czwartek, 11 września 2025

Od Niketasa CD Weroniki — „Pluszowe misie słuchają highway to hell"

Poprzednie opowiadanie

Takie ogłoszenia rzadko zdarzało się znaleźć w Obozie Herosów. Znaczy, Niketas rzadko je zauważał, bo podejście gdzieś i przeczytanie czegoś (PRZECZYTANIE) zazwyczaj go po prostu przerasta. Nie dość, że ostatnio zaczynało się robić na tyle pochmurnie, że jego widzenie uległo znacznemu pogorszeniu (już dawno skończyła się odpowiednia pora na noszenie okularów przeciwsłonecznych), to dodatkowo chłopiec wyznaje zasadę, że gdy nie musi czytać, to nie czyta. Większość ogłoszeń to i tak bujdy na resorach, które wymyśla i wywiesza samodzielnie, a potem jakieś bardziej poważne osoby (lub Chejron) łapią się za głowę i natychmiast je palą (a szkoda, to o zaginionym skarbie w jeziorze było niezłe, niektóre dzieciaki już kupiły sobie maski do nurkowania). O ważniejszych sprawach Niketas dowiaduje się od kogoś, bo skoro jest grupowym, to i tak w końcu się o wszystkim dowie. Chociażby wtedy, gdy jeden z jego podopiecznych postanowi o daną rzecz zapytać – niepewnie podejdzie i wyduka, czy naprawdę na obiad w tym tygodniu będzie tylko makaron z truskawkami, bo dzieci Demeter ociupinkę przesadziły. Uśmiecha się wtedy i powiada, by się nie lękały i wyciąga spod łóżka przerażającą liczbę zupek chińskich.
Tym razem nie jest tak śmiesznie. Ulf podchodzi do brata z niezadowoloną miną, choć u niego trudno o zadowoloną minę – Niketas zapisuje w kalendarzu, kiedy Ulfertowi udaje się obdarzyć kogokolwiek najmniejszym cieniem uśmiechu, a można wierzyć, że tych znaczników jest przerażająco mało. Po bardzo długim męczeniu brata, które w pewnym momencie zaczęło zakrawać o dręczenie go na każdym kroku, Ulf przyznał, że owszem, uśmiecha się, ale wtedy, gdy Niketasa nie ma w pobliżu. Grupowy nie uznał tego za zniewagę czy przytyk, jedynie umocniło to jego przekonanie, że jego brat naprawdę jest pozbawiony poczucia humoru.
— Ktoś szuka pluszaków — informuje go Ulf, gdy Niketas poprawia coś w swoich notatkach dotyczących problemu pod tytułem: "Kiedy Elijah dowie się, że wszystkie listy miłosne od Daisy tak naprawdę nie są przez nią pisane?".
— No i? — Pytanie to wyraża ogromne zainteresowanie Niketasa całą sprawą oraz to, że naprawdę, naprawdę bardzo nie chce, żeby Ulf się zamknął i zostawił go w spokoju.
— Chce drugiego detektywa — tutaj chłopiec zaczyna tracić małe pokłady pewności siebie, które wybudował przed tą rozmową — i pomyślałem, że mógłbyś, wiesz…
— Nie wiem. — Niketas zaczyna gryźć czubek swojego długopisu, marszcząc brwi nad pospiesznie nakreślonymi wykresami. — Niedługo będę musiał napisać kolejny… — mamrocze do siebie.
— O czym ty… Nie, wiesz co — Ulf próbuje brzmieć tutaj stanowczo, chyba po raz pierwszy w życiu — już nic ci nie będę mówił.
— Świetnie — odpowiada Niketas, niekoniecznie zdając sobie sprawę z tego, co powiedział jego brat. — Mega fajnie.
Ulfert, urażony do żywego, wychodzi z domku tylko po to, żeby zaraz do niego wrócić. Z bardzo posępną miną i z pytaniem: "Ale nie jesteś na mnie zły?" na końcu języka.
— Chciałem tylko powiedzieć — mówi skruszony — że może, wiesz, że może stwierdzić, że… no, że to my. Kradniemy. Te pluszaki.
— A kradniemy?
— Nie.
Niketas kiwa głową, bardzo poważnie kiwa głową. Wyobraża sobie, że jest szefem w ogromnej firmie, która jest bliska dostania pozwu za coś, czego nie zrobiła, ba, nigdy by nawet o tym nie pomyślała (o ile firmy mogą myśleć i robić rzeczy). W takim razie, jako szef, musi wziąć sprawy w swoje ręce i absolutnie nie dopuścić do bezpodstawnego oskarżania jego pracowników o takie poważne przestępstwa, których wcale nie dopuszczają się na co dzień.
— To muszę się tym zająć. — Poprawia okulary na nosie i chyba oczekuje, że Ulf zacznie bić brawo, ale on tylko posyła mu słaby uśmiech. To i tak wystarczająca aprobata, przynajmniej w jego wydaniu. 

 *

— Hejeczka, laleczko! — wita się Niketas, zatrzymując wyższą od siebie dziewczynę. — Siemaneczko, Werrrronika! — dodaje, twardo przeciągając "r". Może wydaje mu się, że to brzmi tak super wyluzowanie i że od razu uzna go za wartego zachodu przystojnego muszkietera, a nie kurdupla w okularkach.
Weronika ironicznie unosi jedną brew, Niketas natychmiast ją kopiuje.
— Coś się stało?
— Ja tutaj w sprawie ogłoszenia, paniusiu. — Niketas, nie ucząc się na błędach, robi dokładnie to samo, co zrobił z Caroline – zaraz zacznie mówić do Weroniki per "cukiereczku" i zasłuży sobie na uderzenie w twarz. — Jestem kwalifikatycy– wykafalika– wykwalifikowanym detektywem! — Zagubienie się w tych wszystkich sylabach tuszuje szarmanckim uśmiechem.
— Powiadasz, hm? — Weronika obserwuje go z góry (bo inaczej też nie może) i wygląda, jakby naprawdę rozważała jego kandydaturę na swojego asystenta. Niketas nie wierzy, że mogłaby mieć aż tylu chętnych, że jeszcze miałaby czelność rozważać czyjąkolwiek kandydaturę (w Obozie? Oszukujmy się dalej, że zobaczy las rąk osób gotowych do bawienia się w Sherlocka!). — Kim ty jesteś?
Niketasa, musi przyznać, zatyka. Po czym zastanawia się, od czego zacząć i czy ona przypadkiem nie zaczyna z nim w coś grać – zdaje się, że sarkazm nie opuszcza jej głosu. Poza tym, nie znać go? Niketasa Aghatangelou, naczelnego dealera wszelkimi nielegalnymi substancjami i przedmiotami w Obozie i poza nim, a także, co bardzo ważne, grupowego domku Hermesa? Samozwańczego lidera spółki Double H oraz współzałożyciela linii produkcyjnej "Boski Strawberry Fullowy Punch"? Ona jest w Obozie od wczoraj, czy jak? Niketas mierzy ją wzrokiem zza swoich okularów, wierząc, że Weronika nie widzi jego oczu, skanujących ją od góry do dołu. Przecież on ją znał, on ją znał, on ją znał… Eureka! Zebrania grupowych, jasna sprawa. Nie mogła nie zwracać na niego uwagi przez wszystkie z nich, nawet jeśli wcześniej był Arnar… czy ona w ogóle była w Obozie za czasów Arnara? Raczej była. Mniejsza. Wciąż powinna rozpoznać "Tego Grupowego Hermesiaków Który Na Każdym Spotkaniu Nam Przeszkadza", no bez jaj.
— Nie gadaj, że nie wiesz — prycha Niketas.
— Sprawdzałam cię — mówi Weronika, uśmiechając się jednym kącikiem ust. Wygląda, jakby miała zapisać coś w notesie, jak psychoterapeuta podczas spotkania. Właściwie, Niketas właśnie tego się spodziewa. "Ten mały knypek, na oko sto sześćdziesiąt, powiedzmy, trzy centymetry wzrostu, nabrał się na pierwszy rzucony w jego stronę blef".
— To jak — Niketas zaczyna powoli tracić cierpliwość — jesteśmy partnerami? — Wyciąga do niej dłoń, chytry uśmiech igra na jego twarzy. Tym razem postanowił być miły i skoro Weronika zabrała się do takiej… wspierającej małe dzieci przywiązane do swoich pluszaków sprawie (to już zakrawa o działalność charytatywną), Niketas nie ukrył we wnętrzu swojej dłoni niczego, co mogłoby wydać dziwny dźwięk lub porazić Weronikę prądem.
Teraz stwierdza, że jednak mógłby nie być tak przezorny i niepotrzebnie sympatyczny.

Weronika?
────
[1021 słów: Niketas otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz