sobota, 10 lutego 2024

Od Luciena CD Arnara — „Ale to tylko bingo”

Poprzednie opowiadanie

Był jakiś sens w ukrywaniu tego piwa? Wątpił. Mógł tylko wpatrywać się w oczy zaciekawionego nauczyciela bingo i zastanawiać się, co powinien zrobić w tej sytuacji. Nie wiedział, jak wyglądają kostki do gry w kości. Zupełnie poważnie był przekonany, że gra się… sporymi kostkami i używa się prawdziwych kości.
Uśmiechnął się kącikiem ust i odpowiedział:
— Masz rację, to nie są żadne kostki… chodź ze mną.
Inne dzieciaki tylko obejrzały się za dwójką i wróciły do gry w bingo, krzycząc już po kilku sekundach: “wygrałem!” albo “gówno, oszukujesz!”. Lucien nie był wcześniej tak długo u Hermesiaków. Musiał się przyzwyczaić.
— Okej, więc. — Położył bladą dłoń na plastikowym worku. Butelki zabrzęczały, jakby stęskniły się za swoim właścicielem. — Jak myślisz, co mogłem ze sobą przynieść, kiedy pomyliłem grę w bingo z imprezą?
— Bawimy się w zgadywanki?
Lucien westchnął.
— Nie możesz się wygadać. — Wyjął z siatki jedną butelkę piwa i podał ją Arnarowi. — Kiedyś… ktoś się na nas wygadał. Nie byłem wtedy jeszcze grupowym, więc nie odczułem tego personalnie, ale… powiem ci, że Chejron potrafi być straszny.
Towarzysz wyglądał, jakby nie był zainteresowany jego opowieścią. Oglądał butelkę z każdej strony, dotykając jej szklane brzegi i próbując pozbyć się denerwującego kapsla.
— Dobrze, skoro ty uczysz mnie gry w bingo, to ja nauczę cię obsługi piwa. — Zabrał od niego butelkę, jakby ze strachu, że zaraz spróbuje otworzyć ją zębami. — Weźmiemy po jednym i ja pootwieram wszystkie butelki, bo trochę się boję, że zrobisz sobie krzywdę. Piłeś to kiedyś w ogóle?
— Może. Nie pamiętam.
— Nieważne. — Machnął ręką i pootwierał butelki przy użyciu otwieracza, który nosił ze sobą w kieszeni. — Trzymaj. Możemy teraz wracać do tej… gry? — skrzywił się, bo przez ten czas zdążył zapomnieć o wszystkich zasadach, które przed chwilą Arnar tak dokładnie mu wytłumaczył.
Wrócili razem na miejsca, przeciskając się pomiędzy zdenerwowanymi graczami. Lucien otrzymał od grupowego jakąś karteczkę z cyferkami i miał je skreślać, kiedy prowadząca osoba wykrzyknie numer, który znajdował się na tekturce.
Po dwóch liczbach już ktoś spróbował z krzyczeniem o wygraną, ale Arnar skutecznie uciszał takie osoby razem z innymi graczami. Lucien poczuł się przez moment przytłoczony, ale kiedy pozwolił na to, by procenty zaczęły w nim działać, od razu się rozluźnił.
Skupiał się, by trafiać w odpowiednie liczby i śmiał się bardzo głośno. Może nie trafił na imprezę w sensie dosłownym, to zabawa z Hermesiakami była tak samo zabawna.
— Bingo! — krzyknął w końcu. — Chyba… — W sekundę otrzeźwiał i dokładniej przyjrzał się tekturce. Coś źle pozaznaczał.
— Ohoho, ktoś tu oszukuje. — Arnar zabrał od niego karteczkę, by też się jej przyjrzeć. — Co ty tu pozaznaczałeś? Przecież znasz już zasady…
— Chcesz drugą butelkę? — zapytał, zamiast odpowiadać na pytanie.
Chyba podziałało, bo Arnar pokiwał zadowolony głową, na co Lucien wstał i popędził po reklamówkę. Przy okazji wyrzucił gdzieś swoją karteczkę do gry w bingo, by uniknąć oceniania ze strony Hermesiaków (dosłownie zaznaczył cztery cyfry i już wydzierał się ,,bingo”, żenujące).
Podał grupowemu pełną butelkę i poprosił o kolejną karteczkę, tłumacząc, że nie wie, gdzie podziała się poprzednia. Przez to musieli nawet zacząć od początku.
Pograli tak jeszcze przez chwilę i chociaż Lucienowi nie było dane już ani razu krzyczeć, to obserwował popychanki oraz szarpaniny. Dzieci Hermesa zdecydowanie były… czymś. Nie wiedział nawet, jak to określić, ale czuł się, jakby własna matka wywiozła go do kasyna.
— Gra się u was w coś jeszcze? — zapytał, będąc troszeczkę, ale to troszeczkę, zawiedzionym, że nie udaje mu się wygrać. — Na przykład te kości… czy kości to gra hazardowa? — mówił to z taką powagą na twarzy, że przeciętny hazardzista posikałby się na ten widok ze śmiechu.

Arnar?
◇──◆──◇──◆
[585 słów: Lucien otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz