piątek, 16 lutego 2024

Od Havu CD Judasa — „Ciało Chrystusa”

Poprzednie opowiadanie

Po pierwsze, zupełnie poważnie myślał teraz o tym, by zabić tego zadufanego w sobie księdza. Nie dość, że spał w jego, powtarzam JEGO, mieszkaniu, to teraz ma czelność obrażać najsłodsze zwierzęta na świecie. Wiadomo — są ludzie, którzy wolą psy i są ludzie, którzy wolą koty, jednak co złego jest w szczurach? Te wszystkie filmy, seriale oraz książki przedstawiają te stworzenia jako brudne, roznoszące choroby i inne, dziwne rzeczy. Havu żył z nimi od dawna, a nauczył się tego, by traktować je na równi z innymi zwierzętami domowymi. Dlatego teraz oderwałby Judasowi paznokcie z każdego palca u dłoni, a potem powykręcał nadgarstki.
Zamiast tego spojrzał się brunetowi prosto w oczy, jakby chciał wyżreć mu duszę i patrzył się tak długo, aż ten nie odczuł niepokoju.
— Słuchaj, jak masz zamiar obrażać moje szczury, to zabieraj co twoje i wypad. — Gdyby Judas mógł zobaczyć aurę, to aura Havu zdecydowanie byłaby najczarniejsza z czarniejszych. — Co tak stoisz? Mam ci pomóc? — Uśmiechnął się złośliwie.
Judas burknął coś pod nosem (może rzucił jakieś katolickie zaklęcie), cofnął się do pokoju, w którym spał, po czym wyszedł bez słowa z mieszkania.
Rudowłosy pomiział szczurka za uchem, po czym odłożył go do klatki, gdzie czekał też drugi, najwidoczniej zmartwiony nieobecnością tego pierwszego. Ocalałe po eksperymentach w laboratorium Havu nie przepuszczał, że pożyją tak długo. Teraz mógł się nimi opiekować, codziennie głaskać i sprawdzać, czy mają dobrze.
— Mam nadzieję, że nie przejmujesz się słowami tego religijnego czopa. — Wcisnął palec między kraty, by pogłaskać stworzonko. — Jesteś najpiękniejszy na całym świecie i nikt, dosłownie nikt, nie ma prawa nazywać cię w ten sposób, okej? — Przesunął palec pod bródkę zwierzaka. — A teraz wybaczcie, ale kurewsko boli mnie głowa, więc idę umrzeć na około dwie godzinki. — Uśmiechnął się do szczurków, które z ciekawości przechyliły główki, po czym pognały do miseczki z jedzeniem.
Położył się z jęknięciem i przycisnął otwartą dłoń do czoła. Czuł, jakby czaszka mu pulsowała. Dosłownie. Pod ręką odczuwał jakieś dziwne wibracje. Może Judas rzeczywiście rzucił jakieś zaklęcie i właśnie coś zaczyna się dziać?
Nieważne. Jak ma się coś dziać, to niech się dzieje, jak już się obudzi. Po takim chlaniu mogą skały srać, a on nawet nogi nie podniesie; ba, on nawet nie zareaguje.
Nie zasnął jednak przez zbyt duży dyskomfort oraz ból, więc do wieczora męczył się z problemami z żołądkiem (albo to poturbowana wątroba postanowiła się odezwać) i pękającym mózgiem. Nie ma żadnego wyjaśnienia, dlaczego to zrobił. Nie chciał nawet temu, zaklętemu, przeklętemu, zafajtaczonemu, debilowi oddawać tej książki. Chciał tylko… nie wiadomo, co chciał. Może był zbyt zafascynowany, że w końcu spotkał drugiego półboga. Może chciał poznać Judasa bardziej? Bliżej? Dowiedzieć się, dlaczego taka osoba, co on, postanowiła pójść w ślady chrześcijaństwa. Przejść na najgorszą religię na świecie? Miał tyle do wyboru. Wybrał, kurwa, katolicyzm.
Dobra, kogo to obchodzi, to nie jego życie i też nie będzie się w to wtrącać. Sięgnął ręką do plecaka, gdzie, chyba odłożył cudowną książkę na temat egzorcyzmów, jednak… nie znalazł jej. Wstał więc, żeby przetrzepać łóżko, poszukać za kanapą, za szafami, na półkach, za klatką szczurów oraz pod dywanami. Nie było jej. Nigdzie. Nie będzie nawet sprawdzać w innych dziwnych miejscach, bo przecież nie mógł być na tyle pijany, żeby ukrywać książkę w piekarniku… a może? Nie, tam też jej nie było.
— Zabrał ją. — Uderzył pięścią w blat kuchenny. Zabolało. — Jaki niewychowany. Mógł przy okazji zapytać… może bym oddał — prychnął.
Czy to już schizofrenia, gdy zaczynasz rozmawiać sam ze sobą?
Postanowił się tym nie przejmować, chociaż strasznie drażnił go fakt, że wpuścił do mieszkania obcego gościa, a ten gość jeszcze przegrał mu po rzeczach. Chodził po mieszkaniu, kiedy on spał i pewnie obejrzał wszystko, co znajdowało się w pomieszczeniu.
Może więcej tu nie wróci, bo skoro najbardziej wystraszył się żywego stworzenia od tych nieżyjących w formalinie, to raczej nie należy do psychicznie odppornych osób. A może też udaje, by zwieść Havu. Spodziewać mógł się wszystkiego.

Zbliżający wieczór sprawił, że zaczynał się nudzić. Nie rozmawiał z nikim od poprzedniego dnia przez złe samopoczucie i narastający ból w głowie. Dopiero na noc, kiedy większość mogła kłaść się spać, poczuł się lepiej; a niestety dziewięćdziesiąt procent znajomych rudowłosego pracowała na rano… w przeciwieństwie do niego. Dwa dni wolnego równa się dwa dni chlania.
— Ej, Noah, pamiętasz tę kapliczkę? — zapytał od razu, kiedy urbexowy towarzysz odebrał telefon. — Chodźmy tam znowu. Ten budynek jest większy, niż myślisz.
— Wiesz co… nie wiem — mruknął, nieprzekonany. Pewnie przerażała go wizja policji. — Ostatnim razem ktoś tam był, więc raczej opuszczone nie jest. Dostałem złe informacje, ale może znajdę coś nowego.
— Nie, Noah, czekaj. Przecież tam nikt nie przychodzi codziennie, wątpię, że dzisiaj kogoś spotkamy.
— Naprawdę bym poszedł, ale… muszę pilnować ryb.
— Ryb? Ty nie masz żadnych ryb, zakuty łbie.
— Kupiłem dzisiaj rano. Jak coś znajdziesz, to daj znać, na razie. — I się rozłączył, zostawiając Havu samego.
Trudno, pójdzide tam sam, może przy okazji spotka ulubionego księdza. Nie idzie tam ze względu na niego, brońcie boże, idzie tam tylko po to, by odkryć kolejne, ciekawe pomieszczenia. Nie wie zbyt dużo o tej śmiesznej wierze, a książka o egzorcyzmach okazała się na tyle ciekawa, że chcąc nie chcąc, kusiło go wtargnąć pomiędzy święte księgi, przejrzeć je, pomyśleć ,,ale lamerskie” i wyjść.
Zabrał więc plecak, do którego wpakował latarkę i ruszył w stronę kapliczki. A raczej podjechał. Taksówką. Kierowca znowu wydawał się przerażony, ilekroć spoglądał na Havu, napinał mięśnie.
— Dzięki, szefie. — Pożegnał się ze starszym mężczyzną, który odjechał z piskiem opon, gdy rudowłosy wysiadł. Nie zdążył nawet dać kierowcy napiwka. Jego strata.
Budynek wyglądał tak samo, jak wcześniej, czyli cholernie brzydko. Katolicy nie mają poczucia estetyki. Zawsze budują to samo. Kościoły są chłodne, mało kolorowe i przypominają prędzej ogromny dom pogrzebowy, niż miejsce, w którym odprawia się modły.
Skrzywił się na wspomnienie z nocy, kiedy spotkał Judasa.
— No, ciekawe kto dzisiaj stoi na straży — prychnął i poszedł poszukać wejścia, przez które wcisnęli się z Noahem.
O dziwo dalej pozostało… otwarte. Chyba nikt nie kwapił się do naprawy tych starych, trzeszczących drzwi. Na ziemi leżała nawet stara kłódka. Cóż, jeśli Judas tu stróżuje, to mógłby zadbać też o czystość i zabezpieczenia, bo do środka wejdzie byle menel.
Przechodząc po korytarzu, ścieżce usłanej z rozbitego szkła, w końcu dotarł do miejsca świętego, czyli… ołtarza. Gdzieś na boku można było zauważyć zapalone świece, które oświetlały w niewielkim stopniu pomieszczenie.
Gdzie była ta biblioteczka?
Tup, tup, tup.
— O, czyżby to mój ulubiony ksiądz? — Odwrócił się teatralnie, rozkładając ręce, jak na jakimś pokazie aktorskim. — Codziennie tu przychodzisz, Judas?
Brunet zmarszczył brwi. Był niepocieszony, że widzi w tym miejscu akurat rudowłosego. Havu zresztą czuł to samo.
— A ty? Codziennie wkradasz się do miejsc, w których nie powinno cię być?
— Z ciekawości. — Wzruszył ramionami. — Wcześniej nie pozwoliłeś nam do końca obejrzeć tego… cuda architektury. — Rozejrzał się. — Posprzątałbyś tutaj, wiesz? Wdepnąłem chyba w milion kawałków szkła, a jestem dopiero przy tym śmiesznym ołtarzu.
— Może pozmywałbyś najpierw naczynia, a potem oceniał tę kapliczkę?
— A może zamknąłbyś mordę? Zabrałeś tę swoją śmieszną książkę bez pytania i mojej wiedzy, wiesz?
— Nie należała ona do ciebie.
— Wiesz, gówno mnie ta książka obchodzi. Przyszedłem tutaj z ciekawości, więc jeśli mi pozwolisz… to chcę sobie pooglądać rzeczy.
Judas patrzył na niego z kwaśnym wyrazem twarzy. Jakby zjadł cytrynę. Albo coś zgniłego.
— Wolałbym, żeby jednak cię tutaj nie było. Jest wiele innych opuszczonych budynków do zwiedzania.
Przewrócił oczami. Judas nigdy nie przestanie być irytującym dupkiem.
— Dobra, wyjdę stąd, ale pod jednym warunkiem. — Zszedł z ołtarza, by podejść do Judasa. Przechodząc obok świeczek, zgasił dwie z nich palcami. Było ciemniej niż parę sekund wcześniej. — Te egzorcyzmy. Opowiadałeś mi o nich i pomyślałem sobie… dokładnie teraz sobie pomyślałem, że może chciałbym je zobaczyć na żywo. Wiesz, z ciekawości.
— Nie ma nawet takiej opcji. Nie przeprowadza się ich często. To bardzo rzadkie praktyki, Havu. Książki do odprawiania egzorcyzmów też nie powinny wpadać w ręce byle kogo, ale ty postanowiłeś sobie jedną ukraść i wyciągałeś ode mnie prywatne informacje. Wystarczy. — Przybliżył się do rudzielca. Był wyższy, co dodatkowo zirytowało Havu, gdy stali w tak małej odległości od siebie. — Dla ciebie to zabawa, ale wiara nigdy nie jest zabawą.
— Boisz się?
— Żartujesz sobie ze mnie?
— Nikomu o tym nie powiem, Judas. Nie pisnę ani słówka. — Wbił mężczyźnie palec w żebro. — To jak?

Judas?
◇──◆──◇──◆
[1357 słów: Havu otrzymuje 13 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz