czwartek, 8 lutego 2024

Od Luciena CD Arnara — „Ale to tylko bingo”

Poprzednie opowiadanie

Słysząc wrzaski oraz donośne śmiechy od razu pomyślał, że w okolicy ktoś kręci dobrą imprezkę. Miał taki zmysł po ojcu — wyczuwał najlepsze potańcówki i popijawy w całym obozie herosów.
Nawet nie sprawdzał, skąd dokładnie dochodzą te interesujące dźwięki. Po prostu zapakował do plastikowej siatki cztery butelki piwa i wyszedł. Na dobrą imprezę nie potrzebujesz zaproszenia. Wystarczy, że przyjdziesz.
Jak się zaraz okazało, wrzaski dochodziły wprost z domku jedenastego. Oho, nie spodziewał się, że akurat tam będzie taka gruba akcja. Poprawił w dłoni niewygodną siatkę (mógł wziąć inną, wytrzymalszą) i pewnym siebie krokiem ruszył w stronę drzwi.
Zapukał i czekał. Poczuł niemałe podekscytowanie, że to właśnie z Hermesiakami może pójść w tango.
— Mogę dołączyć? — zapytał od razu, kiedy drzwi otworzył mu wyższy obozowicz. Na pierwszy rzut oka nie wyglądał na kogoś, kto spodziewał się gości.
— To znaczy?
— No, na imprezę. — Spróbował zajrzeć do środka, ale ramię nieznajomego skutecznie ograniczało mu widok. Czemu jest taki niski? A mama powtarzała, pij mleko, bo nie urośniesz. Lucien jednak zamiast mleka od lat dziecięcych ciągnął z butelki wysokoprocentowe trunki.
— Ale my tu w bingo gramy — odpowiedział, a na potwierdzenie tych słów, z wnętrza domku ktoś wrzasnął ,,bingo!”, a druga osoba odkrzyknęła: ,,sam jesteś, kurwa, bingo!”.
Lucien stał niezręcznie w progu drzwi, patrząc to na dzieciaka Hermesa, a to na siatkę z piwem. Powoli schował torbę za swoje plecy i delikatnie się uśmiechnął. Jest jakiś sposób, aby wybrnąć z tej sytuacji?
— To… mogę dołączyć do bingo?
Lucien nawet nie wiedział, jak się gra w bingo. Poważnie. Nigdy nie miał okazji, żeby spróbować, plus, hazard nie interesował go jakoś szczególnie. No, ale skoro to domek jedynasty, to może w środku znają nawet stół do ruletki?
— A, przepraszam. — Postawił na ziemi siatkę z butelkami, które w odpowiedzi zabrzęczały. — Jestem Lucien, grupowy domku dwunastego, syn Dionizosa. — Wyciągnął dłoń, żeby się przedstawić.
Naprawdę liczył na to, że zostanie wpuszczony do środka. Lubił imprezy, nawet jeśli… było to tylko bingo i jakiś marny hazard. Czy ludzie, grając w takie gry, coś piją? Ma nadzieję, że tak, bo inaczej to, jak jedzenie suchej bułki bez grama dodatków.
— W sensie… jakby… co jest w ogóle w tej torbie?
— Kostki do bingo — skłamał.
— W bingo nie używa się kostek?
— Kostki do gry w kości. — Uśmiechnął się, stukając butelkami. Prawdziwy aktor. — Poważnie, to rekwizyty potrzebne do tych waszych… gier. Znam się na tym. Zaufaj mi. — I nie dopowiadając nic więcej, po prostu schylił się i wszedł do środka pod ramieniem nieznajomego.
Za sobą usłyszał tylko głośne: ,,hej”, które zresztą zignorował. Przywitał się z kilkoma randomowymi osobami, położył siatkę z piwem gdzieś na boku i podszedł bliżej do tych, którzy uparcie grali we wspomniane wcześniej bingo.
— Wiesz… możesz mi wytłumaczyć jak się w to gra? U nas gra się w bardziej…
— Nie znasz bingo?
— A to źle? Nie, ja przepraszam, ale naprawdę nie znam bingo. Nawet nigdy nie miałem okazji poznać zasad — mruknął. — Bingo brzmi jak imię dla psa.
Kolejnym zmartwieniem, oprócz tego, że nie rozumiał gry w bingo, był fakt, że pozostawił piwo bez opieki w miejscu, gdzie na pewno się nagrzeje. A czy ktoś lubi ciepły alkohol? Najlepszy jest taki schłodzony, a nie nagrzany do temperatury pokojowej.
Kolejne krzyki, kolejne ,,bingo!”.
— A swoją drogą. — Wrócił wzrokiem do blondyna — Możesz mi się przedstawić? Mam wrażenie, że skądś cię kojarzę… może tak nie być, nie obraź się, jeśli cię z kimś mylę, ale naprawdę… — Podrapał się niezręcznie po głowie.

Arnar?
◇──◆──◇──◆
[563 słów: Lucien otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz