— Że jak?
— Anemone szuka… Myślę, że ciebie. Imię się zgadza, z nazwiskiem była całkiem blisko i…
Vex już przestało słuchać, po prostu ominęło chłopaka, którego znało najwyżej z widzenia, kompletnie przypadkowo potrącając go w ramię. Martin. Jejgo nazwisko nie było aż takie trudne, żeby ot tak je pomylić. Mogło być tylko zwykłym legioniszczem, ale naprawdę, gdyby do tego przekręciła też jejgo imię, to nikt by się nie domyślił. Przynajmniej tak Vex sobie mówiło, gdy zaciskało dłonie w kieszeniach tak, że prawie wbijało sobie paznokcie w skórę. Nawet nie wiedziało, po co było jej potrzebne, ale skoro już przerwała jejmu jakże cudowną rozgrywkę w Eurobiznes z legionistami, których ledwo znało, to już odpowie na to wezwanie. Zanim dziewczyna zacznie rozpowiadać wszystkim, że szuka Vex Martin, a jejgo znajomi zaczną jągo w ten sposób przezywać. I tak miało ochotę podrzeć wszystkie sztuczne banknoty i spalić te głupie plastikowe domki, bo ktoś wykupił wszystkie lokacje z Austrii przed niąnim. Chyba nie było zbyt dobre w planszówkach. Za szybko traciło nerwy do gry i samych graczy, gdy przegrywało. Poza tym bankier musiał oszukiwać.
Jak w ogóle wyglądała ta Anemone? Zapomniało o to spytać tego chłopaka, który przyniósł jejmu o niej wiadomość. Albo chociaż gdzie na niągo czekała. Chociaż, jakby się nad tym zastanowić, to pewnie kręciła się po całym obozie, szukając Vex. To sprawiło, że jeszcze mocniej zacisnęło dłonie i nieco przyspieszyło kroku. Trochę ją kojarzyło, jak to zazwyczaj bywa z centurionami, ale im dłużej skupiało się na tym, jak rzeczywiście wyglądała, tym bardziej jej wyobrażenie przypominało jejmu brązowowłosą postać bez żadnych rysów twarzy. Naprawdę dobrze jejmu szło, dopóki nie usłyszało gdzieś z boku:
— Jesteś z czwartej kohorty? Wiesz, gdzie jest Vex Ma…
— Tutaj — powiedziało, dziwiąc się swojej własnej prędkości. Rzadko zdarzało się jejmu doskoczyć do kogoś tak szybko.
Gdy Anemone się do niejgo odwróciła, przysięgłoby, że nie wiedziało, jakim cudem nie mogło sobie przypomnieć, jak wygląda.
— Nie nazywam się, kurwa, Vex Martin — warknęło odrobinę zbyt nieprzyjaznym tonem. Tyle że nic jągo to nie obchodziło. — Tylko Morton.
— A, oczywiście! — Anemone od razu się niąnim zgodziła. Bez żadnej skruchy, tylko z lekkim uśmiechem i spokojem. Może Vex rzeczywiście za bardzo się tym przejęło (albo już wcześniej było podenerwowane). — Ja jestem Anemone Rohde.
— Ta, kojarzę. W końcu jesteś centurionką — przypomniało jej, że nie jest aż tak anonimowa. — Czemu mnie szukasz? — postanowiło od razu przejść do rzeczy, bo już jągo skręcało w brzuchu z ciekawości. Nigdy nie należało do cierpliwych osób. — Niby czego ode mnie chcesz?
— Musimy upiec ciasto — odparła zadowolona.
Złość Vex zgubiła swój normalny rytm, bo tego to się nie spodziewało. Nawet w najśmielszych snach nie przeszło jejmu przez myśl, że ktoś może jągo zaprosić do wspólnego pieczenia. Ono nigdy piekarnika nie dotknęło. Znaczy, może kiedyś, gdy siostra próbowała nauczyć jągo najprostszych przepisów, żeby jakoś mogło przetrwać, gdyby zostało samo w domu. Ale żadne ciasto nie zaliczało się do tych najprostszych rzeczy.
— Ciasto...? Czy ty mnie na pewno z nikim nie pomyliłaś? Wiesz, pewnie najlepiej mi pójdzie ubijanie ciasta, dopóki mnie nie będą musieli podpiąć do respiratora — stwierdziło gorzko. Może nie był to aż taki wysiłek fizyczny, ale i tak było trochę zadyszane przez zwykłe przejście trochę szybszym krokiem przez obóz. — Dziwny wybór. I kto w ogóle powiedział, że ja się na takie coś zgodzę?
— Bo, słuchaj, to nie jest taka błaha sprawa, na jaką brzmi. — Vex mocno w to wątpiło. — Kwiaty powiedziały mi, że dzięki temu ludzie będą segregowali odpady i sadzili nowe rośliny. A wiesz, że nasza planeta tego bardzo potrzebuje i…
— Jakoś nigdy szczególnie nie interesowałom się tą całą ekologią — przerwało jej i to chyba… był błąd.
Już jejgo nauczyciele robili krótsze kazania niż wykład Anemone o sadzeniu drzew. I innych sprawach. Na początku Vex starało się zapamiętać cokolwiek, ale w końcu te wszystkie pojęcia zaczęły zlewać się w jedno wielkie: „ekologia ważna!!!”. Mogło jednak nie wywoływać tego demona.
— To jak, upieczesz ze mną to ciasto? — zakończyła swój wywód, ale pytanie zadała tak, jakby to wcale nie była prośba. Tylko rozkaz. Vex czuło niedopowiedziane: „nie masz wyboru, i tak cię ze sobą zaciągnę”, co niewątpliwie budziło w niejnim nowe pokłady złości, ale chyba wolało nie narażać się na konsekwencje swojej odmowy. Może Ane nie wyglądała groźnie, ale Vex coś czuło, że lepiej będzie już odpuścić.
— Mhm — mruknęło, żeby z jejgo ust nie wyszły jakieś inne słowa. Zezłoszczone na swój własny brak asertywności pozwoliło poprowadzić się, prawdopodobnie, do kuchni. Pewnie nie będą piec ciasta na kamieniu nad ogniskiem, nie?
Przynajmniej Vex miało taką nadzieję. Najwyżej udusi się dymem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz