Theodore nigdy szczególnie nie przepadał za San Francisco. Coś w tym mieście go odpychało. Niby się tu wychował, więc chyba powinien darzyć to miejsce chociaż nikłą sympatią, ale nie lubił nazywać go domem. Może i było tutaj kilka ładnych lokacji, ale poza tym nie znajdowało się tu nic szczególnego. Jedynym plusem było to, że mniej więcej je znał i były małe szanse na to, że mogliby się zgubić. Poza tym, zdecydowanie wolał tą obskurną uliczkę od zasmrodzonego labiryntu. Od tamtego nieprzyjemnego zapachu nadal kręciło go w nosie i chyba wolał już wdychać smród śmieci wysypujących się z pobliskiego kontenera. Tutaj przynajmniej wiedział, co tak paskudnie śmierdzi.
— Często robisz tatuaże? — zapytał, patrząc w bok na Edel.
Nasłuchał się już niepokojącej ciszy w labiryncie i choć tutaj zdecydowanie nie było cicho, bo warkot samochodów był niemal wszechobecny, to miał już jej na dzisiaj dość.
— Dobrze zrobiona henna powinna utrzymać się około dwóch tygodni, więc trzeba robić poprawki. Albo coś nowego. Czasami „tatuuję” też innych, jeśli chcą. — Edel lekko wzruszyła ramionami. — Może ty byś chciał tatuaż? Henna to super sprawa — dodała, posyłając mu uśmiech.
Theo raczej nie przepadał za mazaniem po skórze. Już i tak miał na ręce nie tymczasowy, a prawdziwy tatuaż. Z jednej strony był to przywilej, bo w końcu nikt go nie traktował jak popychadła, a z drugiej strony miał, no, tatuaż. Gęsto tłumaczył się matce, kiedy zapytała, dlaczego musiał się od razu tatuować. Kręciła nosem, gdy mówił, że nie miał wyboru i to przecież wcale nie jest taki paskudny tatuaż. Zawsze mógł wytatuować sobie wilka z lasem w tle albo czyjeś imię. Obozowy tatuaż wcale nie był taki zły, jakby go do tego porównać.
— Nie, nie. Dzięki — odpowiedział szybko, kiedy dziewczyna wciąż czekała na jego odpowiedź.
— Henna się łatwo zmywa. Tak tylko przypominam. Może jeszcze kiedyś się skusisz — zaśmiała się, wychodząc z nieprzyjemnego zaułka.
Tu już było odrobinę ładniej. Gdzieniegdzie wciąż leżały śmieci, ale nie było ich już tak bardzo czuć w powietrzu. Chłopiec żałował tylko, że niebo jest zachmurzone i nie było słońca. Bez tego było zbyt ponuro.
Edel rzuciła okiem na swój notes, a potem zaprowadziła go w jakąś zdecydowanie rzadziej uczęszczaną uliczkę. Na szczęście nie przypominała tej, w której znajdowało się wejście do labiryntu; mniej kontenerów i pozabijanych deskami okien, a więcej kolorowych ścian, firan w oknach i tabliczkach z nazwami sklepów nad drzwiami. Na jednej z nich na pewno pisało Salon Wróżb i Magii Wróżki Sabriny. Theodore mógł się założyć, że taka z niej wróżka jak z koziej dupy trąbka. Chciał przez okno zobaczyć, co się dzieje w środku, ale niestety szyby zasłonięte były ciężkimi zasłonami. Był nawet ciekawy, co takiego nagadałaby mu wróżka Sabrina.
— To tutaj — powiedziała Edel, zatrzymując się pod drzwiami niepozornego sklepiku.
Nie miał żadnego szyldu, tylko sznur lampek rozwieszony nad drzwiami i gobelin w oknie zamiast firanki. Przynajmniej wyglądał mniej tandetnie niż tamten salon wróżbiarski. Kiedy wchodzili do środka, rozdzwonił się sznur dzwonków wietrznych wiszących nad drzwiami. Co złego było w zwykłym dzwonku? Samo wnętrze było utrzymane raczej w ciemnych tonach, dzięki czemu wybijały się jaskrawe produkty. Całkiem sprytny zabieg.
— Ja lecę po hennę, a ty się rozejrzyj. Na pewno znajdziesz coś dla siebie. — Edel poklepała chłopca po ramieniu i weszła w głąb sklepu, zostawiając go samego.
Theo rozejrzał się dookoła. Z pewnością było tu sporo tandety; kolorowe kamienie, talie kart tarota, jakieś fiolki z suszonymi płatkami kwiatów i innymi rzeczami, których pochodzenia chyba niekoniecznie chciał znać. Zaraz zobaczyłby pustą fiolkę i doczytał na dole, że jest w niej blask gwiazd, czy coś takiego. Nie miał pojęcia, czego innego się spodziewać.
Tylko prześlizgnął wzrokiem po płytach. Jasne, że lubił muzykę, ale w obozie nie było gdzie jej słuchać, a w domu bywał tak rzadko, że szkoda mu było wydawać na nią pieniędzy. Tym, co przyciągnęło jego uwagę, była biżuteria. Też z kamieniami, ale była naprawdę ładna. Skupił się na niewielkiej podkładce z sygnetami. W głównej mierze srebrne pierścienie leżały poukładane na ciemnozielonej, zamszowej podkładce, każdy z przyczepioną, niewielką karteczką. Wyciągnął dłoń w kierunku jednego z nich, z błękitnym kamieniem utkwionym w środku sygnetu.
— Sodalit. Świetny wybór.
Theodore niemal wypuścił pierścień z dłoni, kiedy nagle obok niego pojawił się starszy mężczyzna. Był ubrany w koszulę i trzymał dłonie splecione za plecami.
— …Dzień dobry? — bąknął niepewnie.
Czuł się, jakby został złapany na gorącym uczynku, a on przecież chciał tylko obejrzeć ten głupi pierścionek. Zerknął w dół na dołączoną do niego karteczkę, na której faktycznie było napisane, że tym błękitnym kamykiem jest sodalit.
— Sodalit to bardzo pożyteczny minerał. Pomoże ci się skupić i pozbyć wątpliwości, a także otworzy cię na relacje międzyludzkie. Przyda ci się, co? — Mężczyzna mrugnął do chłopca, który zacisnął dłoń na pierścieniu.
— Wszystko mam, możemy… O, cześć, Ricky. — Edel machnęła do Theo ręką, w której trzymała część swoich zakupów, a dopiero potem zobaczyła mężczyznę.
Chłopak wywnioskował, że centurionka musi dość dobrze znać się z tym facetem. Pewnie był tutaj sprzedawcą albo nawet właścicielem. W każdym razie głupio mu było teraz odłożyć sygnet na miejsce, więc tylko ściskał go w dłoni.
— Witam. To, co zwykle? — zapytał Ricky, a Edel skinęła głową. — Chodźcie do kasy, dzieciaki.
Edel szybko uwinęła się ze swoją henną, a Theo zaczął wygrzebywać pieniądze z kieszeni. Zaczął odliczać kwotę, kiedy mężczyzna stojący za drewnianym blatem machnął dłonią.
— Weź go, jako prezent od firmy dla nowego klienta. Będzie ci służył lepiej niż mi, leżąc na wystawie — powiedział, uśmiechając się do chłopca.
Theodore nie do końca wiedział, jak sobie z tym poradzić. Podziękować? Nalegać, żeby przyjął jego pieniądze? Chyba wolał przyjąć podarek.
— Dziękuję… Dziękuję panu — wyrzucił z siebie w końcu, skinając głową. Na koniec odpowiedział mężczyźnie uśmiechem.
— Dziwny człowiek — mruknął do Edel, kiedy już wyszli ze sklepu.
Zerwał karteczkę z sygnetu i po chwili wsunął go na palec prawej dłoni. Nie chciało mu się wierzyć, że ten niepozorny kamyk ma mu pomóc w myśleniu. Chyba że miało to działać na podstawie placebo.
Edel roześmiała się.
— Trochę ekscentryczny, ale bardzo miły. Od dawna kupuję tam hennę, bo jest dobrej jakości i w świetnej cenie — wyjaśniła, upychając zakupy do torby.
Theo jednak dalej uważał, że facet był po prostu dziwny.
────
[1007 słów: Theodore otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz