LATO
Trzęsła się. I to cała, od czubka głowy aż po koniuszki palców u stóp, jej ciało drżało i nie było to spowodowane zimnem, zmęczeniem ani też choróbskiem, z którego ostatnio udało jej się wyleczyć a ile zużyła tabletek i chusteczek to tylko ona wiedziała. W każdym razie - jej ciało trzęsło się ze złości, wkurwiający dzień w pracy dawał jej się we znaki, że aż miło, mimo iż wyszła z tamtego kurwidołka ponad dobrą godzinę temu. Banda baranów z drącymi ryja bachorami wołającymi menagera, bo nie ma w sklepie stacjonarnym misia, który jest ekskluzywny TYLKO i wyłącznie dla strony internetowej. Co oni myśleli, że magią tęczy i przyjaźni oraz z dodatkiem brokatu, jak troskliwe misie, wyciągnie im tego pluszaka z dupy?
Jeszcze ten tekst, że Hunter teraz przez nią płacze.
Ta, akurat, przez nią. Cóż, ona też by płakała, jakby stara nazwała ją Hunter. Co to było tak właściwie za imię? Geez, ktoś naprawdę nienawidził swojego bombelka.
Spięła mięśnie, wchodząc do pobliskiej knajpy, którą nie tak dawno miała przyjemność odwiedzić na ostatniej randce z tindera. Cóż, randka była chujowa a relacja baaardzo szybko się posypała, jednak pamięć o knajpie i dobrych burgerach z szejkami została.
Wystrój tego miejsca był… cóż, specjalny. Jakby ktoś uznał, że zrobi amerykańską restaurację z amerykańskim jedzeniem, amerykańskim piciem i amerykańskim wystrojem dla amerykańskich amerykańców. W skrócie, jak to mówiła jej nonna, jeszcze tylko brakowało nasrać na środku z tego przepychu. Najbardziej chyba rzucały jej się w oczy fotele w budkach, obite czerwoną skają i te neony pokroju "drink beer" porozwieszane niemalże na każdym skrawku ściany. Brakowało jeszcze "Live Love Laugh Home", jak w tych tandetnych filmach z lat 90.
Isha naprawdę dziękowała w duchu, że jeszcze nie kazali jej śpiewać cudownego The Star-Spangled Banner" z ręką na sercu, stojąc sztywno niczym struna zaraz po wejściu, bądź też nie sprawdzali jej narodowości, choć wnioskując po minach niektórych kelnerek nie mogła być niczego pewna. Brakowało tylko rozdawania małych, plastikowych flag, które po wyjściu z knajpy zaczęłyby swoją misję zanieczyszczania środowiska.
Nie sądziła jednak, że w tym oto miejscu, ziści się jej koszmar i zobaczy jego - typa, którego najchętniej spaliłaby w kręgach piekieł, posypała siarką i nie wiem, zakopała siedem metrów pod ziemią. Szczerzył się jak głupi do sera, machając do niej a Isha? Isha była tylko w stanie złapać za sztywna kartkę i zasłonić twarz menu, udając, że go nie widzi i licząc, że widząc jej brak jakiegokolwiek zainteresowania - typ odpuści sobie i pójdzie. Zacisnęła palce na karcie, udając, że zastanawia się nad wyborem na co ma ochotę zjeść do swojego piwa korzennego. W głowie błagała, wręcz prosiła, żeby Dante sobie dał siana i odpuścił, widząc jej brak entuzjazmu. Prosiła po prostu o święty spokój, czy to było tak wiele? Serio, chyba nie była aż tak wymagająca.
— Kurwa — syknęła, słysząc głośny trzask i brzęczenie elektroniki, które dotychczas działały normalnie. Tak, świetnie, niech jeszcze jakiś potwór się pojawi i zacznie rozdawać autografy! Zajebiście. Jeszcze tego jej brakowało do szczęścia, szczególnie, gdy gastrafetes leżał sobie wesoło w zakurzonym kartonie pod łóżkiem. Może weźmie jakąś patelnię z kuchni albo naśle szwadron gołębi, żeby na potwora nasrały. Wszystkie jej pomysły aktualnie brzmiały równie sensownie.
Spięła mięśnie, próbując uspokoić oddech.
— Ściągasz na mnie potwory?! — zwróciła się w stronę Dantego. Jego towarzyszka również nie wyglądała na przeszczęśliwą z obrotu tej sytuacji. Czyżby również padła ofiarą jego nachalności?
I nagle - łomot. Tak, zdecydowanie coś było nie tak i półbogini chyba właśnie sobie tego potwora wymanifestowała.
Isha policzyła do dziesięciu, słysząc hałas dochodzący z kuchni; trzask garnków i patelni a następnie łomot przewracającej się, najpewniej, lodówki wywołał u niej nieprzyjemne dreszcze. No tak, o patelni jako broń mogła już zapomnieć.
Dante?
────
[604 słowa: Isha otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz