JESIEŃ, ROK TEMU
Chait od początku wiedział, że ten pomysł nie jest szczególnie dobry, ale z tego, jak jest tragiczny, zdał sobie sprawę w chwili, gdy było już za późno, by się wycofać. Będzie mógł tylko w przyszłości przeklinać na siebie, że to zrobił, i na Aye, że to zaproponował i też się z tego pomysłu nie wycofał.
Ale nawet gdyby ktoś wprost mu powiedział, że właściciele budki zatruwają lemoniadę i próbują w ten sposób… no, cokolwiek mieliby próbować osiągnąć, to i tak by nie uwierzył. Teraz też w to nie wierzył – a w każdym razie nie wierzyłby, gdyby mógł się skupić na tyle długo, by się nad tym zastanowić.
A zdecydowanie nie mógł się skupić na tyle długo. W sumie to nie mógł się skupić w ogóle i tym razem nie miał nawet wymówki, że to wszystko jest winą pociągów. Naprawdę bardzo chętnie zrzuciłby teraz winę na pociągi. Nie miało to większego sensu, ale w tej chwili nie był w stanie jakoś bardzo głęboko się nad tym zastanawiać, a tym bardziej przejmować czymś tak głupim jak sens i logika.
Oczywiście, że poszedł za Aye. I przyspieszył do biegu, kiedy znajomy zrobił to samo, chociaż nie miał większego problemu, by za nim nadążyć. Nie miał pojęcia, kogo lub co gonią. Musiał skupić większość swojej uwagi (a miał jej w tej chwili bardzo niewiele) na tym, by nie wpadać na ludzi, zrozumienie, jaki skomplikowany plan za tym wszystkim stoi graniczyło z cudem.
Paskudnie się czuł. Miał zdecydowanie zbyt dużo energii, nie mógł się skoncentrować i nie potrafił ogarnąć tego, co się wokół niego dzieje.
Gdzieś przez zamglony i otumaniony umysł przewinęła się myśl, że może nie powinien ufać Aye. Przecież to on wpadł na pomysł, że w lemoniadzie może coś być, a jednak chciał, żeby Chait też ją wypił. Nie wiedział, jaka miałaby stać za tym logika, skoro teraz dodatkowo musiał się o niego martwić. To mogło wymagać już trochę zbyt głębokiego zastanawiania się, poza jego aktualnymi zdolnościami.
Skręcili gdzieś, nawet sam nie był pewny gdzie. Byli już kawałek za strefą z jedzeniem, wypadli na drugą halę, a Chait dalej nie potrafił skupić się na tyle by zrozumieć, kogo gonią.
Uskoczył w ostatniej chwili, prawie taranując jakiegoś innego pracownika festiwalu. Zamiast tego zahaczył barkiem o jeden z filarów, na razie jednak nie czując żadnego związanego z tym bólu. W biegu nie rozpoznał kolegi z pracy, a przecież na pewno musiał go znać, a przynajmniej kojarzyć.
– Sorka! – rzucił w biegu, słysząc i czując, jak plącze mu się język. – Interwencja!
Teraz jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że krzyczy to trochę za głośno i może zwrócić tym niepotrzebną uwagę. Powinni przecież zachowywać się dyskretnie.
Zakładając, że bieganie jak ostatni, skończeni idioci za nie wiadomo czym w ogóle mogło uchodzić za dyskretne. W innych warunkach zastanowiłby się nad tym, teraz tylko próbował skupić się i nie zgubić Aye w tłumie.
Nie musiał się o to martwić, bo Aye zatrzymał się za następnym zakrętem, a Chait zwyczajnie na niego wpadł, prawie wywracając ich obu. Od razu cofnął się kilka kroków, unosząc ręce w geście, który albo był przepraszający, albo kierował się bardziej w stronę ja przecież nic nie zrobiłem. W jego obecnym stanie pewnie było to bardziej to drugie.
Trochę kręciło mu się w głowie. Cofnął się jeszcze kawałek, aż w końcu oparł się plecami o ścianę. Zdał sobie sprawę, że znaleźli się na zewnątrz, po drugiej stronie hali, przy jednym z bocznych wyjść.
Chociaż jeszcze nie do końca potrafił połączyć fakty, to nawet teraz był przekonany, że to wyjście powinno być zamknięte.
Powoli docierało do niego, że jest bardzo, okropnie wręcz źle, i że nie potrafi jeszcze zrozumieć ani rozwiązać tego problemu.
Podniósł głowę, żeby spojrzeć na Aye, ale zrobił to za szybko i poczuł, że robi mu się niedobrze. Dzieciak Hefajstosa rozglądał się, a Chait dalej nie miał pojęcia, czego szukają.
Musiał się skupić. Teraz.. To on był tu pracownikiem. To on powinien ogarniać sytuację. Nie Aye. Aye nawet nie powinno tu być!
– Cholera jasna – mruknął, przecierając twarz dłońmi. Dalej mówił głośniej, niż normalnie powinien. Był pewny, że pozostali pracownicy też zajmą się sprawą, ale raczej się z tego nie cieszył. Chyba trochę go to przerażało.
Zaczął krążyć w kółko, bo nie potrafił ustać w jednym miejscu. Przez chwilę znowu było gorzej i nie potrafił nawet skupić się na chodzeniu, chwiejąc się i na wszelki wypadek wracając pod ścianę, żeby się znów na niej oprzeć.
– Aye? – odezwał się po chwili ciszy, widząc, że ten znowu zaczyna gdzieś iść.
– Możesz tu poczekać? Zaraz coś wymyślę.
W innych warunkach i okolicznościach, Chait wycofałby się, słysząc taki ton głosu. Wysłałby Aye do domu, ignorując ewentualne protesty czy chęci rozwiązania tej sprawy. Dzieciak zrobił wystarczająco dużo. Niestety, warunki i stan samego Chaita nie pozwalały mu siłą odesłać znajomego.
Wiedział też, że nie bardzo może teraz zostać sam. Bał się, że znowu zrobi się gorzej, a pracownicy nie będą się w tym doszukiwać czegoś głębszego.
– Nie, nie mogę – mruknął niechętnie. Niechęć wynikała z patowej sytuacji, nie złości na Aye. – Kogo gonili— goniłeś?
Chciał zadać więcej pytań, ale głos uwiązł mu w gardle. Spojrzał na Aye, mając nadzieję, że dostanie odpowiedzi też na pytania, których nie był w stanie zadać. I, co ważniejsze, że będzie w stanie je zrozumieć. I że nie zacznie mu znowu odbijać, chociaż czuł, że teraz opuszczają go te dodatkowe siły. Nie mógł mieć pewności, że to na stałe.
Ale chciał ogarnąć sprawę. Zanim o wszystkim dowie się kierownik.
────
[900 słów: Chait otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz