybyło o wiele więcej ludzi, niż by chcieli. Najwidoczniej nie był jedynym, komu gołąb przysłał list. Równie pewne było to, że bogowie chyba lubią patrzeć, jak herosi i inni zabijają siebie nawzajem.
– Ej, kto to tam siedzi? – wyszeptała Yasmin, palcem wskazując na kobiety siedzące przy długim stole. Adam zmrużył oczy, aby przyjrzeć się tym, których uznał, że muszą być organizatorami. Jedynie zmrużył oczy, po czym był już niemal od razu pewien, co widzi. Jasnowłosa kobieta na samym środku, po jej lewej stronie widocznie młodsza od niej kobieta (jednak Adam nie był pewny, czy młodsza również od niego), a po prawej, jedna z najpiękniejszych kobiet, jakie kiedykolwiek widział. Nie był w stanie opisać jej inaczej, zapamiętywał jej włosy jako jasne, a kiedy znowu na nią spojrzał, były brązowe. Ceres i Wenus, dwie boginie, a przy ich boku ktoś, kogo nigdy w życiu nie widział, jednak spodziewał się, że była to półbogini, w końcu, byle kogo bogowie tak nie traktują.
– …Ceres, Wenus i... nie wiem – odpowiedział z trzęsącym się głosem. Yasmin spojrzała na niego, jakby próbował jej wytłumaczyć, dlaczego kura przeszła przez ulicę. Westchnął. – Ta trzecia to na pewno nie bogini. – dodał, a dopiero wtedy wydawało się, że kobieta zrozumiała. Nie chciał myśleć, że Egipcjanka uważała, że nie potrafi rozpoznać rzymskich bogów. Byłby rozczarowany sam sobą, gdyby była to prawda.
– Uwaga! – nadzwyczajnie głośny, kobiecy głos zwrócił uwagę każdego na jasnowłosą boginię, w której włosach zaplątane były kłosy przeróżnych zbóż. Cisza zapadła szybciej, niż można było sobie wyobrazić. Wziął głęboki oddech, próbując ponownie skupić wzrok na Ceres, jednak jedynie kilka sekund potem musiał oprzeć się na Yasmin, aby się nie przewrócić.
– Przepraszam – wymruczał pod nosem, wzrok kierując na swoje buty. Przymknął lekko oczy, jednak dalej czuł, że ktoś (dobrze wiedział kto, się na niego patrzy, a to szczególnie mu się nie podobało). Próbował to ignorować, jednak nawet całą uwagę skupiał na... czymkolwiek innym, czuł na sobie ten palący wzrok. Bardzo nie chciał tego czuć.
– Zebraliście się dzisiaj na konkurs, którego organizatorami nie jest nikt inny, niż my. Ja, Ceres, moja dobra przyjaciółka, Wenus, oraz moja córka, Leila. Zresztą, wiecie, kim jesteśmy. – Przedstawiła się bogini, przeglądając każdego z przybyłych wzrokiem. – Dobrze! Widzę, że jesteście w dobrym duchu, to bardzo dobrze, przyda się to. Przejdźmy do detali. – Zakończyła swoją przemowę, siadając przy stole i biorąc łyka wody, a kilka sekund później, tym razem wstała Wenus.
– Gołąbeczki! Najważniejsze w tym konkursie, są wasze emocje, przyjaźń, również kwitnąca miłość. — powiedziała głośno, jej głos był słodki, jednak oczarował każdego z uczestników — nie sposób było wzrok odwrócić od jej trzepoczących rzęs i perfekcyjnie pomalowanych ust. – Sprzeczki i kłótnie źle wpłyną na wasze rękodzieła, a każdy z nas chce tego ominąć. Leży to w waszym interesie. – zakończyła, po czym, podobnie jak poprzedniczka, usiadła, jednak Adam podejrzewał, że w trosce o właśnie idealną pomadkę, nie napiła się.
– Jeśli chodzi o... logistykę, macie sześć godzin. Pewnie zastanawiacie się, co z materiałami do bukietów? Oferujemy szeroką ofertę kwiatów i innych roślin, także narzędzi, jednak możecie również udać się gdziekolwiek indziej, aby zdobyć swoje własne – powiedziała ostatnia, o wiele ciszej niż siedzące obok niej kobiety, jednak również z o wiele cieplejszym tonem głosu. – Przypominam, że bukiet wykonujecie w parach. Wszystko jest dozwolone, jednak spróbujcie sobie nic nie zrobić, zanim zrobi to moja matka. – Uśmiechnęła się ciepło, ostatnie kilka słów mówiąc znacznie ciszej, właściwie, ledwie je usłyszał, a mimo tego, był pewien, że Ceres usłyszała te słowa.
Razem z tym, zgromadzeni dopiero wtedy zdawali się zauważyć stoły, które ewidentnie cały czas się tu znajdowały (albo stały tu cały czas). Spojrzał na Yasmin, ściągając dłoń z jej ramienia.
– Chcesz zebrać pióra gołębi i jakieś kłosy zbóż? Spodobają się jury. – Zaproponował z lekkim parsknięciem. 

 ♡

Zastanawiał się, jak do tego doszło, że zbierali ledwie rosnące rośliny w parku, co kilka minut ganiając za gołębiami z nadzieją, że upuszczą kilka piór, które można ze sobą zabrać. Miał nadzieję, że nie będzie musiał tak zdobywać tych piór, jednak może Wenus się nie dowie. Nie był pewien, czy umiała czytać myśli wszystkich gołębi z całego Nowego Jorku. Miał nadzieję, że nie.
– Adam! Patrz! – zawołała Yasmin, a siwowłosy odwrócił się do niej, w jej dłoni dość spore pióro, które, nie był pewien, ale chyba nie należało do gołębia. Spojrzał na swoje marne zbiory, trzy kłosy..., czegoś, oraz dwa niezbyt odznaczające się czymkolwiek pióra. Uśmiechnął się lekko i kiwnął głową, niezbyt wiedział, co miałby powiedzieć. – Hej, chcesz pójść kupić gąbkę? Jakby pocięte kawałki wbić na patyk... – zaproponowała, podchodząc do Adama, który zerwał następny kłos. Wyprostował plecy i odwrócił głowę w jej stronę.
– Brzmi dobrze – stwierdził z zaciekawieniem na twarzy. Nie pomyślałby o czymś takim, a kreatywność może i miała wpływ na to, jak ich ocenią... mógł jedynie podejrzewać, co działo się w ich głowach, szczególnie głowach Ceres i Wenus.
W tym momencie usłyszał zza drzew jakieś szepty, nie potrafił cokolwiek zrozumieć, chociaż miał przeczucie, że nie mogą zostawić tego... tak o. Nie był pewien, co myślał w tej chwili, jednak z pewnością siebie, jakiej nigdy w życiu nie czuł, podszedł do pary herosów, czających się za drzewem.
Spojrzał prosto w ich zaskoczone oczy, oparł dłoń na biodrze i dopiero wtedy pomyślał, że mógłby przydać się plan, co w ogóle powiedzieć. Zmrużył oczy, obejrzał rudowłosą heroskę od stóp do głów, mlasnął nieznacznie, jakby coś zdecydowanie w jej wyglądzie się mu nie podobało, po czym powtórzył to samo ze stojącym przy niej mężczyźnie o czarnych włosach, jednak tym razem zamiast mlaśnięcia, z jego ust wydał się jedynie pomruk niepewności.
– Yas, rzuć na nich jakąś klątwę. – Zarzucił głowę w stronę kobiety, ostatnie sekundy zastanawiając się, dlaczego stwierdził, że będzie to dobry pomysł, a następne kilka zastanawiając się, czy córka Nemezis zrozumie, że blefował.
– Ah, nie, nie! Nie będzie takiej potrzeby – zaśmiała się niezręcznie kobieta, drapiąc po głowie. – Wymyślimy coś innego, to żaden problem, prawda, kochanie? – zwróciła się do mężczyzny obok, który jedynie pokiwał głową z przerażeniem. Zanim się obejrzał, para zniknęła mu z oczu, a on wziął głęboki oddech i schował twarz w dłoniach.
– ...Kurczę blaszka – skomentował, jednak nie był pewien, kto z ich całej czwórki był bardziej zszokowany jego zachowaniem. Najbardziej, nie chciał myśleć, że pierwsza rzecz, jaką wymyślił, było to. Zwykle spojrzałby się na Yasmin, niczym smutny pies, któremu zapomniano dać smaczka, żeby to ona coś zrobiła. – Nie rozmawiamy o tym.
– Jaaasne... – mruknęła Egipcjanka, podchodząc do mężczyzny. – Więc, gąbka?
– Tak. 

 ♡

Yasmin skupiała się na układaniu kwiatów w jakkolwiek sensowny sposób, a jej towarzysz jedynie przynosił więcej kwiatów, kiedy wyglądało, jakby czegoś brakowało. Wspólnie zgodzili się na kwiaty, które reprezentowałyby ich obu. Oczywiście, jaśmin, w tym filozofii nie było, jednak Adam musiał dłużej zastanowić się dłużej nad swoimi. Szybko zdecydował się na fiołki, lubił ich znaczenie, były dość przyjemne estetycznie, dopasowywały się do jaśminu. Bukiet nabierał kształtów, jednak czegoś w nim brakowało. Wyglądał uroczo, mieszanka białego jaśminu, fioletowych fiołków, niebieskie i białe kostki gąbki, złote kłosy i kolorowe pióra. Było... naprawdę ładne, szczególnie kiedy Yasmin spróbowała sparować perłową wstążkę i niebieski papier, aby owinąć cały bukiet.
– Też ci czegoś brakuje? – Yasmin odwróciła głowę do Amerykanina, obracając bukiet z jednej, w drugą, oglądając z każdego kątu, w jaki mogła przekrzywić dłoń. Zanim Adam zdążył odpowiedzieć, przy Yasmin pojawiła się wysoka kobieta, o czarnych, kręconych włosach. Był niemal pewien, że to znowu ktoś próbujący... zainspirować się ich pomysłem, jednak nie wyglądało to na to.
– Cóż, według mnie, jest prawie tak piękne, jak ty. – Uśmiechnęła się do Yasmin, lekko się nad nią nachylając, aby mieć twarz nad jej ramieniem, ledwo nie dotykając się głowami. Egipcjanka wzdrygnęła się, jednak kto by tego nie zrobił? Musiał przyznać, czuł się jak trzecie koło, a z tym nie było mu komfortowo. Yasmin... może nie tyle, że niekomfortowo, a bardziej, wydawała się bardzo, ale to bardzo, zaskoczona i zmieszana.
– Prz- co? – Zamrugała kilka razy, patrząc na kobietę, która postanowiła, że dobrze będzie zacząć głaskać córkę Nemezis po ramieniu, nadgarstku, dłoniach i palcach. Z każdą chwilą czuł się, jakby w czymś przeszkadzał jeszcze bardziej. Yasmin westchnęła, po czym zrzuciła z siebie, dość agresywnie, dłonie kobiety. – Robimy bukiet, ty też powinnaś – prychnęła w stronę czarnowłosej, piorunując ją wzrokiem.
– Jezu, weź, taka jesteś. – Wypuściła z nosa nadmiar powietrza, odchodząc, kopiąc kamienie na ziemi. Whew, koniec bycia trzecim kołem.
– Uhm... co sądzisz, żeby dodać niezapominajki? Dodadzą trochę koloru, nie odbierając głównej roli jaśminów i fiołków – zaproponował, podchodząc nieco bliżej Yasmin. Kobieta chwilę zamyśliła się, przymknęła oczy, jakby próbując sobie zwizualizować, jakby to wyglądało, po czym lekko się uśmiechnęła i kiwnęła głową.
Przyniósł kilka niezapominajek, jednak bał się zerkać na zegarek na swoim nadgarstku. Czuł nad ramieniem, że czas im się powoli kończył, chociaż wcale nie zbierali materiałów tak długo, bukiet też zrobili dość szybko. Może mu się wydawało, wręcz miał taką nadzieję, jednak zestresowane twarze innych wcale nie wskazywały na cokolwiek innego.
– Adam, może ty je gdzieś włożysz? – rzekła czarnowłosa, podając mu bukiet, kiedy tylko pojawił się w zasięgu jej dłoni. Zamrugał kilka razy, jednak wziął bukiet w swoje dłonie, ostrożnie wkładając niezapominajki tam, gdzie brakowało trochę tekstury, ostrożnie, aby nie zepsuć ich rękodzieła, a na koniec owinął papierem i zawiązał perłową wstążką.
Mimowolnie, kąciki jego ust uniosły się, podając bukiet Yasmin, gdyby na wszelki wypadek chciała coś jeszcze poprawić, jednak na jej twarzy również zawitał delikatny uśmiech.
Wtedy, ponownie usłyszeli głos bogini, a wiele herosów zakwiczała z rozczarowaniem. Domyślał się, że nie zdążyli bukietów dokończyć, jednak Adam, jak bardzo nie chciałby się do tego przyznawać, czuł się zadowolony, że akurat on był w stanie zmieścić się niemal idealnie w wyznaczonym czasie. Spojrzał na Yasmin i miał wrażenie, że czuła to samo. 

 ♡ 
[2126 słów: Adam otrzymuje 21+20 PD]
Konkurs raczej przebiegł... bez większych komplikacji. W każdym razie, gdy takie się pojawiły, to dobrze sobie z nimi poradziliście i przede wszystkim, udało się wam zrobić bukiet na czas, w przeciwieństwie co do niektórych uczestników. Serdeczne gratulacje, wygląda na to, że wasze umiejętności manualne i współpracownicze się opłaciły.
Teraz pozostaje najbardziej stresująca kwestia, czyli, czy wasze starania i wysiłki były wystarczające, by osiągnąć dobry werdykt w oczach bogiń. Nie da się ukryć, że każda z osob zasiadających w jury może mieć inne spojrzenie na to, jak dla nich wygląda ten jeden, jedyny, idealny, perfekcyjny i pełen uczuć bukiet.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz