czwartek, 22 lutego 2024

Od Danieli do Lizzie — „Serce Nowego Jorku”

W Nowym Jorku życie płynie szybciej niż taksówki na Manhattanie, a ja, osiemnastoletnia marzycielka, próbuję dotrzymać kroku temu miastu. Ulice pulsują energią, a ja, mieszkając w tym labiryncie betonu, staram się znaleźć swój własny rytm. Bycie studentką aktorstwa to tylko mała część mojej historii — moje życie jest pełne nieoczekiwanych zwrotów akcji jak z najlepszego scenariusza filmowego.
Każdy dzień w moim życiu to podróż przez nieznane, gdzie każdy krok może prowadzić do niezwykłych odkryć. Światło ulicznych latarni tańczy na mojej skórze, gdy przechodzę przez tętniące życiem ulice, wciąż poszukując inspiracji i nowych doświadczeń. Ale w tej betonowej dżungli nie ma czasu na marzenia, trzeba działać, walczyć o swoje miejsce pod słońcem, nawet jeśli czasami trzeba będzie stawić czoła upadkom i przeciwnościom losu.
Moje serce bije w rytmie Nowego Jorku — czasami szybko jak podczas burzy na Atlantyckim Wybrzeżu, czasami spokojnie, jak w parku Centralnym w letni dzień. Ale zawsze jestem gotowa na kolejną scenę tego niekończącego się spektaklu, gotowa na to, co przyniesie kolejny dzień w moim życiu.
*
Wiosenna atmosfera budziła wszystkich do życia. Wyglądając przez okna sali, w której aktualnie odbywały się zajęcia historii teatru, można było zauważyć kiełkujące pąki na drzewach. Słońce leniwie wisiało nad miastem. W chwilach takich jak te idealnie byłoby usiąść na ławce w parku, wpatrując się w piękno przyrody.
— Jak już wspominałem, teatr w Stanach Zjednoczonych przeżywał wiele ważnych momentów, które kształtowały jego oblicze kulturalne. Na przykład, rozwój off-Broadwayu był kluczowy dla eksperymentowania z nowymi formami teatralnymi… Pani De Bono? Czy jest pani z nami?
Usłyszawszy swoje nazwisko niczym coś, co bardzo szybko spada, wróciłam myślami do sali. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, a kiedy spostrzegłam, że wszystkie oczy skierowane są na mnie, zarumieniłam się ze wstydu.
— Przepraszam, panie profesorze — powiedziałam podnosząc się ze swojego miejsca.
— Podobnie jak wiosna stopniowo odsłania swoje pierwsze znaki, przynosząc ze sobą odrodzenie i nowe życie, tak samo obserwujemy zjawisko budzenia się instynktów w świecie zwierząt. Kiedy dni stają się dłuższe i temperatura rośnie, nie tylko rośliny zaczynają kwitnąć, ale i zwierzęta wchodzą w okres godowy. Jako że i my notabene nimi jesteśmy i mam świadomość, że w tym wieku młodym ludziom nie tylko nauka jest w głowie, jednak prosiłbym, by wszyscy skupili się na tym wykładzie.
Uczestnicy wykładu zachichotali, a na moich policzkach rumieniec zrobił się jeszcze większy. Korzystając z niewielkiego zamieszania, usiadłam i do końca lekcji w pełnym skupieniu wsłuchiwałam się w słowa wykładowcy.
Reszta zajęć minęła szybciej, niż zdążyłam o nich pomyśleć. Wiedziałam, że każda miniona chwila przybliżała mnie do spełnienia marzeń, chociaż z tyłu głowy ciągle powtarzałam, że bez pracy nie ma kołaczy, czy tam, że każdy jest kowalem swojego losu. W każdym razie musiałam naprawdę dużo pracować, by faktycznie osiągnąć swoje wymarzone cele.
Mimo że miałam wiele na głowie, wiedziałam, że równie ważne jest znalezienie chwili dla siebie. Zdecydowałam, że najlepszym sposobem będzie spacer przez tętniące życiem ulice Nowego Jorku – zawsze pomagało mi to oczyścić umysł i znaleźć nowe inspiracje. Włożyłam więc słuchawki do uszu i włączyłam swoją ulubioną playlistę pełną energicznych piosenek, dodających mi skrzydeł. Kroczyłam pewnym siebie krokiem, obserwując miasto, które mimo że tak dobrze znałam, ciągle kryło przede mną jakieś tajemnice. W końcu bezdomny grzebiący w koszu w poszukiwaniu puszek mógł kiedyś być malarzem, lecz jego żonie przeszkadzało to, że ciągle siedział zamknięty w swoim pokoju, a dziecko idące po drugiej stronie ulicy w przyszłości mogło zostać piłkarzem światowej sławy. Gdy tak nad tym wszystkim rozmyślałam, zdałam sobie sprawę, że niemalże przegapiłam wejście do swojej ulubionej kawiarni. Niepozorny lokal zlany z innymi skrywał w sobie najlepszą kawę na świecie.
— Dzień dobry! — przywitałam się wesoło z baristami. W środku, jak zwykle, nie było zbyt wielu klientów, co niespecjalnie mi przeszkadzało. Usiadłam na swoim ulubionym miejscu przy ladzie. I nie, nie zależało mi na tym, by przyglądać się Dave’owi.
— To co zwykle? — chłopak uśmiechnął się do mnie, gotowy przyjąć moje zamówienie. Kiwnęłam głową i zajęłam się planowaniem następnego dnia.
Dave był przystojnym brunetem o niebieskich oczach. Miał charakterystyczną urodę, która przyciągała spojrzenia, ale teraz nie mogłam się nad tym zastanawiać – miałam ważniejsze rzeczy na głowie.
— Oto twoja kawa — powiedział, przesuwając przede mną filiżankę z gorącym napojem.
— Dziękuję — odparłam, chwytając kubek. Siorbnęłam pierwszy łyk, lekko parząc się w język, lecz poczułam, jak przyjemne ciepło rozchodzi się po moim ciele.
Chociaż byłam osobą ekstrawertyczną, lubiłam spędzać czas sama ze sobą. Często pogrążałam się w myślach, pozwalałam im płynąć swobodnie, tworząc ekscytujące scenariusze o przyszłości, jakbym była bohaterką własnego filmu. Widziałam siebie na wielkiej scenie teatru i nie tylko, również na mniejszych scenach, nawet w domu starców. Ale nie tylko aktorstwo kusiło mnie swoim magnetyzmem. Przywołując w myślach obrazy przyszłości, widziałam siebie jako matkę, matkę córek, które są dla mnie całym światem. Wyobrażam sobie wspólnie odkrywanie świata, dzielenie się radościami i pokonywaniem trudności. Widziałam ich uśmiechy, ciekawość świata i sukcesy, napawające mnie największą dumą.
Im dalej odpływałam w krainę myśli, tym bardziej nie docierało do mnie, że zbliżała się godzina, o której miałam stawić się w salonie kosmetycznym. Siorbiąc kawę, kątem oka spojrzałam na zegarek, a kiedy dotarło do mnie, że nieco się zasiedziałam, ze stresu serce zaczęło bić szybciej, a myśl o przegapieniu wizyty wzbudziły we mnie nagłą panikę. Niemal strącając filiżankę, wyciągnęłam z torby portfel, zapłaciłam za kawę i chwilę później opuściłam lokal, kierując się ku labiryntowi. Dzień, w którym mózg chociaż raz nie zmózgował byłby dniem straconym. Całe szczęście, droga do salonu nie była zbyt pokręcona i kilkanaście minut później udało mi się bez spóźnienia do niego dotrzeć.
— Dzień dobry — zaszczebiotałam, wchodząc do środka. Pozbyłam się okrycia wierzchniego, a chwilę później zajęłam miejsce na niesamowicie wygodnym fotelu naprzeciwko rudowłosej dziewczyny, która z ciekawością mi się przyglądała.


Lizzie?
◇──◆──◇──◆
[932 słowa: Daniela otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia i zostaje adoptowana, yippee]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz