LATO
Ostatnie myśli, jakie przewinęły się mu przez głowę, zanim jego plecy wylądowały w zimnym i kleistym błocie, były “o kurwa”. Zablokował uderzenie pięści in probatio, ale za jakim kosztem? Był w stanie przeżyć ubrudzoną bluzę, ale także czuł, jak jego włosy również pokryły się błotem. Nie należało to do najprzyjemniejszych przeżyć, o ile brudne ubrania nie były dla niego problemem (bądźmy szczerzy, trzeba było się postarać, żeby w jego garderobie znaleźć ubrania, które nie były brudne), to o włosy zawsze dbał. Nie, jakby miało to teraz znaczenie.
Podniósł się, żeby nie moczyć włosów jeszcze bardziej, po czym jego wzrok wylądował na młodszym chłopaku. Lekko zaśmiał się pod nosem, słysząc, jak Theo skomentował to, co się stało.
– Hej, przecież mogło być gorzej. – brechtał się, powoli podnosząc się na dwie nogi (szczególnie uważnie, żeby tym razem nie pobrudzić sobie nosa i przodu bluzy). – Przynajmniej nie każę ci się bić z jakimiś.. bazyliszkami. – uśmiechnął się szeroko, z góry patrząc na legionistę.
– Wolałbym te bazyliszki. – bąknął czarnowłosy, podnosząc do góry dłoń, oczekując, że ktoś pomoże mu wstać. Rodion jedynie uniósł brew, krzyżując ręce. – Nie pomożesz? – spytał z poirytowaniem Theo, a w odpowiedzi otrzymał jedynie kręcenie głową. Głęboko westchnął i wspiął się do góry samodzielnie.
– Spoko, załatwię ci jakieś na następny raz. – zażartował, po czym spojrzał na słońce, które z każdą chwilą było coraz wyżej. – No, to na dziś to koniec. – oznajmił, spokojnymi i powolnymi krokami idąc w stronę baraków. Musiał, ale to musiał, zmienić bluzę i porządnie umyć włosy. To samo zalecałby swojemu legioniście. Gwałtownie zatrzymał się, kiedy na ramieniu poczuł czyjeś palce, mocno je ściskające.
– To tyle? Czy ty się na mnie wyżywasz, a potem jak obrywasz trochę mocniej niż zwykle, to sobie idziesz? – oskarżył go in probatio. Mówił przez zęby, centurion czuł, że chłopak faktycznie miał to na myśli, że nie mówił tego po to, żeby wymusić na nim dalszy trening (pf, dla niego odwołanie treningu powinno być powodem do radości). Rodion obrócił się, lekko zmrużonymi oczami zerkając na Amerykanina.
– Trening musi być surowy, inaczej nic się nie nauczysz. Każdy kiedyś wylądował twarzą prosto w błocie, każdy kiedyś wstawał zanim wstało słońce, żeby iść na trening. – wysyczał, patrząc prosto w jasnozielone oczy Theo. – Jeśli nie chcesz, to nie przychodź, ale czego się nauczysz, kiedy będę musiał doradzać więcej niż jednej osobie? – mruknął, mocno chwytając piętnastolatka za rękę i odsuwając jego dłoń od siebie. Obrócił się na pięcie i kontynuował swój powrót do baraków. Spodziewał się ataku z tyłu, a nawet, miał na niego nadzieję, jednak dotarł do baraków bez przeszkód.
***
WIOSNA
Minął rok, od kiedy Theo pojawił się w Obozie Jupiter. Dokładny rok, żeby być dokładnym. Właśnie dzisiaj miał oficjalnie zostać legionistą, a nie jedynie in probatio, najbardziej ekscytujące ze wszystkich, również otrzymać swój tatuaż. Dla Rodiona nie było to doświadczenie, które wspominał z wielką radością, jednak dla syna Somnusa mogło być na odwrót.
Mimo wszystkiego, nieważne jak długo siedział przy jego łóżku, chłopak wydawał się nie mieć zamiaru podnosić w najbliższym czasie. Zazwyczaj to Casper, do którego wcześniej należało dolne łóżko, budził się przed Rosjaninem. Teraz najwidoczniej było na odwrót. Może lepiej, jednak przeklinał siebie za to, że ciągle porównywał ich dwójkę do siebie.
Patrząc na to ile czasu minęło od jego pobudki, w pewnym momencie rozważał oparcie się o ich łóżko i ucięcie sobie małej drzemki. Spał o wiele lepiej, od kiedy Theo przeprowadził się na dawne miejsce Caspera (kto by się spodziewał?), za to, był mu wdzięczny.
Centurion trochę temu obiecał sobie, że skończy z budzeniem Theo przed ósmą. Spojrzał na zegarek. Uśmiechnął się do siebie, widząc godzinę ósmą i dwie minuty. Siedział tu tak długo, mógł robić o wiele produktywniejsze rzeczy, a teraz może urządzić mu to, co szykował od jakiegoś czasu.
Szybko wskoczył na górę ich łóżka piętrowego, wygrzebując spod koca, którego nie używał, woreczek z dziwnym, mechanicznym.. czymś, co przypominało budzik, jednak taki, który przyciągał z śmietniska wszystkie inne metalowe rzeczy. Rodion nie należał do tych osób, które dbają o to, jak wyglądają rzeczy. A ta konstrukcja była kolejnym dowodem.
Cicho zszedł na ziemię, lekko chichotając pod nosem, po czym postawił swój wynalazek obok głowy Theo. Z zachwyconym wyrazem twarzy, zaklaskał dwa razy, a z budzika wydobył się najgorszy rechot, jaki kiedykolwiek usłyszał. Zmieszane dźwięki zwierząt, jakie zdołał nagrać czy zdobyć, uderzania o siebie metali, dźwięki fajerwerków, pękania balonów, drapania paznokciami o tablicę, widelcem o talerz. W skrócie, dźwięki z koszmarów.
Uśmiechał się dumnie z siebie samego, nie przejmując się tym, że zapewne za kilka sekund dostanie budzikiem prosto w twarz. Zakrył nos dłonią, na wszelki wypadek.
Theodore?
────
[750 słów: Rodion otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz