czwartek, 15 lutego 2024

Od Judasa CD Havu — „Ciało Chrystusa”

Poprzednie opowiadanie

W pijackim śnie powolnego wytrzeźwienia widział obraz doskonale znanego sobie mężczyzny, który zapewne pobiłby go chłostą po dłoniach za taki wybryk. Nie krzyczał na niego, bo nigdy, ależ to przenigdy nie unosił głosu, lecz spięta mowa jego ciała wyrażała wszystkie jego zszargane myśli. Zapewne Judas się mu spowiadał, ale przy tym język mu się plątał, a wszystkie grzechy uciekały z głowy, jakby szatan go przez nią postrzelił.
Właściwie to miał ostatnio więcej snów niż zazwyczaj, bo był osobą, co raczej nigdy nie pamiętała o tym, co się działo w jej głowie, gdy była w stanie nieprzytomności. Może była to zapowiedź czegoś, co mógłby bardzo łatwo przypisać do nadprzyrodzonych interwencji, ale wolał nad tym się nie zastanawiać. Nadprzyrodzone interwencje były przecież niejednoznaczne w jego przypadku i mogły oznaczać wiele rzeczy.
Szczególnie że zapamiętał ze swojej sennej mary rude włosy. Czy właściwie widział kiedyś kogoś z tak wyrazistymi, płomiennymi lokami? Nie sądził. A teraz zaczęły go nawiedzać. Najchętniej by je powycinał z tej tępej głowy, bo wkradanie się do jego śpiącego umysłu to sroga przesada i jeszcze bardziej srogie naruszenie jego prywatności. Pewnie specjalnie to zrobił. Musi mieć wyjątkowe umiejętności jak na takiego niepozornego upierdliwca.

Ostatni raz w cudzym domu obudził się… nigdy. A może się zdarzyło, ale nawet o tym nie pamiętał. Już parę sekund przed przebudzeniem czuł, że coś jest nie tak — nie jest u siebie, a to oznacza niebezpieczeństwo. Chociaż za ojca nie miał nikogo wybitnego, to czuł ciągłe (chyba niezbyt usprawiedliwione) oczekiwanie na potwory, terror i atak rodzące w nim stan ciągłej gotowości do walki. Także podczas spania, nie mógł się zupełnie zrelaksować.
Wstał z dość twardej, nieuporządkowanej kanapy, starając się być w miarę cicho, lecz gdy położył stopy na podłogę, ta zaskrzypiała jak w starej, niewyremontowanej kamienicy. Jego zabrudzone buty leżały w dwóch przeciwnych kątach pokoju, co doskonale wpasowało się w obraz zasyfionego pokoju. Musiał stanąć w bezruchu na chwilę przez poczucie, jakby ktoś mu miażdżył głowę. Wszystko przez Havu.
Mając nadzieję, że go nie spotka już tego dnia, odnalazł kuchnię, lecz upragnionej wody już nie. Nieumyte naczynia wołały o pomstę do nieba, ale chyba wyglądało na to, że mężczyzna przynajmniej umie sobie coś ugotować. Otworzył lodówkę i nie mając innego wyboru, napił się resztki mleka, zastanawiając się moment, czy nie jest przeterminowane, lecz wolał to, niż wodę z kranu. Chciałby herbatę. Albo nawet kawę. Chciał wypić coś ciepłego. Tylko że nie jest nawet u siebie i właśnie bezczelnie wypił komuś mleko.
Sugerując z ciszy w całym mieszkaniu, rudowłosy nadal spał. Miał szansę, żeby wymknąć się bez dodatkowych przeszkód.
Czemu się zgodził na to wszystko? Opętało go coś? Stracił zmysły?
Och, no tak.
Mówił, że odda mu książkę — zastanowi się, czy mu oddać. Jednak z racji, iż Judas nie dostał decydującej dyrektywy w sprawie przedmiotu, sam ją sobie uformował. Odbierze ją i będzie mieć spokój na sumieniu.
Była dla niego zbyt ważna.
Coś mu tutaj nie pasowało. Nie mógł długi czas dojrzeć, co takiego powodowało u niego poczucie niepewności i napięcia.
Wyszedł z kuchni i cicho, bezszelestnie otworzył drzwi od pokoju, w którym spał Havu, nie mając pojęcia, gdzie indziej może być zguba. Półbóg spał jak małe dziecko, zawinięty w puchatą kołdrę, z przytulanką nad głową i na dodatek z uchylonymi lekko wargami, śliniąc się. Ksiądz wpatrywał się ponad minutę w jego zmarnowaną twarz, aż nie odwrócił wzroku, by zlustrować resztę sypialni.
Jakże się zdziwił, gdy na półkach i regale, pośród książek, zobaczył kolekcję zwierzęcych, także gadzich zwłok, a raczej zwłok zamkniętych w formalinie. W szklanych pojemnikach były też inne elementy (ciężko stwierdzić, czy były ludzkie, czy zwierzęce — oby te drugie), lecz z racji, że Judas nigdy nie był wielkim miłośnikiem nauk biologicznych, to połowa była dla niego niezidentyfikowana. To właśnie mu nie pasowało i nie rozumiał, czemu jego umysł na początku to zignorował. Były one też w pokoju, w którym spędził noc. Speszyły go, ale nie wystraszyły, choć wolał nie doglądać szczególniej zawartości, żeby nie trafić na coś gorszego. Po Havu i tematach, jakie go interesują, mógł się spodziewać dosłownie wszystkiego. Czując się, jakby zamknięte w słojach stworzenia mogły w każdej chwili ożyć i mając wrażenie, że bezduszne, nieruchome oczy go obserwowały, unikał ich spojrzenia za wszelką cenę, próbując odnaleźć książkę, która nie mogła być jeszcze nigdzie ukryta. Miał rację. Jego święte, drogie dziecko aż się rozpromieniło, gdy półbóg na nie spojrzał.
To coś innego sprawiło, że na moment poczuł ukłucie lęku w sercu.
Żeby nie odebrać Judasa zbyt źle. Nie miał nic do zwierząt, a część z nich nawet bardzo lubił, lecz szczury się do nich zdecydowanie nie zaliczały. Kojarzyły mu się z chorobami i plagami, czymś, co bardzo wrażliwie na niego działało, a fakt, że były większe od zwykłych mysz, go jeszcze bardziej odstraszał — natomiast grube, długie, śliskie i nagie ogony przypominały mu zawsze o grafikach szczurów splecionymi nimi, lub co gorsza, o szczurzej torturze z wiadrem. Kiedyś przeczytał tysiąc stronicową książkę o średniowiecznych męczarniach (ze szczegółami, wskazówkami oraz grafikami) i nie mógł spać przez tydzień.
Przełknął ślinę. Ściskając księgę palcami, kusiło go, żeby się nią obronić, ale było mu zbyt szkoda i tak zniszczonego dzieła. Cofnął się, nie mając pojęcia, co powinno się w ogóle robić w takiej sytuacji. Może i nie wszystkie szczury są agresywne i mają wściekliznę, ale nie miał pewności, czy właśnie nie trafił na taki egzemplarz. Mógłby po prostu wyjść, ale jakiś durny, nieznośny głos w tyle głowy mówił mu cichutko, że jeśli odwróci się palcami do szczura, ten go zaatakuje i pożre w całości, najpierw wyżerając mu mózg.
To jest przecież jakieś irracjonalne.
— Havu?
„Nie dotykasz nic. Nic. Nie ruszasz nic. Nie zabierasz nic. Nie patrzysz na nic. Nie patrzysz na mnie jak śpię. Ostatnie w szczególności” — przypomniało mu się nagle.
Oj, już zdążył złamać wszystkie zasady, więc raczej nie zawini bardziej, jeśli i go dotknie. Bez zastanowienia, łagodnie pacnął go z dłoni w twarz.
— Ruda pizdo, obudź się, masz szczura w domu.
Od razu otworzył oczy. Potarł powiekę i zmarszczył brwi na stojącego nad nim Judasa.
— Słuchaj — zaczął powolnym tonem, bardzo niezadowolony, podnosząc się powoli — kto ci pozwolił tutaj wejść?
— Szczur otworzył mi drzwi. — Wskazał palcem na zwierzę z taką niepewnością, jakby miało mu go odgryźć. — Masz szczura w domu, widzisz to? Zrób coś z nim.
Havu patrzył na niego jak na idiotę. Westchnął. Wstając, zatoczył się i celowo pchnął ramieniem wyższego mężczyznę, gdy stanął obok. Podszedł jak gdyby nigdy nic do szczura i wziął go do dłoni. Powiedział coś do białego stworzonka, drapiąc je za uchem.
— To mój szczur.
Ksiądz ugryzł się w wargę i zamrugał. Mógł się spodziewać dosłownie wszystkiego.
— Czemu to coś nie jest w klatce?
— A co, boisz się małego, bezbronnego szczurka? — zapytał, najwidoczniej urażony.
— Nie, brzydzę się. To obrzydliwe — mruknął z dobitną szczerością w tonie. — Nieważne.

Havu?
◇──◆──◇──◆
[1115 słów: Judas otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz