piątek, 19 września 2025

Od Ezry CD Lynn — „Przesyłka”

Poprzednie opowiadanie

Ezra lubiło wmawiać sobie, że udawanie, że go nie ma i przesypianie całych poranków było jak najbardziej w porządku. Ba, nawet konieczne po kolejnych starciach z wredną nauczycielką od geografii i uczniach, których jedynym celem było uprzykrzanie jejgo życia.
Po tak męczącym tygodniu w szkole i po przekopaniu się przez góry prac do odrobienia można było z dobrym sumieniem oddać się snu, przespać śniadanie, posilić się żelkami, schowanymi pod łóżkiem i wyruszyć na trening – niechętne obijanie manekinów mieczem, bardziej chętne obijanie innych herosów mieczem… dokładnie wiedział, że Obóz niechętnie spoglądał na jego poczynania. W końcu w założeniu był miejscem, szkolącym herosów do dorosłego życia, starć z potworami, podatków… nie, Chejron nie nauczał nikogo podatków. Może za dwa lata Ezra zamiast z harpią, będzie walczyć z agentem IRS. Wtedy wyklinałoby każdego, każdy manekin w Obozie i każdą lekcję Chejrona o Kallimachu z Cyreny.
Jesienne dni były krótsze, były chłodniejsze i wolne od części herosów, spędzającej czas poza Obozem. Dlatego Ezra pewnej nocy uznał właśnie jesień za jejgo najbardziej ulubioną porę roku. Gdy drzewa barwiły się miedzią i złotem, gdy nikt nie próbował jeno wysłać na pole truskawek (co było bardzo złym pomysłem przez cały rok, bowiem po tym większość biednych truskawek musiała otrzymywać pierwszą pomoc od dzieci Demeter).
Promienie słońca padały na świat pod szerokim kątem, co sprawiało, że ich światło uderzało prosto w oczy. Większość obecnych w Obozie osób zasłaniała oczy dłońmi lub odwracała twarze, aby ich uniknąć.
Noc pozostawiła po sobie uporczywy chłód, kłujący w kości policzkowe i czubki palców.
Świeże, prawie chrupkie powietrze wypełniło płuca Ezry, gdy wyszło przed domek, przecierając oczy i–
— Paczka dla państwa.
Półboże niemalże nie usłyszało cichego głosu. Przed nim górowała postać kobiety. Długie, w świetle słońca błyszczące srebrem włosy okalały jej ciało, opadały na ramiona, potem plecy niczym płaszcz. Jej skóra wydawała się pokryta pergaminem: prześwitujące żyły, brak blasku. Wyglądała tak, jak ludzie opisywali Ezrę. Jej duże oczy mrugnęły kilka razy, zawieszone na punkcie gdzieś w powietrzu. Nie odważyła się spojrzeć nastolatkowi w oczy. Ezra ostrożnie omiótł ją wzrokiem. Miała w sobie coś nieuchwytnego jak mgła albo wspomnienie.
Milion pytań cisnęło się na język herosa. Wszystkie z nich brzmiały jak wariacja kim pani jest, jaka przesyłka lub skąd pani wie, gdzie mieszkam.
— Em — zaczął i przyjął starannie zapakowany karton pod naglącym wzrokiem kobiety. Wyglądała, jakby chciała natychmiastowo uciec spod jego drzwi. — Nie wiem nic o żadnej paczce.
— Do państwa domku — wymamrotała, jeszcze ciszej niż poprzednio. Jakby to było możliwe.
Ezra oderwał brązową taśmę, starając się nie uszkodzić paczki. W końcu widać było, że została zapakowana ręcznie z największą starannością.
Z jej wnętrza wyjęło element garderoby, który był uosobieniem wszystkich jego koszmarów. Różowy, puchaty sweter w różowe serduszka, pudrowy, włochaty kłąb cukrowej słodkości. Pewnie miał wielką wartość artystyczną i na pewno był dobrze wykonany, ale jego całokształt w oczach Ezry był co najmniej kiczowaty.
Wielkie, szeroko otwarte oczy kobiety sugerowały, że nie wybaczyłaby mu tego, gdyby wypowiedział tę myśl. Każdy centymetr włóczki krzyczał, że był ręcznie robiony.
— To na pewno do tego domku? — Zapytał w końcu, składając sweter w kostkę. — Niemożliwe, że to paczka do mnie.
Róż ubrania na tle Ezry, ubranego w czarną koszulkę, brudnozielone spodnie z mnóstwem kieszeni, znalezionym gdzieś łańcuchem i garścią agrafek i z potarganymi, pofarbowanymi włosami wyglądał jak obiekt nie z tego świata.


Lynn?
────
[544 słowa: Ezra otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz