JESIEŃ
Powieka prawego oka półbogini drgnęła, może to przez niedobór magnezu, który swoją drogą powinna zbadać w najbliższym czasie, bądź głos tego bęcwała działał jej zwyczajnie na nerwy. Naprawdę, kurwa, naprawdę się starała i wręcz stawała na głowie, by nie zwinąć się w pół i nie dostać pierdolca z jego durnymi pomysłami; próbowała być miła choć świadomość, że typ najpewniej ją stalkuje była niepokojąca.
Może powinna zadzwonić na policję? Tylko co ona im powie, że jakiś typ przyszedł do sklepu z misiami i zemdlał jej na zapleczu? Też coś, nie miała twardych dowodów, że Dante ją nachodzi, więc opcja z policją odpadała.
W głowie miała już cały plan: otworzyć, przejść przez próg, iść się przebrać, zmyć z siebie ten dzień i wreszcie uwalić się na kanapie, owinąć kocem i przez kilka godzin nie robić absolutnie nic. Czyste marzenie. Niestety, rzeczywistość postanowiła jeszcze raz z niej zakpić. Dante był szybszy. To on złapał za klamkę od drugiej strony, skutecznie blokując jej ucieczkę. Z trudem powstrzymała się od głośnego westchnienia z irytacji. Zamiast tego ugryzła się w język tak mocno, że niemal poczuła metaliczny posmak krwi. Spojrzała na niego spode łba, mrużąc oczy, podczas gdy on zaczynał swoje kolejne ględzenie o jakimś cholernym losie, przeznaczeniu i magicznym splocie dróg, który niby miał ich prowadzić ku sobie. Cokolwiek to miało znaczyć. Słowa wylewały się z jego ust jak rozrzedzony syrop, lepkie i męczące, a ona coraz bardziej czuła, jak napięcie wspina się po jej kręgosłupie. Cóż, przynajmniej tym razem zaproponował kawę a nie kolejne chlanie, mówiąc szczerze to po ostatnim razie powinna przystopować i wrócić może do tindera, żeby poznawać jakieś gorące mamuśki niczym z tych wyskakujących reklam na stronach porno. Wzdrygnęła się, nie bardzo miała ochotę zostać zachlejmordą a do uzależnienia bliska droga.
— Dobra, zgoda — mruknęła w końcu, pocierając skronie palcami, jakby chciała rozmasować napięcie zbierające się w jej głowie. — Ale ja wybieram miejsce.
Dante klasnął uradowany w dłonie z takim entuzjazmem, jakby naprawdę świętował wygranie miliona na loterii. Nim zdążyła odsunąć się choćby o krok, otworzył przed Ishą drzwi z teatralnym gestem, niemalże jak w tych starych filmach z lat 80, a potem bezceremonialnie objął ją ramieniem, przyciągając do siebie z ekscytacją, której ona ani trochę nie podzielała.
— Wiedziałem, że się nareszcie zgodzisz! — zaświergotał, jego głos kipiał przesadną radością, zupełnie tak, jakby Isha ją podzielała a nie wymusiła z siebie mizerne „dobra, zgoda”. — Zobaczysz, spodoba ci się!
Isha zesztywniała w jego objęciu, czując, jak jej bark niemal wbija się w żebra Dantego. Zamiast ciepła bliskości, uderzyła ją fala irytacji - jego dłoń była zbyt ciężka, zbyt pewna siebie, a oddech stanowczo za blisko ucha. Miała ochotę go odepchnąć, najlepiej łokciem w żołądek. Po drodze zdążyła złapać swoją szmaciankę i tylko zacisnęła palce na pasku torby, jakby ten kawałek materiału był jedyną rzeczą trzymającą ją w ryzach.
Przewróciła oczami tak ostentacyjnie, że przypominało to scenę z jakiejś aż za bardzo brutalnej kreskówki. W głowie miała jedną myśl: "ja pierdole, zabije się". Z każdą sekundą entuzjazm Dantego sprawiał, że jej zgoda brzmiała coraz bardziej jak wyrok, a nie zwykła propozycja kawy.
Kawiarnia, którą wybrała, była jedną z tych przytulnych miejscówek, gdzie śniadania serwowano do osiemnastej, jakby właściciele doskonale rozumieli, że nie każdy ma ochotę na jajecznicę i kawę o siódmej rano. Zapach świeżo mielonej kawy mieszał się tu z aromatem wanilii i ciepłego ciasta, a w gablotach błyszczały przeróżne słodkości - od klasycznych pączków, przez kremowe tarty, aż po cynamonki, które wyglądały jak ucieleśnienie domowego, babcinego ciepła. Isha jednak zawsze podchodziła do nich z rezerwą. Może jeszcze nie trafiła na tę jedyną, która podbiłaby jej serce, a może po prostu wizja zaklejającego usta, przesłodzonego ciasta nie była jej bajką.
Kelnerka, która pojawiła się przy ich stoliku, była tak słodka i uprzejma, że Isha momentami miała ochotę parsknąć śmiechem. Aż miała wrażenie, że zaraz wejdzie im obu po palcu w dupę i to bez wazeliny. Niby wiedziała, że kobieta robi to po to, by dostać solidny napiwek (chujowe płace dla kelnerów nie były dla niej niczym nowym), jednak niesmak trochę pozostał…
Gdy jednak na stole wylądował talerzyk z jej zamówieniem, Isha od razu zmiękła. Ukochany serniczek z malinami i kruszonką, oczywiście bez rodzynek (bo kto normalny dodaje kurwa rodzynki do czegokolwiek?), wyglądał jak małe dzieło sztuki. Cienka warstwa malin błyszczała od syropu, a chrupiąca kruszonka złociła się kusząco idealnie przyrumieniona. Do tego mięta do dekoracji… Na sam widok jej brzuch zaprotestował głośnym burczeniem, przypominając, że od rana nie zjadła niczego sensownego poza byle jakim, cholernie drogim preclem z serem, kupionym w pośpiechu w drodze do pracy. Teraz, gdy aromat sernika otulał ją jak ciepły koc, miała ochotę rzucić wszystko i pożreć go jednym kęsem. Do szczęścia brakowało jej tylko herbatki z imbirem, na którą musiała jeszcze moment poczekać i wtedy mogła umierać szczęśliwa.
— Czyli już będziesz dla mnie miła? — Dante oparł głowę na wierzchu swojej dłoni, wpatrując się we włoszkę, która w odpowiedzi zmarszczyła (ponownie) nos, ignorując jego uśmieszek.
— Zobaczymy — odburknęła, jednak faktycznie - brzmiała mniej wściekle aniżeli wcześniej. Wzrok Ishy zawiesił się ponownie na jej ukochanym serniczku, był cudowny, idealny, sprawiał, że ślinka jej ciekła. Walić to, herbatę może wypić później; wzięła widelczyk w dłoń. Ukradkiem zerknęła na Dante, który popijał coś co przypominało jej shake'a bądź słodką kawę z bitą śmietaną. — Boże, kurwa, kocham sernik — szepnęła bardziej do siebie, aniżeli do swojego kompana, rozkoszując się aksamitną konsystencją ciasta. Był idealny. Taki nie za słodki. Kwaskowatość malin idealnie współgrała ze słodkością ciasta. Coś wspaniałego…
Cholera… czy ona sprzedała się właśnie za kawałek sernika, za który i tak sama zapłaci?
Przodkowie przenajświętsi.
Westchnęła ciężko, z bólem serca odkładając zjedzenie serniczka na później
— Słuchaj, nie chcę być niemiła ale dlaczego? Dlaczego tak bardzo się mnie uczepiłeś? Jakby serio, gościu, to trochę dziwne. Okej, pomogłeś mi uratować gołębia, zajebiście, dziękuję ślicznie ale buzi ci za to nie dam. Przyczepiłeś się do mnie, przychodzisz do miejsca gdzie pracuje… jakby o co ci chodzi? Co, masz wizje przyszłości i zobaczyłeś, jak pożera mnie jakiś sfinks? — pod koniec parsknęła śmiechem, choć zaraz przybrała bardziej poważną minę. Potarła twarz dłonią. — Słuchaj, jeśli chcesz się zaprzyjaźnić bo uznałeś, że tak i koniec, to trochę chujowo nam to idzie. Sama nie jestem turbo przyjacielska i te sprawy ale no, weź mi nie mdlej w robocie, błagam — skrzywiła się na samo wspomnienie Dantego, który wyglądał jak trup na tym magazynie.
Dante?
────
[1043 słowa: Isha otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz