piątek, 9 lutego 2024

Od Arnara CD Luciena — „Ale to tylko bingo”

Poprzednie opowiadanie

To chyba nie powinno go aż tak bawić, prawda? Znaczy, kostki do bingo zdecydowanie były czymś co najmniej ciekawym, ale nawet jeśli Lucien upierał się, że się na tym zna, Arnar nadal próbował powstrzymywać śmiech. Pozwolił sobie tylko na krzywy uśmiech, który nie utrzymał się na twarzy zbyt długo, bo, no naprawdę, kto obraża tak cudowną grę jak bingo porównując ją do imienia dla psa?
— Arnar, wiesz, grupowy od Hermesa. Co jakiś czas są takie spotkania grupowych, może coś kojarzysz?
Nie, żeby kiedykolwiek rzeczywiście ze sobą rozmawiali. Lucien stanowił dla Arnara kolejnego grupowego, którego naprawdę próbował zapamiętać, ale imię nie chciało przykleić się do twarzy. Nie, żeby resztę grupowych łatwiej było mu zapamiętać. Prędzej zwracałby się do nich imionami ich rodziców albo numerkami domków niż ich własnymi imionami.
Siedział teraz przy nowym... graczu? Można powiedzieć, chociaż zasady gry stanowiły dla niego taką tajemnicę jak przepis na zupę pomidorową dla Arnara. Nigdy nie potrafił jej zrobić. Wracając, opuścił swoje dawne miejsce i kartkę z liczbami, w której mało co układało się w chociaż zapowiedź wygranej. Był pewien, że ktoś z jego rodzeństwa grzebał przy kartach tak, że liczb, które pozwalały wygrać nawet nie było w puli. To by tłumaczyło, czemu grają tak długo.
— Skoro nie znasz zasad… — Spróbował zacząć, ale nie dane mu było dokończyć, bo znowu ktoś próbował sobie zedrzeć gardło, wrzeszcząc:
— Bingo!
— Nie, weź, ja już w to, kurwa, nie gram.
— Przymknijcie się, ja tu próbuję tłumaczyć. Chyba mamy nowego gracza, jakbyście byli zainteresowani. I zmieńcie w końcu tę muzykę, bo przysięgam, jak znowu usłyszę Taylor Swift to sobie coś zrobię. — Wyrwał z ręki siostry kartę („Ej!”) i wpatrywał się w nią, chociaż nadal (chyba) zwracał się do Luciena. — W każdym razie, to bardzo łatwe. Jedna osoba czyta liczby, ty próbujesz je zrozumieć i skreślasz je dopóki nie będziesz mieć ciągłej linii albo całego pola skreślonego. Proste nie? — zerknął na Luciena, jakby oczekiwał potwierdzenia. — Krzyczysz „bingo”, gdy myślisz, że ci się udało. Jak ci się uda, to może wygrasz pieniądze. — Machnął ręką w stronę dwóch niedużych kupek monet na środku kręgu graczy. Jedna była zdecydowanie mniejsza od drugiej. — Ta mała za wygraną linię, ta duża za pole. Jak udowodnimy ci, że jesteś idiotą i nic nie wygrywasz, to tracisz pieniądze, kartę i szacunek innych do czasu kolejnej gry.
— To znaczy...
Lucien nie dokończył, bo Arnar już stracił nim zainteresowanie i podarł „wygraną” kartę na kawałki.
— Kurwa, Arnar, znowu? Przecież było...
— Ty głucha jesteś? — warknął do siostry. — Albo masz coś ze wzrokiem, bo 54 nawet podobne do 15 nie jest. Poza tym, chyba żadnej z tych liczb nie mamy, więc przegrałaś. — Zmierzwił jej włosy na głowie, psując jakąkolwiek fryzurę, jaką miała na głowie. Dziewczyna skrzyżowała ramiona i z obrażoną miną odwróciła się od niego plecami, a reszta zgromadzonych już otwarcie się z niej śmiała.
— Gramy dopóki ktoś nie wygra. — rzucił Arnar, wracając wzrokiem do Luciena. — A jak widzisz, nawet na trzeźwo to średnio możliwe. To jak, grasz?
— To po prostu wykreślanie liczb?
— Największa frajda to wyzywanie kogoś, kto wygrał. I udowadnianiu mu, że wcale nie wygrał. Po to w to gramy.
Arnar mógł zobaczyć jakiś cień zrozumienia na twarzy Luciena. Tak naprawdę nie musiał znać zasad, bo zdawać by się mogło, że połowa zgromadzonych ich nie znała. Arnar był jednak na tyle miły, żeby je wytłumaczyć, ale nikt nie mógł powiedzieć, że był dobrym nauczycielem.
— Poza tym, co to za kostki? — zapytał, kiwając głową na siatkę, która już od początku przykuwała jego uwagę.
— Do gry w kości.
— Super, ale takie to raczej są małe i plastikowe. Te twoje są gigantyczne i chyba szklane, nie? Nie chcesz nas tym zabić przypadkiem?

Lucien?
◇──◆──◇──◆
[600 słów: Arnar otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz