— Jestem do zamknięcia! — Przywitał szefową skinięciem głowy, zanim wrócił do przygotowań na sali. Nie mógł przestać się uśmiechać na myśl, że książka wybrana z jego polecenia się tak bardzo spodobała. To zawsze miłe uczucie, a do tego jeszcze podziękowania, no przeurocze. Kręcił się po pomieszczeniu jeszcze trochę, żeby jeszcze raz mieć pewność końca przygotowań. Chait stał już w swoim kąciku na dzisiejsze zlecenie, więc nie chciał mu przeszkadzać.
Potem nie było czasu na pogaduszki; goście wlali się na spotkanie autorskie, trzeba było pomagać z miejscami, kupowaniem kopii do podpisu, trzymaniem kolejki w ryzach. Nawet jeśli w teorii czas, kiedy autor mówił, a goście zadawali pytania, był dla pracowników mniej wymagający, to i tak nie mogli sobie pozwolić na więcej niż spojrzenie w swoim kierunku, z niemym pytaniem o to, jak idzie.
W końcu jednak nastała szansa, kiedy to Chait wyszedł na tył sklepu, bo akurat w kąciku nikogo poza nim nie było (no i szefowa pozwoliła). Zapewne na papierosa, bo po to zwykle chodzili tam współpracownicy. Nie było to najładniejsze miejsce, biorąc pod uwagę, że jedyne co było widać to mury w grafitti, wielkie kosze na śmieci (także w grafitti) i parę smutnych klombów (widok na park był od frontu księgarni). Apollodors nie palił, ale i tak czasami wychodził z resztą w celu socjalizacji. No i akurat Chaita chciało poznać, chyba nawet bardziej niż przedtem.
Niema oferta szluga zwinnym ruchem dłoni padła praktycznie po tym, jak animator zauważył Dorosa, spotakała się także z równie szybką odmową. Nie zostało to jednak negatywnie odebrane. Na szczęście.
— Jak tam? Idzie dobrze czy dzieciaki dają w kość? Bardzo się cieszę, że moja rekomendacja aż tak się spodobała.
— Wierz mi, bywało gorzej.— Zaśmiał się cicho, co zmieniło kształt unoszącego się z papierosa dymu — No i zwłaszcza jak na stawkę, to nie ma aż tyle obowiązków.
— Szefowa w sytuacji kryzysowej jest gotowa wyłożyć całkiem sporo, to jej trzeba przyznać. Praca jako animator to twoja jedyna czy któraś z wielu?
— Jedna z wielu, co mi się trafi, to zwykle korzystam, nie tylko w ramach przyjęć. A ty? — Spojrzał na księgarza kątem oka z ciekawością.
— Jedna z moich dwóch głównych, pracuję jeszcze w takiej nastrojowej kawiarni z historyczną kasą, która jest od większości o dziesięciolecia starsza. — Odgarnął włosy ze swojego czoła z uśmiechem. — Poza tym na różnych targach artystycznych od czasu do czasu sprzedaję swoje ziny i kopie obrazów, grafik. No i jakoś to idzie… chociaż naszej ostatniej wpadki w kawiarni dotąd nic nie pobiło. — Uśmiechnął się zawadiacko na wspomnienie.
— Tak z ciekawości to, co zrobiliście? Pomyliliście wszystkie zamówienia? Zepsuliście coś ważnego?
— Jeszcze tak źle nie było, za to zgubiliśmy książkę z przepisami sezonowymi, na które tamtego dnia był straszny popyt. Skończyło się na przeszukiwaniu całości lokalu od góry do dołu. Co najlepsze znalazłem potem ten notes w książkach dla klientów.
Chait zgasił ostatnie iskry tlące się w kiepie, po czym wyrzucił go do śmietnika. Jego mina wydała się Apollodorosowi… skomplikowana, jakby wspominał różne rzeczy i nie był pewny czy mówić. Po krótkiej chwili się odezwał:
— To nie pobije pracy, z której wyrzucili mnie w mniej niż tydzień w trakcie okresu próbnego. I wiesz, co jest najlepsze? Nie z mojej winy, tylko dlatego, że w rzekomo restauracji wolnej od szczurów, one jednak były… — Chait zaśmiał się kwaśno.
— Szczury w tym mieście to jest jakiś fenomen, przysięgam, albo przynoszą pecha, albo szczęście… ewentualnie po prostu są i straszą cię, kiedy stoisz w zatłoczonym metrze.
— Prawda? Ktoś by pomyślał, że my tu je hodujemy i to jeszcze co najgorzej tak, żeby zmutowały i były wytrzymalsze.
— To by się nadało na jakąś powieść science-fiction co nie?
W połowie ich chichrań o potencjalnej fabule takiego dzieła drzwi za nimi się otworzyły z cichym piskiem. Szefowa zarządzająca koniec przerwy jakby z jakiejś kliszy filmowej.
Chait?
────
[621 słów: Apollodoros otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz