wtorek, 9 września 2025

Od Weroniki CD Caroline — „Czyżby przyszła pani bez szpady?"

Poprzednie opowiadanie

Weronika poruszała się po arenie lekko, niemal tanecznie, jakby każdy krok był częścią z góry przemyślanej choreografii. Jej gladius błyszczał w słońcu, sunąc w powietrzu raz szybkim cięciem, raz zwodem, zawsze o pół sekundy za szybko, by Caroline mogła naprawdę nadążyć. Nika obserwowała to wszystko z nieodłącznym, lekko ironicznym uśmiechem, notując w duchu każdy detal: kąt nachylenia stopy, moment naprężenia mięśnia, pozycję dłoni przy każdym ruchu. Jej notatnik w głowie już zapełniał się wskazówkami na przyszłość, choć na razie były tylko mentalnymi komentarzami.
Caroline odpowiadała siłą. Jej ciosy były mocne, gwałtowne, takie, które z łatwością powaliłyby potwora, o ile ten potwór miałby choć odrobinę słabości. Ale Weronika nie była potworem. Była córką Ateny. A dzieci Ateny nie wygrywały przez brutalność. One wygrywały przez cierpliwość, przez wyczekiwanie momentu, w którym przeciwnik odsłoni się na własne życzenie. Nika mogła w tym czasie filozofować: „Cóż, może ludzkość wynalazła broń zanim wymyśliła empatię, ale najwyraźniej cierpliwość to kolejny stopień ewolucji.”
— Jesteś pewna siebie, co? — rzuciła Weronika w przerwie między ciosami, a jej usta drgnęły w uśmiechu, jakby wcale się nie męczyła.
Caroline zacisnęła zęby i odpowiedziała, że pewność siebie to klucz do zwycięstwa. Nika uniosła brew, jakby właśnie dostała prezent. Oczywiście, że klucz — do własnej zguby, jeśli jest źle użyty.
— Zbyteczna pewność siebie to pierwszy stopień do Hadesu. — Głos Weroniki brzmiał jak konkluzja z wykładu, a w Niki głowie zaiskrzyła myśl: „Ah, filozofia walki: każdy ruch to lekcja, każdy błąd to filozoficzna pułapka.”
Caroline zareagowała gniewnie, dokładnie tak, jak Weronika przewidziała. Ruchy córki Aresa stawały się coraz bardziej szarpane, mniej przemyślane. Serce biło szybciej niż głowa, a Nika tylko na to czekała. Przypominała sobie, że czasami najlepszym narzędziem nie jest siła ani zręczność, lecz czysta obserwacja.
Jeden krok w bok, subtelny zwód, niby niedokładny, lecz obliczony. Caroline poszła za ciosem, który trafił w pustkę. Wtedy gladius Weroniki przeciął powietrze tuż obok jej dłoni. Broń Caroline wypadła z palców, uderzając w piasek z głuchym stukotem. Nika spojrzała na nią z lekkim rozbawieniem: „Ah, ćwiczenia praktyczne w strategicznym cierpliwym czekaniu. Lekcja numer jeden: nie gniewaj się na przeciwnika, który myśli szybciej niż ty.”
W tym samym momencie klinga Weroniki znalazła się przy ramieniu Caroline — nie dotykając, lecz wystarczająco blisko, by nie było wątpliwości. Nika odchyliła się lekko, prawie z gracją baletnicy, i uniosła brew. Jej kącik ust mimowolnie poszybował w górę, nadając twarzy dziewczyny ironiczny wyraz twarzy, za który bardzo chętnie jeden obozowicz obiłby jej buźkę.
Weronika odetchnęła głębiej, wsunęła kosmyk włosów za ucho i pozwoliła sobie na uśmiech. Nie triumfalny, nie dumny — raczej rozbawiony, jakby właśnie rozwiązała trudną zagadkę logiczną. Nika poczuła przyjemną satysfakcję: to było zwycięstwo w szachach, a nie w sparingu siłowym.
— No cóż. — Jej ton był lekki, ale słowa miały w sobie stal. — Wygląda na to, że logika pokonała czystą siłę.
Zrobiła półkrok w tył, dając Caroline przestrzeń na podniesienie się po porażce, a jej uśmiech zrobił się szelmowski.
— Nie martw się, nikt nie będzie miał ci za złe, że przegrałaś. W końcu… — Pauza była iście dramatyczna. — córka Aresa właśnie przegrała z córką Ateny. Ale spokojnie, możesz zawsze powiedzieć, że to wina złej pogody albo złego dnia, albo… wszystkiego naraz.
Caroline spojrzała na nią wzdrygając się, na wpół przerażona, na wpół rozbawiona. Nika podniosła gladius do góry, oblizała subtelnie wargi i westchnęła teatralnie.
„To fascynujące, ile satysfakcji może dać zwykła obserwacja. Chociaż przyznaję — muszę uważać, żeby nie przesadzić z filozofią i ironią w samym sparingu. Ale patrząc na tę twarz… chyba mogę sobie pozwolić.”
Notatnik w jej głowie powiększył się o kolejną linię: „Dziś jeszcze nie przegrałam żadnej gry… chyba że liczyć gry w szachy z własnym cieniem.”
Nika odsunęła się nieco, pozwalając Caroline odzyskać równowagę. Zawsze fascynowało ją, jak dzieci Aresa reagują na porażkę: gniew mieszał się z dumą, a adrenalina tworzyła dramat niczym w teatrze antycznym. Niektóre reakcje były przewidywalne, inne zabawnie chaotyczne.
— Widzisz, Caroline — powiedziała w końcu, stając swobodnie na arenie, notując mentalnie każdy ruch przeciwniczki. — Siła jest ważna, ale refleks i myślenie kilka kroków do przodu są kluczem do zwycięstwa.
Caroline warknęła coś w odpowiedzi, próbując odzyskać twarz, ale Nika tylko uniosła brew i odwróciła wzrok ku widocznej w oddali areny linii drzew. Jej myśli zaczęły biec w swoim rytmie, przemyślając zagadkę znikających pluszaków, notując w głowie strategie i prawdopodobieństwo różnych scenariuszy. Uśmiechnęła się pod nosem. Sparing dobiegł końca, Caroline odsunęła się na bok, próbując wyglądać dumnie. Nika odetchnęła głęboko, trzymając gladius pewnie w dłoni i zapisując w swojej głowie jeszcze jedno spostrzeżenie: ironia działa najlepiej, gdy przeciwnik sam dostarcza materiału.
— No cóż, Caroline — mruknęła Nika z lekkim błyskiem w oku, jakby przemawiała do niewidzialnego jury — wiesz, że zawsze możesz powiedzieć, że to wina złego dnia. Albo może po prostu wina mojej strategii. Tak czy siak… córka Aresa właśnie przegrała z córką Ateny. Z przyjemnością zauważam, że adrenalina i gniew są tylko dodatkiem do lekcji pokory.
Caroline westchnęła ciężko, a Nika odwróciła się z subtelnym uśmiechem, ruszając w stronę swojego miejsca, by przemyśleć kolejne kroki w śledztwie dotyczącym pluszaków. W duchu dopisała notatkę do mentalnego dziennika: „Dzisiaj wygrałam sparing, rozwiązałam kilka zagadek w głowie i przy okazji nauczyłam córkę Aresa lekcji cierpliwości… tak, to był dobry dzień.”

Caroline?
────
[849 słów: Weronika otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz