ZIMA
Gdy Edel otworzyła drzwi sypialni, Silas leżał na brzuchu na przykrytym szarawą kołdrą materacu, machając nogami w powietrzu. Dziewczyna nagle zatrzymała się w progu, gdy z jego telefonu wydobył się odgłos powiadomienia Grindra.
— Lassie, ty na serio? — Niechętne „hm?”, które otrzymała w odpowiedzi, nie zadowoliło jej. Skrzyżowała ramiona na piersi i potrząsnęła głową w geście, nasuwającym na myśl rozczarowaną nauczycielkę matematyki.
— Masz rację — odparł mężczyzna. Odwrócił telefon leżący obok niego, aby spojrzeć na jego ekran. Stuknął niedbale w jego ekran i ujrzawszy profil najnowszego adoratora, wydął wargi i pokazał Edel najnowszego singla w okolicy. Jej oczom ukazał się młody mężczyzna w jeansach (i chyba tylko jeansach), pozujący przed lustrem. Nieco zamazanym, co zauważyła. Jego rozczochrane włosy były pofarbowane na nieco wyblakły, ciemnozielony kolor, a na twarzy malował się szeroki uśmiech. Gdyby nie to, że eksponował płaski brzuch całemu światu na aplikacji stworzonej do umawiania się na jedną noc, uznałaby, iż wygląda nawet całkiem w porządku.
— Joel, 22 lata — przeczytała. — Wygląda… gejowo.
Silas zaśmiał się serdecznie w odpowiedzi. Rzucił telefon na poduszkę, od której odbił się dwa razy, zanim spoczął około cala od krańca materaca.
— Masz rację — powtórzył. — Mamy inne plany.
— Dzielimy jedno łóżko — oznajmiła Edel, mierząc Silasa srogim wzrokiem. „Nie waż się przyprowadzać tutaj nikogo”, mówiły jej oczy, a blask w nich był tak złowrogi, że Silas postanowił, że nie będzie nawet próbował się jej sprzeciwiać.
— Jak poszła ci barmańska eskapada? — Zapytał Silas, aby bierzmo kontynuowania dyskusji nie spoczywało na nim. Przewrócił się na plecy i odetchnął, czując, jak jego ciało zatapia się w puchatą kołdrę i dalej w twardy materac. Nagle czuł każdy staw w jego ciele: kostki i nadgarstki, zmęczone ciągnięciem walizki po bruku. Kolana od jazdy metrem i krzyż po długim locie, podczas którego nie mógł znaleźć miejsca dla swoich nóg.
Edel wyprostowała się z promiennym uśmiechem i teatralnym gestem wskazała drogę do malutkiej wnęki kuchennej wyposażonej w kilka talerzy, trzy kubki, czajnik i mikrofalówkę, a obok tego kilka cali kwadratowych wolnego blatu, na którym teraz stały dwie wysokie szklanki (które przed przygotowaniem napojów starannie wymyła w obawie przed dziwnym szarawym osadem, pozostawionym przez poprzednich gości) pełne różowych drinków, w których pływały mrożone maliny.
Silas uderzył otwartymi dłońmi w kołdrę, z której w odpowiedzi wydobyły się kłęby kurzu. Wyciągnął się niczym kot, po czym zaczął niechętnie podciągać się do góry, jednocześnie marudząc pod nosem na to, jak wszystko go boli. Gdy w końcu usiadł na skraju łóżka, chwycił swój telefon i wyprostował się przy akompaniamencie strzyków w plecach.
— Jesteś najlepsza, Dellie — skwitował widok upragnionego alkoholu, widocznego przez framugę. Światło tandetnie pomarańczowej lampy odbijało się od szkła szklanek i barwiło je na ciepły, złoty kolor – przywodząc na myśl zachód słońca.
Widok pięknego nektaru półbogów, a raczej wszystkich istot, chodzących po Ziemi przyciągnął Silasa do aneksu kuchennego niczym jaskrawe światło ćmę.
Dystans, dzielący go od szklanek pokonał kilkoma krokami. Żaden wyczyn, patrząc na metraż pokoiku. Mężczyzna ujął drinka pewną ręką, uważając na to, aby jej pokryte śliską kondensacją ścianki nie wyślizgnęły się z jego chwytu.
— Za nas? — Zaczął, unosząc napój do góry.
— I za Therapy — dokończyła dziewczyna, która prędko dogoniła Silasa i podniosła drugą szklankę z szerokim uśmiechem.
Wznieśli toast, patrząc sobie głęboko w oczy. Tak głęboko, że roześmiali się w jednym momencie, upiwszy po pierwszym łyku. Śmiali się wręcz histerycznie, zachłystując się powietrzem i niemo uderzając w uda. Śmiali się zmęczeni, śmiali się przebodźcowani, śmiali się upici samym szczęściem.
— Co dalej? — Wykrztusił Silas, gdy opanował się na tyle, by móc ponownie sączyć napój ze szklanki. — Tak przy okazji, jesteś zajebista. Miałaś rację, jesteś lepsza od wszystkich barów, wyłudzających z nas tysiące.
— Oczywiście, że miałam rację — odparła Edel, a wokół jej głowy pojawiła się tęczowa poświata. Nawet jeśli starała się zachować poważny wyraz twarzy, błyszczące tęcze zdradziły jej szczęście. Silas nie omieszkał skwitować ich uśmiechem. Wziął kolejny łyk, zadowolony ze smaku alkoholu na jego języku. Jego dłoń powędrowała do tylnej kieszeni, z której wydobył telefon. Zaczął przeglądać kolejne wyniki wyszukiwania, co chwilę biorąc mały łyk – pijąc szybciej, niż powinien, jeśli chciał pewnie stać na nogach za dwie godziny.
— Możemy pójść do klubu — zagaił. Kolejny łyk. — Albo do bunkru, w którym zabił się Hitler. Tu jest napisane, że jest otwarty całodobowo.
— Silas — zaczęła kobieta karcącym tonem. — Proszę cię, zachowaj się raz w życiu jak normalny człowiek.
— Kochana, oczekujesz ode mnie za wiele. Nie jestem ani człowiekiem, ani normalny.
Przez chwilę w pokoju słychać było jedynie stukanie w ekran telefonu i krzyki z ulicy za oknem.
— Kolejki, kolejki... — Mężczyzna przeglądał kolejne oceny wszystkich barów w okolicy. — Wiesz co? — Podniósł głowę znad telefonu, a Edel nagle bardzo nie chciała wiedzieć, co. — Zostańmy w domu i obejrzyjmy film. Możemy podbić miasto jutro, przed koncertem.
— Wydaje mi się, że podbijanie Berlina nigdy nie skończyło się dobrze — odpowiedziała Edel, ale nie sprzeciwiła się propozycji.
Dwójka rozmościła się na łóżku pomiędzy gotowymi wegetariańskimi sałatkami z supermarketu, serowymi chrupkami i swoimi domowymi drinkami. Zaczęli oglądać Hotel Transylwanię (oczywiście pierwszą, najlepszą część), lecz zanim film dobiegł końca, pogrążyli się w rozmowie na zupełnie inne tematy.
Następny dzień przyniósł ze sobą pochmurną, acz suchą pogodę, smród papierosów, wznoszący się do góry z ławki, stojącej pod budynkiem tak, aby dym mógł wkradać się do pokoju przez nieszczelne okna i cienkie ściany.
— Idź stąd — jęknął Silas, próbując zakryć się kołdrą. Jego wysiłek spełz na niczym, bowiem zaplątał się w zbity materiał nogami.
— Wstawaj, Lassie. — Edel zastanawiała się, gdzie uderzyć herosa, żeby nie dostać w zamian w twarz. — Mamy przecież podbić stolicę.
Silas podniósł poduszkę i zakrył nią twarz. Spod niej wydobył się kolejny, głośniejszy jęk.
Kobieta zaczerpnęła powietrza. Potem wypuściła je powoli, nadymając przy tym policzki. Jakby chciała uspokoić samą siebie.
— Wyrzucam twoje fajki — oznajmiła końcowo najsłodszym tonem, na który było ją stać i nie tracąc ani sekundy więcej, odwróciła się na pięcie.
Kłębek pościeli i poduszek spadł na podłogę z hukiem. Spod materiału wydobyło się ramię. Potem noga, drugie ramię i w końcu cały Silas: potargany, ubrany w kraciaste spodnie od piżamy i koszulkę z Cocteau Twins.
— Wyglądasz okropnie — skwitowała jego aparycję Edel. — Płatki?
— Gdzie je wyrzuciłaś?
— Słucham? — Odparła, przekręcając głowę na bok. — Ach, twoje papierosy. Nie mam pojęcia, gdzie są, pewnie tam, gdzie je zostawiłeś.
— Ty– — zaczął Silas, ale szybko wyhamował. Nie wiedział bowiem, co faktycznie chciał powiedzieć.
— Idź się ogolić.
Poranek szybko nabrał prędkości. Dwójka herosów zjadła płatki z resztą mrożonych owoców, przebrała się w ciuchy, w których można było pokazać się w mieście i starannie zamknęła za sobą podrapane drzwi pokoju.
Koncert miał rozpocząć się za dziewięć godzin. Stawienie się w okolicy bramek nie miało najmniejszego sensu przez najbliższe siedem, tak więc Silas i Edel znaleźli się w metrze – sławnym U-Bahnie, aby zobaczyć coś więcej, niż sam szarawy i brudnawy hostel.
— Mieszkałem kiedyś w Berlinie. W okolicy, ale dalej od centrum.
— Serio? — Edel skupiła wzrok na mężczyźnie. Podczas jazdy zaczęła ukradkiem przyglądać się pozostałym pasażerom: starszemu panu, siedzącemu przed nią, grupie młodocianych chłopaków, wpatrzonych w swoje telefony i pani z malutkim pieskiem, siedzącej kawałek dalej.
— Wydaje mi się, że chcę tułać się tą samą linią metra, tymi samymi ścieżkami, żeby usłyszeć echo przeszłości.
Teraz Edel skupiła się w pełni na Silasie. Zmarszczyła brwi, ale zanim zdążyła zapytać go, o czym właśnie pierdoli, wagon gwałtownie się zatrzymał. Edel wpadła na Silasa, Silas na puste siedzenie obok.
Wszystkie światła zgasły na sekundę, po czym zapaliły się ponownie, a wraz z nimi zabrzmiał niski szum prądu.
W górze zatrzeszczały głośniki.
— Moje panie, moi panowie, niestety nastąpiła awaria. Prosimy o zachowanie spokoju i nieopuszczanie wagonów. Będziemy… eee… niebawem dowiemy się więcej o przyczynie. Przepraszamy i eee… tak, proszę zachować spokój.
Ktoś kilka siedzeń dalej zaklął.
────
[1257 słów: Silas otrzymuje 12 Punktów Doświadczenia i powiadomienie na Grindrze od SexyMinotaur69]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz