środa, 17 września 2025

Od Artema CD Edgara — „I Want You To Know That I'm Awake"

Poprzednie opowiadanie

— Dwójka dzieci — zaczął Edgar. Siedzieli obok siebie w kawiarni, do której chodzili kiedyś, kiedy jeszcze między nimi było normalnie. Teraz to policjant zaprosił tutaj Artema z "pilną" sprawą. Pomimo miliona odmów ze strony byłego przyjaciela, ten jednak nie dał spokoju, wręcz prosząc, by się tutaj zjawił.
— No? — Zamieszał łyżeczką w ciemnej herbacie. — Dwójka dzieci. Rozumiem.
— Policja chce tę sprawę zatuszować.
— Ty jesteś policją. Tak tylko przypominam, jakbyś zapomniał.
Edgar zacisnął palce na kubku z gorącą kawą.
— Ta dwójka dzieci na to nie zasługuje.
— Wyobrażam sobie.
Ton Artema był wyjątkowo szorstki.
— Nie chcę tego tak zostawić. To niesprawiedliwe. Te dzieciaki miały, nie wiem… dwanaście lat.
— Nie obchodzi mnie to. — Wzruszył ramionami. Wypił resztę swojej herbaty i wstał. — A raczej… nie mam teraz czasu na twoje problemy.
Edgar zacisnął usta w wąską linię. Patrzył z dołu na Artema, żałując, że to akurat jego poprosił o pomoc. Poczuł się zbyty, niewysłuchany, a problem, o którym była mowa nie dotyczył nawet jego osoby!
— Ta, przepraszam, że zawracam ci dupę.
Artem nic nie odpowiedział, tylko wyszedł.

Był głupi, kiedy wszedł do klubu dla zmęczonych życiem mężczyzn i jeszcze głupszy, kiedy zapłacił przypadkowej kobiecie za drinka. Siedział przy kontuarze na wysokim stołku i opierał twarz na dłoni, patrząc, jak brodaty barman przygotowuje ich trunki. Zamówił coś prostego, ale mocnego. Już nawet nie pamiętał, jak napój się nazywał, bo całą swoją uwagę przekładał na głośną muzykę, która rozsadzała mu głowę.
Średniego wzrostu blondynka siedziała tuż obok mężczyzny. Na nogach miała wysokie szpilki i wyglądała, jakby wcale nie przyszła tutaj po to, by się napić, ale po to, żeby kogoś poznać; i tak przez przypadek poznała Artema, do którego się dosiadała. Zapytała, skąd pochodzi, bo spodobał się jej wschodni akcent, a potem już poszło z górki. Czekała teraz na drinka, za którego wcale nie będzie musiała zapłacić, bo Rosjanin już podał banknot barmanowi. Za ich dwójkę.
Kobieta otworzyła torebkę, by wyciągnąć z niej lusterko i szminkę. Poprawiła na szybko makijaż i uśmiechnęła się do mężczyzny, który nawet nie ruszył kącikiem ust.
— Jesteś smutny? — zapytała, jakby nie było to oczywistością. — Często przychodzisz do klubów sam?
— Nie — mruknął, chociaż ostatnimi czasy właśnie tak wyglądała jego rzeczywistość.
Odwiedzał bary, w których nigdy go nie było i tak samo zaglądał do klubów, w których prychał na widok striptizerek. Kiedy inni byli w towarzystwie przyjaciół, to Artem zawsze był sam.
— Widzę po tobie co innego. — Sięgnęła po szklankę z chłodnym napojem. Artem zrobił to samo. — Jesteś całkiem przystojny, wiesz? — Uśmiechnęła się, a jej brązowe oczy zaświeciły pod długimi rzęsami.
Szczupłe palce kobiety oplatały zwinnie szklankę, a czerwone paznokcie w półmroku wyglądały na krwiste, jakby przed chwilą wyrwała komuś serce i je zjadła. Było w niej coś niepokojącego, ale jednocześnie pociągającego.
— To już wiem.
Krótki śmiech wyrwał się kobiecie z ust.
— Nie jesteś zbyt skromny, co? — Wolną rękę wyciągnęła ku dłoni Artema. — Ale to dobrze — mówiła, muskając delikatnie skórę ręki mężczyzny — warto znać swoją wartość.
Artem z początku drgnął przez nieprzyjemny i nieproszony dotyk, ale zaraz zmusił dwój organizm do rozluźnienia mięśni. Uśmiechnął się delikatnie, wymuszenie, próbując siebie samego oszukać, że mu się to podoba.
— Dziwiłaś się, że siedzę tutaj sam, ale ja też nie widzę, żebyś z kimś tutaj przyszła — Zauważył, na co kobieta zabrała swoją rękę, by poprawić włosy. Odpięła jedną spinkę i wpięła ją raz jeszcze, ale w zupełnie innym miejscu.
— Lubię spędzać czas samotnie — odpowiedziała. — Czasem dobrze jest się… zabawić w samotności, rozumiesz?
Jej uśmiech był tak szeroki i tak hipnotyzujący, że Artem nie miał pewności, czy dalej rozmawia ze zwykłym człowiekiem; a nawet jeśli nic nadnaturalnego nie wyróżniało kobiety, to na pewno rozprzestrzeniała wokół siebie taką aurę.
— Tak w ogóle to jestem Victoria — przedstawiła się, bo w tej fali rozmowy dalej byli dla siebie zupełnie obcymi ludźmi bez imion i nazwisk, jakby ktoś wrzucił ich do tego świata bez nadanej osobowości. — Możesz mówić mi Vic.
— Artem — mruknął, spoglądając na blondynkę kątem oka. Jeszcze ani razu nie obejrzał jej twarzy dokładnie, przyglądał się tylko ukradkiem by być gotowym na ewentualne krzywe ruchy lub niespodziewany dotyk. — Chcesz zatańczyć? — zapytała, dopijając swojego drinka. Odstawiła szklankę na blat i uśmiechnęła się do barmana, który odwzajemnił uśmiech, puszczając do niej oczko.
Artem już otwierał usta z zamiarem odmówienia, ale Victoria chwyciła nadgarstek mężczyzny i pociągnęła za sobą, na co ten wstał, by pójść za kobietą. Nawet nie zaprotestował, chociaż coś w jego głowie krzyczało, by się opamiętał; bo być może zaraz będzie za późno.
Victoria przepchała się przez tłum tańczących ludzi i znalazła dla nich odpowiednie miejsce. Uśmiechnęła się, a w świetle migających świateł Artem mógł tylko dostrzec czerwoną szminkę, równie czerwone paznokcie i śmiejące się ciemne oczy.
— Hej, rozluźnij się — zaśmiała się, kiedy chwyciła go za rękę i pociągnęła do siebie. 
Artem poleciał do niej, jakby został stworzony z warstwy puchu i nie miał w sobie żadnego obciążenia. Albo jakby był tylko zabawką, z którą można było zrobić cokolwiek. 
— Nie musisz być taki spięty.
— Przestań, nie prosiłem się o to — westchnął, na co kobieta przewróciła z rozbawieniem oczami.
— Jesteś tutaj sam, ja jestem sama — mówiła, muskając ukradkiem Artema po palcach — możemy się zabawić, prawda? 
— Nie znam cię. — Stanął i zrobił krok do tyłu. 
— Ja ciebie też nie. — Spróbowała złapać Artema raz jeszcze za rękę, ale ten pierwszy raz w ciągu tej chwili, kiedy się poznali, uniknął niechcianego dotyku. 
— Nie bądź taki. Chciałam tylko dobrze spędzić czas. — Wzruszyła ramionami. — I myślałam, że może poznam kogoś fajnego. Nie musisz być taki — zapewniała dalej, na co Artem podejrzliwie przyjrzał się twarzy kobiety. 
— Pijesz jeszcze? — zapytał tylko, dostając w odpowiedzi słodki śmiech i szczery uśmiech. Była druga w nocy. 


Chciał wrócić do mieszkania i położyć się spać, ale nie mógł pozbyć się Victorii. Kobieta podbiegła do mężczyzny, kiedy ten wyciągał rękę ku klamce klubowych drzwi. Uśmiechnęła się słodko, tak, jak wcześniej i przeczesała nerwowo blond włosy.
— Myślałam sobie, że… może mógłbyś odprowadzić mnie do domu. Widzisz, jest ciemno, a ja trochę boję się chodzić sama w takich godzinach.
Złapała za pasek od torebki i patrzyła na Artema wyczekującym wzrokiem.
— Mieszkasz daleko stąd?
— Nie. — Pokręciła głową. — Jakieś dwadzieścia minut pieszo.
— Okej — odpowiedział i otworzył drzwi, które przytrzymał, by przepuścić ją pierwszą.
Przez całą drogę słuchał opowieści z życia wziętych kobiety, chociaż nie przykładał temu dużej uwagi; rozumiał tylko co drugie słowo, bo pogrążony był w swoich myślach, które wciąż oscylowały wokół Edgara. Nie mógł się jejgo pozbyć przez tyle miesięcy, a ostatnio wracało z jeszcze większym impetem. Jakby chciał przypomnieć Artemowi, że nie jest tak łatwy do zapomnienia.
Victoria stanęła przed niskim blokiem, powiedziała coś o swoim mieszkaniu, czego Artem znów nie zanotował, bo oczami wyobraźni odprowadzał teraz Edgara do domu, a nie przypadkową kobietę poznaną w klubie.
— Chcesz się czegoś napić? — zapytała, kiedy wchodzili już na klatkę schodową i kierowali się ku windzie. — Mam dobrą kawę.
— Nie piję kawy.
— Och, naprawdę? Myślałam, że każdy lubi kawę — zaśmiała się. — Trudno. Mam też sok, jeśli ci to nie przeszkadza.
— Nie przeszkadza. Może być. — Wzruszył ramionami, na co Victoria rozpromieniła się jeszcze bardziej.
Victoria mieszkała na ostatnim piętrze, a mieszkanie miała naprawdę ładnie przyozdobione. Jednak to nie było wcale ważne dla Artema, który cały czas w myślach chciał stąd odejść, ale z jakiegoś powodu nie mógł się nawet wycofać.
Kobieta nalała pomarańczowy sok do wysokiej szklanki i podała Artemowi. Poczekała, aż ten wypije napój, a potem niebezpiecznie zaczęła się do niego przybliżać. Położyła swoją dłoń na jego, tak jak robiła to w klubie, ale tym razem zaczęła palcami wspinać się coraz wyżej.
— Co ty robisz? — warknął, odsuwając się, ale kobieta w porę przytrzymała jego rękę.
— Hej, poczekaj — Podniosła rękę i musnęła policzek mężczyzny. Przejechała delikatnie paznokciami po wklęsłej bliźnie, a potem zjechała na usta. — Nie musisz nigdzie iść, prawda?
Bez pytania i proszenia przycisnęła swoje wargi do jego. Artem poczuł tylko smak czerwonej szminki, na którą patrzył cały wieczór; ale zamiast się odsunąć, popłynął razem z falą, która pociągnęła go wprost na otwarty ocean. Oddał ten pocałunek, chcąc desperacko sprawdzić, czy wciąż jest w nim jakaś cząstka ,,normalności"; bo w ten sposób nazywano w jego otoczeniu ludzi, którzy nie byli tacy, jak on. Normalni. Zwykli. Kobieta i mężczyzna.
Nie podobało mu się to. Zamiast Victorii widział tylko Egdara i to wkurwiało go jeszcze bardziej; że nie mógł pozbyć się tego nieznośnego, palącego uczucia, które ostatnimi czasy wpływało na to, jak funkcjonował. Chciał być tylko normalny. Chciał odzyskać kontrolę nad sobą, swoim ciałem, myślami i emocjami.
Kobieta odsunęła się na chwilę od mężczyzny, uśmiechnęła niewinnie, ale spod długich rzęs Artem nawet nie mógł dostrzec ciemnych oczu. Victoria złapała go za dłoń i pociągnęła za sobą do sypialni, z której już najpewniej nie wydostanie się do rana.
Zapamiętał tylko chłodny dotyk długich palców. Oddech, który był sztuczny, jakby przebywał z robotem albo kimś, kto był tylko wytworem strasznej wyobraźni. Czerwone, zaostrzone paznokcie gotowe, by wbić się w jego nagą klatkę piersiową i wyrwać wciąż oszalałe bijące serce.
Zniknął od razu, jak się obudził. Zebrał rozrzucone po podłodze ubrania, nawet nie spojrzał w stronę Victorii i wyszedł z mieszkania, do którego nie powinien był nigdy trafić.
Wyciągnął z kieszeni jeansów pudełko papierosów, by zaraz stać z odpalonym szlugiem pod ścianą budynku. Przez chwilę próbował dojść do siebie, ale nie chcąc zwracać na siebie uwagi przechodniów, w końcu ruszył w pierwszą lepszą stronę, nawet nie zastanawiając się, czy chociaż zbliża się do własnego mieszkania.
W ostateczności (bo to nie była pierwsza myśl, która pojawiła się w głowie mężczyzny) zadzwonił do Edgara, ignorując fakt, że zapewne śpi, bo na ekranie wyświetlała mu się godzina dziewiąta.
— Hm? — odpowiedział mu zmęczony głos po drugiej stronie słuchawki. — Artem?
— No, dobrze słyszysz — burknął. — Dalej potrzebujesz pomocy?
— Pomocy z czym? — zapytał. Jejgo głos brzmiał ociężale. — Dlaczego do mnie dzwonisz?
— Chodzi mi o te dzieciaki. Zagryzione przez psy. — Zakaszlał. Mówiąc szybko i równie pospiesznie idąc, nadwychał się ostrego dymu papierosowego. — Mogę ci pomóc.
— Powiedziałeś, że cię to nie obchodzi — wytknął od razu hipokryzję mężczyzny. — Co to za zmiana?
Przewrócił oczami. Jakaś idącą z naprzeciwka kobieta spojrzała na mężczyznę krzywym wzrokiem.
— Przemyślałem to. — Była to jednocześnie prawda i kłamstwo. Myślał o tej sprawie wcześniej, ale tego wieczora nawet nie próbował zakrzątać sobie tym głowy. — To co?
Wypalonego papierosa zgasił na pierwszym śmietniku, który mu się napatoczył. Edgar coś mruknęło bardziej do siebie niż do mężczyzny.
— Jeśli chcesz, to…
— Świetnie. Przyjdę później. — Przerwał Edgarowi i zaraz się rozłączył.


Stanął przed lustrem i chwilę przyglądał się własnemu odbiciu. Wyglądał, jakby nie spał od tygodnia. Jakby pracował w kamieniołomie, wykopywał węgiel kamienny albo jakby kąpał się w smarach i ropie naftowej. Obok stała maszynka do golenia, po którą ostrożnie sięgnął. Nie pamiętał czy jeszcze działała. Ostatni raz korzystał z niej… dosyć dawno temu.
Złapał swoje trochę już za długie włosy i przejechała maszynką po głowie. Pierwsza kępka bezwładnie odpadła do umywalki. Zaraz za nią spadły kolejne strzępki włosów i kolejne, aż skończył z całkiem wygoloną na jeżyka głową.
Westchnął, posprzątał po sobie i poszedł napisać do Edgara.
Będę za godzinę.
Palce ciężko uderzały o ekran, kiedy pisał to krótkie zdanie. W końcu znaczyło to, że na coś się pisze.

 
Edgar?
────
[1824 słowa: Artem otrzymuje 18 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz