Zawartość listu:
„Widzieliście, że centaury też mogą być homofobiczne? No, to teraz wiecie. Większość z nich jest naprawdę chillowa, ale Pávlos to ten gorszy przypadek dzikiej natury. Pávlos ma córkę, a córka Pávlosa ma dziewczynę, też centaurydę.
Normalnie zaproponowałbym wysłanie mu kilku koni i powinno być po sprawie (a przynajmniej tak twierdzi Zeus), ale nie wiem, czy nie uzna tego za obraźliwe. Dlatego poszukuję kogoś z dużą cierpliwością, kto jest gotowy wytłumaczyć panu końskiemu móżdżkowi, że każda miłość jest piękna. Do listu załączam dwa kaski i zestaw ochraniaczy, tak na wszelki wypadek..~ Ganimedes”.
— Ja i moja.. uhm.. moja.. właściwie nie moja w sensie moja własność, nie przedmiot, ale… — plątała się chwilę Wanda.
—Tak, uwielbiamy paintballa — powtórzyła Philip. — Gramy przy każdej okazji! Bardzo chciałybyśmy i tą wykorzystać.
Pávlos nie był pewny, jaką ekspresję przybrać. Na jego twarzy mieszały się różne emocje - rozbawienie, bo przecież może to żart jego córki, kolejny głupi wybryk; oburzenie - jak to, dwunogie nieznajome, które pewnie myślą, że paintball to jakaś tam dziecięca zabawa chcą z nim konkurować? Na końcu stał się znowu poważny, nadal jednak było widać po nim lekką konsternację i zirytowanie.
— Co myślisz, Luka? — zwrócił się do centaura stojącego obok.
— Myślę, że to zawsze jakieś urozmaicenie - przyjaciel Pávlosa wydawał się znacznie milszy od niego na pierwszy rzut oka. Brzmiał też zdecydowanie milej, i uśmiechnął się do dwóch herosek.
— Ale nie są tak dobre jak my… — upierał się drugi centaur.
— Nie wiemy tego, musimy sprawdzić!
Pávlos westchnął jeszcze raz, a potem klepnął kolegę w plecy. Jego dłoń przesunęła się w dół, aż do karej ogierzej sierści.
— Wątpię w to. Razem mają tylko cztery nogi! I będą rywalizować z naszą piątką, nie ma szans, żeby nam dorównały.
Philip wzdrygnęła się lekko, ale w końcu miała za sobą gorsze walki. Parę balonów z farbą i konie nie były aż takie straszne. Odwróciła się do parki za nią. Sinara pokazała im uniesione kciuki, Aleka trzymała już w rękach kamizelki ochronne. Musiała pójść po ten sprzęt, kiedy rozmawiały z jej ojcem, który również właśnie to zauważył. Ponownie się nachmurzył.
— Tato, idziemy do szopki, żeby dziewczyny wybrały sobie jakąś broń! — krzyknęła do niego radośnie córka.
Pávlos jeszcze bardziej się zdenerwował, ale Luka powiedział mu coś na ucho, i centaur nieco się rozluźnił. Na tyle, żeby bez większych pretensji otworzyć im wspomnianą szopkę.
Na ścianach wisiał niezły arsenał. Razem z nimi weszła reszta centaurów i zabrała większość karabinów.
— Wyglądają na bardzo zgrany zespół — szepnęła Wanda do Aleki.
Centauryda przytaknęła.
— Są całkiem nieźli, a na pewno tak myślą. To też dużo daje.
— Jesteśmy też bardzo pewne siebie, prawda, kochanie? — powiedziała Philip, patrząc na pozostałą broń, z której miały wybrać.
— Poczuję się pewniej z takim w dłoni — Wanda sięgnęła po jeden z karabinów. Zdziwiło ją, jaki był ciężki - nie zbyt ciężki, w końcu była nieźle umięśnioną półboginią, ale zbiło ją to z tropu.
Karabin sprzed twarzy wziął jej Pávlos.
— I tak nie dałabyś z nim rady, to skomplikowana broń — prychnął.
Co może być skomplikowanego w rzucaniu balonami z farbą?
— Weźcie te - Aleka wyciągnęła z zakurzonego kąta karton.
Wanda znalazła odpowiednik broni, którą sprzątnął centaur, a Philip próbowała pociągnąć za spust mniejszego, bardziej poręcznego pistoletu. Oderwały się od nich i spojrzały na centaurydę. Z kartona wyciągnęła dwa małe pistoleciki właściwie — jeden jaskrawo różowy, drugi w kwiatki. Dziecinne zabawki. Na twarzach herosek odmalowało się niedowierzanie.
— Na nich uczyłam się paintballu! Jednym postrzeliłam kiedyś Sinarę, tak się właśnie poznałyśmy. Można więc powiedzieć, że przyniosły mi szczęście. I wam też na pewno przyniosą.
Philip nie była przekonana. Jeszcze raz spojrzała na pistolet w dłoni, na Wandę, a potem na Pávlosa, który parę metrów od nich rozmawiał z jakimś centaurem. Kiedy spostrzegł pistoleciki w rękach córki, szeroko się uśmiechnął. “No, wygraną mamy w kieszeni” — mówiły jego oczy. Od razu poprawił mu się humor.
— W sumie ten w kwiatki jest słodki — powiedziała Wanda, z ulgą odkładając karabin. Za ciężki i cholernie nieporęczny. Za cholerę nie mogła zrozumieć, jak ma tym czymś wycelować. Już dziecięca zabawka zapowiadała się lepiej. Wręczyła Philip ten różowy i chwyciłą drugi.
— Rozwalimy ich! — krzyknęła i pocałowała dziewczynę w policzek, co zmazało uśmiech z twarzy centaura.
— Rozpoczynamy za dwadzieścia sekund! - powiedział jeszcze i wyszedł, a one ruszyły za nim.
— Oby to mu starczyło na wyciągnięcie kija z dupy - mruknęła Sinara, która przyszła życzyć im powodzenia. - Nie martwcie się, w końcu to zabawa! Zresztą ojciec mojej ukochanej jest tak zapatrzony w siebie, że może sam się potknąć i postrzelić.
— Nie tylko w siebie - dodała jeszcze Philip.
Miały teraz trochę czasu na ukrycie się przed właściwym rozpoczęciem rozgrywki. Przez to, że żartowały sobie z centaurydami, nie usłyszały ile. Pięć minut? Dziesięć? Może dwadzieścia?
Raczej dwadzieścia sekund — ledwo obiegły jedno z drzew, rozbił się na nim balon. Na szczęście nie trafił żadnej z nich, ale mocno zaskoczył heroski. Oburzone “kurwa!’ Wandy zostało okraszone śmiechem drużyny centaurów. Wanda pociągnęła Philip za sobą w kierunku następnego drzewa, było słychać już tętent zbliżających się kopyt.
— Szczęście wam tak długo nie dopisze!
Na razie udawało im się umykać, ale w słowach centaura kryło się ziarno prawdy. Nie ma szans, żeby wygrały. Wszyscy to wiedzieli. Kontynuowały jednak tą zabawę w kotka i myszkę, i nie było aż tak źle, kiedy nie myślały o wygranej, skoro i tak przegrają. Wandzie udało się nawet postrzelić dwóch członków przeciwnej drużyny!
Była to bardzo męcząca, nierówna rozgrywka. Zasapana po biegu Philip zatrzymała się przy drzewie i zaczęła nasłuchiwać.
— Żadnych centaurów w pobliżu - szepnęła do Wandy.
— Nieprawda, posłuchaj
Faktycznie — nie był to dźwięk jakiego oczekiwały, na przykład tętent kopyt albo pękający balon. Był to… śpiew, właściwie nucenie. Fałszywe i ciche, ale było je słychać dość wyraźnie. Wanda położyła sobie palec na ustach i ostrożnie zaczęła iść w tą stronę, a centurionka za nią.
Pod drzewem leżeli Luka i Pávlos. Głowa tego pierwszego spoczywała na piersi przyjaciela, który nucił. Znały go jakąś godzinę, ale nie przypominał surowego gbura, jakim dotychczasowo był. Wplątał palce w włosy Luki i przesuwał nimi powoli. Opuszkiem dotknął karku przyjaciela, na co ten lekko zadrżał. Pávlos przerwał śpiew i pochylił głowę w dół. Chwycił dłonią podbródek Luki, i….
I od razu ją cofnął, gdy usłyszał trzask gałęzi. Wanda zapatrzona w scenę (tak jak Philip, miała szeroko otwarte usta ze zdziwienia), przypadkowo złamała gałąź drzewa, o które się oparła.
— Halo?
Pávlos chciał się zerwać, a Luka położył dłoń na pistolecie do paintballu. Trzeba było szybko podjąć decyzję. Miały jeszcze szansę zestrzelić ich dwóch, i wtedy byłyby o krok od wygranej.
Francuzka przypomniała sobie jednak pierwotne zadanie, jakie miały do wykonania.
— Rzućcie broń! Przyszłyśmy porozmawiać! — i żeby udowodnić swoje słowa, rzuciła pistolecik na ziemię. Wytrąciła również drugi z rąk swojej dziewczyny. Postawiłą wszystko na jednej szali.
Centaury nie leżały już przytulone, przybrali bardziej wyniosłe pozy, z jakiegoś powodu jednak nadal nie strzelili, mimo że ojciec Aleki trzymał dłoń na broni.
— Spokojnie - powiedziała Wanda do wyraźnie spiętego Pávlosa. — Nic się nie stanie, jeśli na chwilę nie będziesz wszystkiego kontrolował. Możesz sobie odpuścić.
Centaur zaśmiał się nerwowo.
— Muszę mieć zawsze wszystko pod kontrolą. Taka jest moja odpowiedzialność. Mój obowiązek, zajmuję ważną pozycję i jestem ojcem, który musi dobrze wychować córkę. Nie mogę odpuścić.
— Nigdy nie będziesz w stanie wszystkiego kontrolować. Niektóre rzeczy nie są ogarnianie przez twój rozum, ale to wcale nie znaczy, że muszą być złe — powiedziała Philip, patrząc na dłoń Luki uspokajająco gładzącej przyjaciela po ramieniu. — Mogą też być piękne, ale nie dajesz sobie szansy, żeby to zobaczyć.
Centaur chciał jeszcze coś dopowiedzieć, odruchowo zaprzeczyć, ale chyba dalej nie mógł wymyślić, co. Czy te słowa do niego trafiły, czy nie? Tępo patrzył w różowy pistolecik należący niegdyś do jego córki. Coś chyba zaczynało do niego docierać. Odwrócił się w stronę centaura głaszczącego go po ramieniu. Wstał, po czym chwycił go za rękę. Chyba do niego dotarło, bo wyglądał, jakby miał zamiar coś powiedzieć. Przerwały mu jednak krzyki, i tętent zbliżających się centaurów. Na polankę wypadła Aleka z Sinarą i pozostałymi członkami drużyny jej ojca.
— Nigdzie nie mogliśmy was znaleźć! — zwróciła się do nich z wyrzutem Aleka. W jej głosie słychać było gniew, ale w oczach czaiło się pytanie, wynikłe z faktu znalezienia Wandy i Philip z dwoma centaurami na polanie. Do czego mogło dojść?
— Innym razem dokończymy tą rozgrywkę — rzucił jeden z członków drużyny centaurów. — Byłyście całkiem niezłe!
Rozpoczęła się radosna rozmowa, i zapanowała atmosfera jakże różna od napiętej niechęci, którą zostały poczęstowane na wstępie. Brakowało jednak dwóch osób — Philip zauważyła Pávlosa i Lukę oddalających się, również rozmawiających. Nadal trzymali się za ręce.
♡
[1301 słów: Philip otrzymuje 13+20 PD]
A potem wszyscy radośnie odeszli w stronę tęczy, a w tle leciało „Believe” Cher. No dobra, Pávlos wciąż ma do przepracowania swoją zinternalizowaną homofobię, ale dzięki Philip i Wandzie jest o krok bliżej ku temu i lepszej relacji ze swoją córką. A nasze ulubione sapphic heroski wypracowały sobie szacun na dzielni wśród centaurów. Kto wie, być może tego typu znajomości kiedyś okażą się przydatne?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz