Ich dzień był tak paskudny, że Quinn nawet nie miało ochoty strzępić ryja; oczywiście, że zapisało coś w dzienniczku, który kazała im prowadzić pani psycholog, twierdząc, że to pomoże im “zrozumieć siebie i swoje myśli”, cokolwiek to miało znaczyć. Obgryzione paznokcie i bordowy lakier znajdujący się na nich wyjątkowo ich dzisiaj irytowały. Może pod koniec dnia zmyją ten paskudny kolor? Właśnie, może.
Jak będzie im się chciało.
Nadal nie wiedzieli, dlaczego wybrali kolor bordowy, zamiast klasycznej czerni. Może potrzebowali jakiegoś powiewu świeżości? Cholera wie.
Na tą chwilę mieli jeden, jedyny cel - łazienka. Chciało im się sikać jak jasna cholera i ostatnie, czego potrzebowali, żeby wszystkie kabiny były teraz zajęte. Coś było jednak nie tak, dziwna aura, która spowodowała dreszcze na karku półbożyszcza, zadziałała jednocześnie jak alarm, zmuszając ich do wyostrzenia wszystkich swoich zmysłów. Jak na złość nie mieli przy sobie swojego ukochanego Iaculum. No tak, wacek im w dupę.
Zacisnęli więc pięści, krocząc przed siebie, gotowi by naparzać się z jakimkolwiek potworem ci durni boscy rodzice wpuścili do obozu. Co z tego, że było to wręcz niemożliwe, Quinn było święcie przekonane, że zaraz ujrzy jakiegoś Minotaura czy innego sfinksa…
Spięli mięśnie, wyskakując na potwora.
Tylko że potworem okazał się jakiś gówniak z piątek kohorty.
Dwoje półbogów zderzyło się ze sobą, tracąc równowagę i z głośnym walnięciem upadając o podłogę. Quinn zdążyło jeszcze walnąć swoją super czadową mocą po mamusi, ponownie niemalże rozwalając rury w kiblach Obozu Jupiter. Ból po uderzeniu był nieznośny, choć blondyn na chwilę obecną starał się skupić na tym, co właśnie zaszło i przeanalizować sytuację. Podnieśli się do siadu, rozglądając po toalecie.
Syf, kiła i mogiła. Z pewnością będzie sprzątania, mieli jednak nadzieję, że to sprzątanie nie przypadnie na nich, jak to zwykle bywało. Oni się przecież tylko bronili! Widząc jednak, jak drugi winowajca, czy może raczej winowajczyni powoli odzyskuje przytomność zmysłów, żyłka im niemalże pękła na czole, a ciało zalała fala wściekłości, która znalazła ujście w postaci słów wyskakujących z niewyparzonego pyska Quinn.
Dosłownie, brakowało jeszcze, tylko aby trzymali jakiegoś gumowego klapka w ręce.
— ¡Joder, puta madre! ¿Te has cambiado el cerebro por una polla? ¿Estás loca? ¡Tienes suerte de no haberte llevado una hostia, joder! ¿En qué mundo vivo, por el amor de Dios? ¡Dios, cómo duele…!* — wrzeszczał, próbując pozbierać się z tejże paskudnej, zabrudzonej przez buciory innych podłogi. Chcieli tylko iść siku do jasnej cholery, ostatnie, czego było im trzeba to zostać zaatakowanym przez jakiegoś dzieciaka z piątej kohorty (nie, żeby czwarta, z której pochodziło Quinn, była jakaś wybitna…). Głowa pulsowała im niemiłosiernie, cóż, nic dziwnego skoro tak się przestraszyli jakiegoś karaczana, że wylądowali dupą na twardej posadzce, uderzając przy tym potylicą o kafelki.
Ostatnie, czego im było potrzeba to jebany ból głowy.
Żeby było śmieszniej, ich ubranie było mokre od śmierdzącej, klozetowej wody, która rozbryzgła się we wszystkie strony świata po wystrzeleniu strumienia z sedesu w dzieciaka sprzątającego kible. Brakowało jeszcze jakiegoś kawałka gówna, który postanowił ujrzeć światło dzienne po raz ostatni wraz z wodą klozetową.
Z chujową mocą, wiąże się chujowa odpowiedzialność, czy coś.
— Huh? — dziewczyna popatrzyła na nich niczym na chupacabrę, która została właśnie przyłapana na wysysaniu krwi z kozy niczym wampir. Quinn prychnęło, uderzając dłońmi o mokre kafelki.
— Quizás un "lo siento", joder? ¿Te crees que es divertido atacar a gente inocente? ¡Tienes suerte de que Ash no esté aquí, porque si no, ya tendrías la cara metida en el váter!** — byli wręcz gotowi rzucić jakąś szmatą pod nogi tej łajzy, jednakże żadnej nie mieli w zasięgu ręki. Pozostało im więc jedynie wstać, otrzepać (czy może wyżdżymnąc, zważywszy na to, że ich ciuchy były mokre).
Jeden głęboki wdech.
Potem kolejny.
Jeszcze jeden.
I kolejny.
Tak, jak radziła pani psycholog na ostatnim spotkaniu, przed którym Quinn zdążyło utopić jakiegoś gówniarza w sraczu. No, prawie zdążyli, bo jednak gnojek wymsknął im się w porę i uciekł, krztusząc się, choć ciężko było im stwierdzić, czy to był płacz, czy może jednak woda.
— No tak, oczywiście… — mamrotali ledwie zrozumiale. Faktycznie, gdyby Ash tu było, winowajczyni tego całego zdarzenia spotkałby niezbyt przyjemny los. — Nie uważasz, że wypada, chociaż, kurwa, przeprosić?
Dziewczyna popatrzyła na nich, oczywiście zdaniem Quinn, jak na debila, mrugając wielkimi ślepiami, jednak w odpowiedzi otrzymała jedynie uniesioną brew i nerwowe tupanie w posadzkę.
Kuźma?
────
[700 słów: Quinn otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
* stek przekleństw, gdzie Quinn “wesoło” wyklina Kuźmę i to, co odwaliła
** kolejny stek przekleństw i grożenie topieniem głowy w sraczu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz