niedziela, 2 marca 2025

Od Niketasa CD Violet — „Ten redbull naprawdę dodaje skrzydeł”

Poprzednie opowiadanie

— Oczywiście, jasna sprawa. Powiem więcej: w takim przypadku, moja droga, nie mogłaś trafić na nikogo lepszego! Z takimi zadaniami od razu trzeba chybcikiem lecieć do mnie — zapewnia ją Niketas, uśmiechając się szeroko. — Myślisz, że kto rozkręca nasz obozowy czarny rynek? Ja, we własnej osobie, nikt więcej. Popyt na iFajstosy nigdy nie był większy i to totalnie moja zasługa. Nawet Rzymianie już je mają! Oczywiście, im wszystko sprzedajemy drożej, śmiałbym powiedzieć, że znacznie drożej, ale w końcu nie muszą o tym wiedzieć, a jeżeli nie muszą, to i nie wiedzą.
Przechwala się zupełnie tak, jakby był światowej klasy biznesmenem i równocześnie szefem lokalnej mafii, a nie dzieciakiem, który myśli, że jest fajny, bo nosi okulary przeciwsłoneczne nawet wtedy, gdy ich nie potrzebuje (zwłaszcza wtedy, gdy ich nie potrzebuje). Violet postanawia nie przerywać mu tego wywodu i jedynie grzecznie mu przytakuje, bo jakoś musi zdobyć jego przychylność i jak najbardziej zachęcić go do współpracy. Najlepiej do współpracy, w której to ona miałaby największe korzyści. Nie, żeby była jakaś podła albo chciwa, po prostu jej priorytetem od początku jest jak największe rozkręcenie biznesu jej oraz jej rodzeństwa, a najbardziej ze wszystkiego potrzebują środków pieniężnych, bo w tych czasach wiązanie końca z końcem nie przychodzi nikomu tak łatwo.
— Wracając — kontynuuje Niketas — jako twój partner biznesowy, nie powiesz, że nim nie jestem, ubiegam się o jakiś… ułamek zysku. Wiesz, procenty i tak dalej. Matematyka to jedno z moich hobby, tak, rozkręcanie biznesów oraz matematyka od zawsze były moimi pasjami, zwłaszcza że poniekąd się ze sobą łączą. — Uśmiecha się szeroko, rozparty na kanapie bardziej, niż to wypada (zajmuje jej zdecydowaną większość, podczas gdy ta przeznaczona jest do pomieszczenia na sobie trzech lub, jeśli bardzo się postarają, czterech osób).
— Ile w takim razie proponujesz? — ostrożnie pyta Violet. Hermesiakom nigdy nie powinno się ufać, szczególnie na dłuższą metę. Ich wieczna zabawa słowami, przekręcanie drobnych błędów w umowach i regulaminach tak, żeby wszystko okazało się korzystne właśnie dla nich, sprawiało, że byli oni jednymi z najbardziej niewartych zaufania “partnerów biznesowych”. Z nimi zawsze trzeba było dbać o to, żeby to nie do nich należało ostatnie słowo i żeby wszystko na sam koniec było jasne i klarowne, bez żadnych uwag zapisanych drobnym druczkiem.
— Jako że mój udział w całym przedsięwzięciu jest raczej spory — ten początek nie zwiastuje niczego dobrego i Violet bardzo dobrze zdaje sobie z tego sprawę — to należy mi się co najmniej trzydziestoprocentowy udział.
Brwi Violet wędrują w górę.
— Nie przesadzasz przypadkiem? — pyta ze szczerym zdziwieniem w głosie. Niketas tylko cicho prycha pod nosem, pochyla się do przodu i opiera głowę na dłoniach, jego łokcie trochę boleśnie wbijają mu się w uda, ale to niewielkie poświęcenie dla odegrania małej scenki.
— Już raz się na tym przejechałem — kłamie, bo on nigdy się na niczym nie zawodzi. — Zyski prawdopodobnie będą znacznie większe, niż ci się może teraz wydawać, a i tak to tobie przypadnie ich siedemdziesięcioprocentowa część, a to całkiem sporo, nieprawda? Ze mną nie zarabia się marnych groszy, to musisz wiedzieć. Zapewniam cię, pieniędzy starczy dla nas obojga, a dodatkowo zapewnią ci nie tylko środki na potrzebne składniki, ale też na wszystkie inne wydatki — zapewnia ją jak najbardziej przekonującym głosem, lekką dłonią składając jej obietnice bez pokrycia. Bo niby skąd ma to wiedzieć? Może odpowiada za sukces iFajstosów, ale to raczej logiczne, że sprzedaż odpornych na półbogów telefonów odniesie najbardziej pewny ze wszystkich pewnych sukcesów, zwłaszcza w obecnych czasach, gdy telefon jest prawie że niezbędny do przeżycia i skutecznego wmieszania się między śmiertelników. Za to usługi wróżbiarskie i eliksiry… no, tutaj nie można być aż tak pewnym. Jednak Niketas, na całe szczęście, już dawno opanował umiejętność zgrywania całkowicie pewnego człowieka nawet wtedy, gdy wszystko budzi w nim o wiele większe wątpliwości, niż byłby w stanie się przyznać.
Najwyraźniej trafił na niezłą przeciwniczkę, bo Violet nie wydaje się całkowicie przekonana jego gadaniną. Niketas jakoś szczególnie jej się nie dziwi, ale mogłaby trochę ułatwić mu całą sprawę, niepotrzebne mi są żadne kłótnie.
— Dwadzieścia procent. — Dziewczyna stanowczo stawia swoją ofertę.
— O, czyli się targujemy? — Niketas jest zdecydowanie zbyt szczęśliwy takim obrotem spraw. Jego uśmiech, jeżeli to w ogóle możliwe, staje się jeszcze szerszy i prawie tak samo chytry, jego zęby błyszczą w świetle lampy. — Dwadzieścia pięć.
Violet waha się przez chwilę, po czym wyciąga dłoń do chłopca.
— Niech będzie.
— Super, czyli dwadzieścia osiem — mówi, z zastraszającą szybkością chwytając palce Violet. Energicznie potrząsa ich dłońmi.
— Moment, miało być dwadzieścia pięć — sprzeciwia się Violet, zszokowana słowami Niketasa. Co to niby miało znaczyć?
— Tak, tak — mamrocze Hermesiak, zagarniając zgromadzone na stoliku fiolki. — Plus trzyprocentowy podatek, nie wspominałem o tym? Wybacz, myślałem, że każdy o tym wie — tłumaczy jej pobieżnie, dając jej do zrozumienia, że to naprawdę jest powszechnie znany fakt i on zwyczajnie zapomniał o tym, że ktoś może być niedoinformowany. — Poza tym, trójka to chyba jakaś anielska cyfra, nie? Idealnie do ciebie pasuje. — Puszcza oczko do Violet.

  Violet?
─── 
 [804 słowa: Niketas otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz