piątek, 16 lutego 2024

Od Luciena CD Arnara — „Ale to tylko bingo”

Poprzednie opowiadanie

Siedział za zasłoną, trzymając się za własne spodnie, bo cholernie, ale to cholernie nie chciał ich ściągać. Jednak co było gorsze — ścigające cię stado Hermesiaków, czy oddanie własnej bielizny i spokój do końca życia? Wybierał to drugie. Może brzmi to… dziwnie, bo gdy nadarza się okazja, każdy mądry wykorzystałby ten moment ciszy i spokoju, aby wymknąć się przez okno. Takiej błogiej ciszy natomiast nie będzie, gdy całe grono rodzeństwa Arnara nie otrzyma tego, na co teraz czekają. Tak, czekają na gacie. Tak, chcą trzymać w rękach czyjąś przepoconą bieliznę.
— Przeżyje to i… możesz nie patrzeć? — Spojrzał na Arnara, który uniósł dłonie i odsunął się za zasłony.
Lucien wziął kilka głębszych oddechów, skrycie starając się sprawić, by był najbardziej, obrzydliwie pijany w życiu. Chciał czuć się jak menel, który codziennie wlewa w siebie litry alkoholu i nie wie, na jakim świecie żyje. Chciał czuć się, jak ktoś, kto nie pamięta dni tygodnia ani w jakiej kolejności idą miesiące.
Spodnie zsunęły się na ziemię, a jego ciałem wstrząsnęły dreszcze. Im dłużej będzie z tym zwlekać, tym gorzej się to skończy. Na przykład, jakiś niecierpliwy dzieciak zaglądnie za kurtynę i zobaczy gołą dupę Luciena. Wtedy zrezygnuje z funkcji grupowego i pójdzie chlać pod mostem w Nowym Yorku, aż upije się do porzygu.
Szybko pozbył się bardzo… intymnej części ubioru i wsunął na siebie spodnie. Trzymał teraz w rękach gacie, które dostał w prezencie od rodzeństwa. Ten prezent miał być żartem. Nie wie, jak spojrzy Arnarowi w oczy, gdy wręczy mu majtki do rąk.
— Jeśli skomentujesz… to, co zaraz zobaczysz, to przysięgam, że winogrona wypadną ci nosem, dobrze? — odezwał się po dłuższej chwili. — Wejdź tu do mnie, bo nie chcę, żeby ktokolwiek inny to widział.
Arnar posłusznie zaglądnął za kurtyny, a Lucien momentalnie chwycił grupowego za ramię, żeby przysunąć bliżej siebie.
— Mam to, co ode mnie chcesz. — Wcisnął mu bieliznę do ręki. — Mam nadzieję, że teraz będą zadowolone. I ty… poczujesz smak zwycięstwa. — Uśmiechnął się kącikiem ust.
Oczy Arnara od razu poleciały w stronę rzeczy, którą… postanowił rozłożyć, by zobaczyć w całej okazałości jego — potężnego wilczura.
— Kurwa, nosisz wilcze gacie?
Lucien ścisnął ramię Arnara.
— To był prezent. Od mojego rodzeństwa, okej? — Spojrzał mu w oczy. — Co? Myślałem, że wy w szczególności rozdajecie sobie takie prezenty.
— Nikt mi jeszcze nie dał wilczych gaci.
— To będzie twój pierwszy raz w takim razie. — Wyjrzał za zasłonę. Inne Hermesiaki przeskakiwały z nogi na nogę, a jeszcze inne między sobą się przepychali. — Mogę już iść w takim razie? Nie wiem, wyjść przez okno? Będą mnie gonić, gdy wyjdę normalnie?
— Zdecyduj. — Arnar dalej przyglądał się wilczym gaciom. Najwidoczniej sam chciałby takie nosić.
Lucien już wyobrażał sobie, jak zabiera grupowemu bieliznę i z nią ucieka, mając głęboko w dupie, że stanie się ofiarą krwiożerczych, małych, Hermesiątek. Boże, to brzmi, jak nazwa na jakieś słodkie, puchate stworzonka. Szkoda, że Hermes nie postanowił spłodzić czegoś… innego.
— Wychodzę oknem. — Postanowił i niezdarnie wgramolił się na niewielki parapet. — Mam nadzieję, że zrobisz z tym jakiś użytek. A jak będziesz chciał je zwrócić, co byłoby zresztą bardzo miłe z twojej strony…
— Możesz je wygrać w grze.
— To je wygram. Ale wtedy zagramy u mnie. — Uśmiechnął się. — Wtedy będą wyrównane szanse. — Jedna noga wisiała mu już po drugiej stronie. Wciąż patrzył na Arnara, jakby chciał sobie zapamiętać każdy aspekt w wyglądzie grupowego.
Wyskoczył na zewnątrz, lądując trochę niezdarnie pewnie przez brak butów, które też przegrał. Mógł jednak postawić skarpetki. Wracanie po mokrej, brudnej powierzchni sprawi, że te piękne, śnieżnobiałe skarpeteczki, będą do wyrzucenia.
Pobiegł truchtem do dwunastki, prosząc cicho, aby nikt z Hermesiaków go nie zauważył.
— Co ci się stało? — zapytał ktoś.
Cóż, nie często Lucien wraca do domku bez butów. I własnych gaci.
— Okazało się, że mam za małe buty, więc nie wyrzuciłem. — Wepchnął się do środka, poniekąd ignorując zmartwionego chłopaczka i od razu rzucił na łóżko. Nawet nie miał siły ściągać tych przemoczonych skarpet.

Koniec wątku Luciena i Arnara.
◇──◆──◇──◆
[639 słów: Lucien otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz