poniedziałek, 5 lutego 2024

Od Millie — „Truskawkowe pole”

Wiosenne popołudnie wydawało się ożywiać wszystko i wszystkich — no może oprócz alergików. Budzące się do życia rośliny i ciepłe promienie słońca padające na twarz wygnały większość herosów z domków. Jedni po prostu spacerowali czy wygrzewali się w słońcu, inni wykorzystywali ten czas na pogłębianie więzi lub trening. A jeszcze inni, i do tej grupy zaliczała się między innymi Millie, pracowali na grządkach z truskawkami.
Nietrudno było się domyślić dlaczego, Millie była nowa, a jej moc średnio się nadawała do czegokolwiek innego, do tego natomiast była idealna. Chociaż w gruncie rzeczy zadanie nie było najgorsze, a jego największą wadą była nuda i monotonia, to właśnie przez te dwie cechy dziewczynie strasznie się ono dłużyło. Czy w ogóle potrzebowali na cokolwiek tak dużo truskawek? Spojrzała na jeden z krzaczków, a ten urósł o parę centymetrów.
— Ta moc jest bezużyteczna, czy ja wyglądam na ogrodnika? Zresztą, po co nam tyle truskawek? — mruknęła do najbliższego sąsiada, którym był ciemnowłosy mulat z niedorzecznie szerokim uśmiechem na twarzy.
— Bez przesady, niektóre są niezłe. — odparł Gaspar. — Ty jesteś z dwunastki, nie? Pomyśl, jak wystarczająco opanujesz swoje umiejętności, to możesz sobie wyczarować truskawki i winogrona kiedykolwiek i gdziekolwiek chcesz, więc głód cię praktycznie nie dotyczy… albo sprzedawać bimber, to brzmi jak całkiem dochodowy biznes. Możesz nawet założyć prawdziwą winnicę za półdarmo… — dodał.
— No dobra, masz trochę racji. Co nie zmienia faktu, że po pierwsze nie zamierzam rozpijać ludzi, bo wystarczy mi, że mój ojciec jest naczelnym pijakiem. — odpowiedziała urażona dodatkowo tą sugestią Millie. — A po drugie nadal nie rozumiem na chuj nam tyle truskawek.
— No przecież żartowałem, wyluzuj trochę. — mruknął chłopak. — Chociaż wyglądasz nawet słodko, kiedy się złościsz.
— Jeszcze bardziej słodko będę wyglądać, jak ci przypierdolę w ryj. — odparła Millie, agresywnie wyrywając chwasty z grządki. — W przeciwieństwie do ciebie. — tak naprawdę skłonienie jej do przemocy było dość trudne i raczej by Gaspara nie uderzyła, ale monotonia i poczucie bezsensowności tego, co robi, doprowadzały ją do szału, a on jeszcze dolewał oliwy do ognia swoim gadaniem.
— Ale w ogóle kim jesteś, Mała Mi? Dobrze byłoby wiedzieć, od kogo dostałem. — odparł, a uśmiech wciąż nie schodził mu z twarzy.
— Bez przesady, aż tak niska nie jestem. — Millie obruszyła się, jednak z drugiej strony na jej twarzy pojawił się przez chwilę uśmiech, a ruchy stały się trochę spokojniejsze.
— Nie znasz Muminków? — zapytał z zaskoczeniem chłopak. — To postać z książki, trochę mi ją przypominasz… Zresztą, mniejsza. Jestem Gaspar i jestem tu już trochę czasu, więc gdybyś chciała, to mogę cię oprowadzić po obozie na przykład. Albo doradzić jak uniknąć kłopotów, w sumie najważniejsze to unikać domku Aresa… — tak, unikanie kłopotów zdecydowanie było specjalnością Gaspara… Ale Millie o tym jeszcze nie wiedziała.
— Dobra, łapię. To może doradź mi jak zdobyć jakiś sensowniejszy obowiązek niż to. — przerwała mu. — Ale jestem Millie. Moją mamę wyruchał Dionizos i urodziłam się ja. — zaśmiała się tonem, w którym rozbawienie mieszało się z nutką goryczy.


◇──◆──◇──◆
[476 słów: Millie otrzymuje 4 Punkty Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz