— Hej, hej, hej, a gdzie to się pan wybiera?
Jeżeli Lucien myślał, że tak łatwo uda mu się uciec, to, no, był w całkiem dużym błędzie. Jeszcze przed chwilą Hermesiaki z niechęcią przesuwały swoje cudeńka (które pewnie potem i tak by ukradły) w stronę Arnara, ale gdy tylko Lucien ruszył się z miejsca, wszyscy natychmiast wstali. Może z większą lub mniejszą trudnością (ich grupowy niebezpiecznie się zachwiał, a ktoś wylądował z powrotem na podłodze), ale każdy z taką samą determinacją w oczach.
A te oczy mogły mówić tylko jedno.
Odebrać. Lucienowi. Gacie.
Chłopak teraz mógł pozwolić sobie na panikę.
Zanim dotarł do drzwi, ba, nim zrobił kilka kroków, Arnar i kilka innych dzieciaków było tuż przy nim. Jeden z nich zdążył nawet podwędzić paczkę gum, którą przegrał w poprzedniej partii i chyba walczył o to, żeby sobie nią nie posklejać aparatu ortodontycznego.
Arnar musiał podjąć aż trzy próby, żeby wreszcie wycelować w przedramię Luciena i w miarę mocno je chwycić. Drzwi znajdowały się zbyt daleko, żeby ktokolwiek z nich mógł wydostać się na zewnątrz. A nikt nie rozróżni wołania o pomoc od całej reszty wrzasków, które od paru godzin dręczyły sąsiadów domku jedenastego.
Spróbował przyciągnąć Luciena do siebie, jednak ten nie poddał się bez walki. Prawie wyszarpał rękę z uchwytu Arnara (w końcu walczył o swoje majtki), ale na szczęście inne Hermesiaki też zdecydowały się bronić swoich zasad i droga do wyjścia została przez nich skutecznie odcięta. Wyglądało to co najmniej tak, jakby Lucien zabił komuś matkę i teraz wszyscy przysięgli na nim zemstę. Idealna reklama dla ich domku.
— Przestań się szarpać.
— Przestań mnie trzymać.
— Słuchaj, nie ma nic złego w przegranej — powiedział Arnar, patrząc Lucienowi prosto w oczy, gdy ten w końcu przestał się wyrywać. A przynajmniej starał się patrzeć prosto, bo trochę kręciło mu się w głowie. — Nic złego, serio. — Poklepał go lekko po ramieniu, ale nadal trzymał jego rękę. — Dopóki oddajesz przegrane rzeczy po dobroci.
Uśmiechnął się krzywo. Lucien przecież wiedział, jak niepostrzeżenie udało im się rozwiązać jego sznurówki. Równie szybko i dobrze mogą poradzić sobie z jego rozporkiem. Może nie była to... wymarzona metoda uzyskania wygranej, ale... no, zawsze coś.
Byleby mnie za to nie znienawidził, pomyślał Arnar. To byłoby trochę smutne, w końcu dopiero co się lepiej poznali. Nawet jeśli, ta sytuacja nie jest w pełni jego winą, prawda?
— Wiesz, jeżeli aż tak bardzo nie chcesz się rozbierać... No kurwa, ja tu rozmawiam! — Wolną ręką uderzył brata, który sięgał do zamka spodni Luciena.
— Ała!
— Nie dobieraj się.
— To on łamie zasady. Należy mu się kara.
— Kara...? Nie, chłopaki, serio, obędzie się bez tego, ja mogę... no, tak, mogę, ale bez przesady…
— Dobra, już. — Arnar w końcu puścił jego ramię i włożył ręce do kieszeni. Gdyby nie szereg Hermesiaków chroniący drzwi jak bramki w piłce ręcznej mogłoby się wydawać, że to zwyczajna rozmowa dwóch znajomych. — Chciałem ci zaoferować, że jeśli nie chcesz rozbierać się przy nas, to przecież mamy te śmieszne zasłonki.
— Ale... Mogę dać coś innego? Wiesz, zmieniłem zdanie i…
— Zmiana zdania? Hm, wiesz, właściwie... — Spojrzał na resztę Hermesiaków. — Mamy coś o zmienianiu zdania?
Pojedyncze „nie” i kręcenie głowami były wystarczającą odpowiedzią.
— No właśnie. Naprawdę, ja mogę dopisać gdzieś tę zasadę, że jak ktoś odmawia oddania postawionej rzeczy, to bierzemy dwa razy więcej.
— Arnar, wiesz, gram pierwszy raz i to trochę…
— Chłopie, oddaj już te gacie i miejmy to z głowy. Nie poczujesz różnicy, mówię ci. Znaczy, chyba że są to twoje ulubione bokserki z Grinchem, to rozumiem, ale wtedy byś ich nie postawił, nie?
— Co? O czym ty… to jest, po co ci one w ogóle? Przecież ich nie założysz…
— Słodki smak wygranej.
Arnar patrzył na Luciena wyczekująco. I starał się wyglądać na tyle poważnie, na ile mógł, bo cały zarumieniony, z błyszczącymi oczami i średnio stabilnie trzymający się na nogach na pewno nie wyglądał najlepiej. Kiwnął głową na jedną z kurtyn.
— Powiem reszcie, żeby nie podglądali — powiedział cichszym tonem. Tak, żeby tylko Lucien mógł go usłyszeć. — Ja też nie będę, oczywiście. Poza tym masz jeszcze spodnie, więc nikt nie powinien zauważyć. Może.
— A weź już się przymknij.
— Aha. Miło. Próbuję pomóc, nie widać?
— Nieszczególnie.
Arnar westchnął głęboko. Myślał, że Lucien będzie bardziej współpracował. Przysunął się do niego trochę bliżej, żeby mieć pewność, że nikt inny ich nie usłyszy. Rodzeństwo popatrzyło na nich trochę dziwnie (pewnie będzie musiał się z tego potem tłumaczyć), ale chyba stwierdziło, że skoro Arnar wpuścił tu tego gościa, to z pewnością go lubi.
— Zawsze możesz uciec oknem — szepnął trochę za blisko ucha chłopaka, przynajmniej w jego osądzie. — Zza kurtyn nie powinno być widać, nie? Dlatego nikt nie będzie podglądać. Chociaż polecam ci jednak oddać majtki. Przynajmniej unikniesz głupich żartów i drobnych kradzieży i innych takich, bo nawet jeśli ja ci odpuszczę, to oni mogą… no, tego nie zrobić. Ale to już jak wolisz. Twój wybór — zakończył i odsunął się od Luciena. Spojrzał na niego znacząco. — To jak będzie? Hm?
Lucien?
◇──◆──◇──◆
[810 słów: Arnar otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz