poniedziałek, 5 lutego 2024

Od Violet do Mihala — „Ogień i fiolet”

Minęło kilka dni od przesilenia wiosennego, co znaczyło, że Violet przebywa w obozie już jakiś czas, a można by rzec, że nadal siedzi w piwnicy własnego komfortu.
Jej życie towarzyskie ograniczało się jedynie do kontaktu z rodzeństwem — szczególnie bliższą relację buduje z Rosalie, będącą potomkinią Hekate i Afrodyty jednocześnie. Chociaż siostra nie była zbyt rozmowna, to chętnie pożyczały sobie wzajemnie kryształy i studiowały razem ich właściwości.
Natomiast z Andrew nie zamieniała więcej niż kilkanaście słów dziennie — tak samo, jak z niektórymi obozowiczami innego pochodzenia. Na tę chwilę grupowy domku był jej całkiem obojętny. Być może nie miała wspólnych tematem z bratem, choć kto wie? Może kiedyś zatrybi?
Kiedy drażniące mrozy ustały, a pozostałości śniegu zniknęły całkowicie, Rosalie i Violet wzięły się za porządkowanie ganku ich domku. Pierwsza z nich właśnie kończyła zamiatać, machając obsesyjnie miotłą, zaś ta druga uparła się na posadzenie krzewów lawendy tuż obok schodków, nawet jeśli zakwitnie dopiero na lato to co z tego? O porządek ganku siostry walczyły już drugą godzinę, zatem Violet pomyślała, że należy im się przerwa.
— Co za koszmar… — jęknęła, próbując oderwać swoje zdrętwiałe ciało od jednej, tej samej pozycji służącej do sadzenia roślin. — Chodź, Rosie, zrobimy sobie kawę.
— Przecież za chwilę kończymy — mruknęła Rosalie, zamiatając z taką determinacją, aż iskry padały na podłogę. Violet zakładała, że lada chwila wypali dziurę w drewnie w imię stuprocentowej czystości od piachu i pyłków.
— Myślę, że zdałaś już test białej rękawiczki z jakieś dwadzieścia pięć razy — Starsza z sióstr przewróciła oczami, powracając do znienawidzonego słowiańskiego przykucu nad roślinami i zaczęła kopać dołek na ostatni krzew. — W każdym razie, następnym razem do botaniki wykopiemy Andrewa, co ty na to?
— Jak chcesz — powiedziała to takim tonem, jakby jej nie słuchała, a skupiła się na swoim ważniejszym niż wszystko inne zadaniu.
Kiedy Violet skończyła już swoje zadanie, Rosalie wciąż jeszcze nie uznała, że jest wystarczająco czysto. Stwierdziła, że to najwyższy czas rozprostować nogi i przejść się po obozie. Jej celem był obozowy sklep. Powinna spożytkować swoje kieszonkowe na pastę do zębów, ale chciała również zobaczyć jaką wartość mają jej kamienie ochronne i czy w razie pustki w portfelu będzie mogła je wymienić na coś przydatnego.

Krocząc nogami spacerkowym tempem, wyciągnęła z kieszeni odłamek kryształu górskiego, aby upewnić się, czy na pewno nie ma jakieś skazy. Jednak nagle poczuła jakiś ciężar na plecach, który momentalnie zmusił ją do ciśnięcia o ziemię i wypuszczeniu kryształu z ręki. Wstała pospiesznie, myśląc o źródle pocisku, który ją powalił.
Okazało się, że to jeden z obozowiczów, którego zgubił jakiś pośpiech. I to nie byle kto, bo kojarzyła tego gościa jako typa, z którym jej siostra spędza dużo czasu. Córka Hekate wyciągnęła do niego rękę, jednak osoba-pocisk od katapulty zdążyła już się ogarnąć i właśnie otrzepywał się z brudu na koszulce.
— Nic ci nie jest? — zapytała przerażona półbogini.


Mihal?
◇──◆──◇──◆
[464 słowa: Violet otrzymuje 4 Punkty Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz