Sparing był czymś, co w teorii miało pomóc im rozluźnić atmosferę w praktyce jednak sprawił, że zarówno Laira jak i Violet miały ochotę zapaść się pod ziemię. Niższa dziewczyna odskoczyła od rudej jak poparzona, gdy tylko jej mózg zarejestrował, że właśnie się na nią wywaliła i leżała jej na klatce piersiowej.
— Przepraszam za… T-to znaczy, to była bardzo dobra walka, Lairo Groft. — oh jej, jak oficjalnie, brakowało jeszcze jakiegoś sztywnego uścisku dłoni i może pokłonu jak na tych wszystkich japońskich kreskówkach robią…
— Spokojnie cukiereczku, nie musisz przepraszać — mimo uśmiechu na jej twarzy, szcztucznego tak w dodatku, wewnętrznie miała wykrzywioną twarzyczkę niczym po zjedzeniu worka cytryn. Otrzepała się, poprawiając koszulę na ramieniu, która z niego zjechała. Biorąc miecz w dłoń wstała, czując jak w jej kręgosłupie coś strzela. — Swoją drogą, skaczesz trochę jak żaba na liściu z tym scyzorykiem. O! Albo jak bass niebieski. Taka jedna rybeńka, którą ostatnio złapałam. Masakra, mówię ci, szarpał się skurczybyk na prawo i lewo, prawie mi drań uciekł ale w ostatniej chwili złapałam gnoja w podbierak.
No i zaczęła nawijkę o rybach. Violet zrobiła przy tym minę coś pokroju “O czym ty, na Hadesa, gadasz” a “Pomocy, niech mnie ktoś zabije”, jednakże ubłagana pomoc nie nadeszła, a biedna Violcia była skazana na towarzystwo Lairy, która za cel główny ich rozmowy, czy też monologu, obrała sobie pokazanie, jak wielkie rybsko kiedyś złapała.
— Kurwa, wiedziałam, że tak będzie… — mamrotała, jednak córka Hefajstosa miała to w poważaniu, choć tak bardziej to nawet nie słyszała. Zbyt mocno skupiona była na demonstracji, jak szarpała się niedawno ze szczupakiem amerykańskim.
— No i wiesz ja mu tak…! — wykrzyknęła, wyginając się w lewo, gdy w dłoniach trzymała wyimaginowaną wędkę — A ten skurwesyn mi tak… — znów, wygięła się, tym razem w przód pokazując swoją heroiczną walkę z rybiszczem. — Mówię ci, masakra, drań paskudny, ledwo żem go dorwała. Żeby było śmieszniej, musiałam go kijem pierdolnąć, bo chuj próbował mnie uż-
Zamrugała ślepiami, gdy Violet zatkała jej jadaczkę, przykładając swój nóż do masła do jej ust.
— Wiesz… niesamowita ta twoja historia i broń bogowie nie chcę ci przeszkadzać, aczkolwiek mamy jeszcze spory kawał obozu do przejścia a ja chciałabym sprawnie zakończyć to nasze urocze zwiedzanie — jej ton był słodki, aż zęby bolą. Oj to się jej ciekawa przewodniczka trafiła, Laira pokiwała jednak twierdząco głową, kończąc swoje rybie opowiastki.
— Już się tak nie spiesz cukiereczku, obóz nie zająć. Nie ucieknie. No, to gdzie teraz?
— Plaża.
Krótko, zwięźle i na temat. Cóż, Laira ani myślała ciągnąć córkę Hekate za język – jeszcze by jej sprzedała klątwę w postaci potężnej… cóż, rewolucji żołądkowej albo, co gorsza, przeklęła ją tak, że już żadnej ryby by nie złapała.
Szły razem w stronę plaży, a ciepły wiatr owiewał ich twarze, niosąc zapach soli i mokrego drewna. Słońce stało wysoko na niebie, odbijając się od spokojnej tafli wody, która mieniła się odcieniami błękitu i turkusu. Laira, z rękami wciśniętymi w kieszenie dżinsowych szortów, zerkała ukradkiem na swoją towarzyszkę. Violet wydawała się raczej cicha i skupiona, a każdy jej krok był wyważony, jakby bała się, że lada moment ziemia pod nią się rozstąpi. Nie wyglądała na osobę, która chętnie wdaje się w rozmowy – bardziej jak ktoś, kto woli własne towarzystwo.
A to oznaczało, że Laira musiała ją trochę rozruszać. No bo kto by wytrzymał w tej ciszy?
— Hej, chcesz usłyszeć żart? — zagadnęła, przerywając niezręczne milczenie.
Violet spojrzała na nią kątem oka, jakby próbowała ocenić, czy to pytanie jest poważne.
— Hm? — mruknęła, jakby nie była do końca przekonana.
— Jak nazywa się radioaktywna małpa? — Laira uśmiechnęła się szeroko, już nie mogąc doczekać się swojej błyskotliwej odpowiedzi.
Była wręcz święcie przekonana, że gdyby Violet mogła, to na sto dziesięć procent zapadłaby się pod ziemię, żeby uniknąć tej rozmowy. Dziewczyna westchnęła cicho, zaciskając dłoń w pięść, jakby zbierała w sobie resztki cierpliwości.
— Nie wiem… — bąknęła, siląc się na neutralny ton.
— URANgutan! Ha!
Laira parsknęła śmiechem, niemal się zatrzymując. Musiała nawet przetrzeć kąciki oczu, bo zaczęły jej łzawić. Świetny żart – wybitny, wręcz jeden z jej ulubionych. Co prawda Violet nie wyglądała na równie rozbawioną, ale trudno – nie każdy miał tak wysublimowane poczucie humoru.
— Serio? — Violet uniosła brew, kręcąc głową. — Naprawdę?
— Oczywiście. To klasyka. — Laira wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. — Możesz mnie podziwiać.
— Choć już, inaczej zostawię cię na zeżarcie przez ogary.
Laira wywróciła oczami, jeszcze ją rozbuja, zobaczy.
Przez chwilę szły w milczeniu, aż dotarły do drewnianego pomostu, który prowadził na plażę. Piasek skrzypiał cicho pod ich stopami, a w oddali widać było kilka postaci – niektórzy obozowicze trenowali przy brzegu, inni po prostu odpoczywali, zanurzając stopy w chłodnej wodzie.
— No dobra, a teraz ty. Znasz jakiś żart? — Laira obróciła się lekko w jej stronę, nie odpuszczając tematu.
Violet westchnęła, jakby musiała się poddać tej nietypowej formie przesłuchania.
— Może później – odparła, ale kącik jej ust drgnął w ledwo zauważalnym uśmiechu.
Dla Lairy to był mały sukces – i tak nie zamierzała przestać.
— No dobrze — kącik jej ust uniósł się z lekka w uśmiechu — Hej ty jesteś córka Hekate, nie?
Oczy Violet rozszerzyły się niczym u jelenia na A2 wieczorową porą.
— No… tak? — odparła ciut niepewnie, nie bardzo wiedząc, co właśnie ją czeka.
— Więc stojąc na piasku, jesteś sandwitch, czaisz? — ruda nie posiadała się ze śmiechu, zwinęła się w pół, padając zadkiem na piasek, śmiejąc się przy tym niczym zostawiony na gazie czajnik.
Piasek wpadł jej za koszulkę, aczkolwiek jej wybitny, odpowiednio wyselekcjonowany oraz dobrany do sytuacji żart był dla niej jednak na pierwszym miejscu. Poziom jego zabawności wywalił poza skalę do tego stopnia, że Laira wręcz nie mogła złapać oddechu, niemalże dusząc się pod stopami Violet.
p-wordzie?
───
[914 słów: Laira otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz