LATO
— Dobra. — Sony spogląda na tarczę stojącego na szafce zegarka, jego noga szybko podskakuje (z nerwów czy ze zgromadzonej w nim energii?), trzęsąc trzymaną przez niego na kolanach gitarą. To cud, że jeszcze nie potrąciłu przez to jednej z pustych buteleczek, w których dawno temu znajdował się magiczny energetyk. — To teraz grasz sama.
Violet patrzy na nią oczami smutnego szczeniaczka, który wie, że znalazł się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie, co zresztą nie jest tak dalekie od prawdy (świadczy o tym, na przykład, kolorowy plasterek z Eevee na jednym z palców dziewczyny, bo jakąś godzinę temu jakimś cudem złamała sobie paznokieć na gitarze). Na chwilę zapada między nimi cisza, bardzo wymowna cisza, z której nawet Sony (zazwyczaj nieświadomi uczuć osób dookoła nich) są w stanie wyczytać myśli Violet: “Nie dam rady, to wszystko jest do bani, w ogóle nie potrafię grać i nic z tego nie wyjdzie, po prostu zmarnowaliśmy tyle czasu…”.
— Nie możesz ciągle polegać na mnie — jęczy Sony błagalnym tonem. — A ciągle czuję, że gdy gramy razem, to cię zagłuszam — tym razem stwierdza to bardziej oskarżycielsko, jakby przypuszczało, że Violet specjalnie gra cicho. — W ostateczności mogę ci przygrywać na pianinie. Albo wybijać rytm na bębenku, byłabym wtedy takim twoim ludzkim metronomem i nie pogubiłabyś się w rytmie, a może i nauczyłabyś się wybijać go sama, przyzwyczaiłabyś się do niego…
— Może lepiej na pianinie…? — Violet delikatnie sugeruje Sony, że jednak pierwszy pomysł podoba jej się znacznie bardziej. W końcu nadal będzie dopomagać jej linią melodyczną, prawda? Po prostu na innym instrumencie… To chyba nie będzie aż takie trudne, jak poleganie na samym rytmie.
— No, niech już będzie.
Można się spodziewać, że Sony po tylu morderczych ćwiczeniach (lub raczej morderczemu stawianiu czoła wyzwaniu bycia czyimś nauczycielem, co okazywało się znacznie trudniejsze, niż może się wydawać) będzie co najmniej zmęczone, wyzute z całej swojej energii i oklapłe. Jednak ci, którzy znają Sony trochę lepiej, wiedzą, że ich energia nie wyczerpuje się nigdy, nawet jeśli dotyczy tak prostych czynności, jak rozłożenie na środku pokoju pianina elektrycznego. Mimo że jeno ruchy wyglądają na wyćwiczone i automatyczne, w jeno oczach wciąż miga ekscytacja i fascynacja trzymanym w rękach instrumentem. Jeśli ktoś potrafi sobie wyobrazić osobę, która składa pianino elektryczne (prawdopodobnie cięższe od niej samej) energicznie, radośnie i bez wysiłku, to tak właśnie wygląda Sony. Pocieszne dziecko.
— A może jednak bym ci coś dograło na kalimbie? Dodałaby taki ciekawy smak tej piosence — rzuca w powietrze, choć raczej jest to pytanie retoryczne, bo właśnie jest na etapie dostosowywania wysokości pianina do siebie. (Violet nie do końca wie, czym w ogóle jest kalimba, więc po prostu uprzejmie się uśmiecha). — Nie przeszkadzaj sobie — mówi do Hekaciątka, sugerując tym samym, żeby po cichu ćwiczyła wszystko, czego zdążyła się nauczyć. Violet niepewnie szarpie struny, kątem oka zerkając na Sony, które właśnie próbuje znaleźć wolne gniazdko elektryczne, żeby podpiąć do niego instrument. Chwilę później z dumą zasiada nad klawiszami (chciałoby mieć teraz na sobie frak albo przynajmniej jakiś płaszcz, bo siadanie jest o wiele bardziej efektowne, gdy asystuje mu dramatyczne odrzucenie w tył długich pół okrycia) i zachęcająco kiwa głową do koleżanki. — Próba generalna. Trzy, czte-ry!
Równocześnie z mocnym uderzeniem w klawisze, Violet zaczyna grać, wciąż nieco sztywno i zbyt wolno, ale przynajmniej płynnie, pierwsze takty Nothing else matters wypełniają domek i prawdopodobnie również przestrzeń wokół niego. Szybko zauważa, że granie razem z pianinem nie jest ani trochę takie, jak sobie wyobrażała. Po pierwsze: Sony postanowiłu utrudnić sprawę i zamiast akompaniować jej melodią, wybrału akordy. Po drugie: z jakiegoś powodu te akordy są coraz cichsze, aż wreszcie Violet orientuje się, że od kilkudziesięciu sekund gra całkowicie sama. Piosenka urywa się w pół taktu, Violet ze zmarszczonymi brwiami unosi głowę, żeby sprawdzić, co z Sony i czemu przestał grać. Ku swojemu zdumieniu, widzi go wpatrującego się w nią z podbródkiem opartym na dłoni.
— Umiesz to zagrać sama — stwierdza tonem bardzo dumnego rodzica.
— Tak myślisz? Bo może jednak… Znaczy, sobota już jutro, ale może jakoś uda mi się to przesunąć i…
— No, nie przesadzaj! — Sony się oburza. Violet jeszcze nie widziała jejgo w stanie gorszym niż poirytowanie, ale teraz z twarzy Apolliniątka znika choćby cień uśmiechu, gdy patrzy na dziewczynę ostrym wzrokiem. — Grasz płynnie, nie mylisz nut, strun, poprawnie ruszasz kostką — wymienia, ostentacyjnie wyliczając wszystko na powoli odginanych palcach — cały czas grasz w równym tempie, chociaż jest ono wolniejsze od oryginału, ale to już mniejsza, kompletnie nieistotny szczegół. Umiesz to! Może to tylko wstęp, może trochę wolniejszy, może trochę uproszczony, ale grasz to prawie że perfekcyjnie, a ja mam do tego ucho, możesz mi wierzyć. I obiecuję ci, że ktokolwiek, dla kogo się tego uczysz, będzie przeszczęśliwy, że czegoś się dla niego nauczyłaś. — Podnosi się z miejsca i podchodzi do drzwi, otwierając je na oścież. Za nimi widać skrawek ciemnego nieba i jarzące się światłem okna naprzeciwległego domku. — Więc teraz bierz tę gitarę, wyśpij się i odegraj niezapomniane show!
— Dzięku-
— Podziękujesz mi, jak wszystko się uda! — woła Sony i wręcz wypycha Violet ze swojego domku. — To co, gitara siema! — salutuje jej na pożegnanie.
Dobrze że jednym z talentów Sony jest aktorstwo. Gdyby nie to, nigdy w życiu nie daliby rady tak po prostu wyrzucić kogoś ze swojego domu, bo tak po prostu nie wypada. Kierowali się jednym: jeśli Violet nie dostałaby od nich przysłowiowego kopa w dupę, to chyba nigdy by się nie ruszyła.
***
— Jak poszło, jak poszło? — Gdyby ciekawość była demonem, to Sony teraz byłoby przez nią opętane. Jak tylko zabaczyło, że Violet wróciła do obozu, w podskokach przybiegło do niej z nieopisaną radością wypisaną na twarzy, chwyciło jej dłoń w swoje i wbiło w nią ogromne brązowe ślepia ze źrenicami tak rozszerzonymi, jakby ujrzało miłość swojego życia. Ledwo powstrzymuje się od skakania w miejscu i zbyt mocnego ściskania palców Violet, co prawdopodobnie trwale by je uszkodziło. — Masz mi wszystko opowiedzieć. Teraz i zaraz, natychmiast, bo ja już od wczoraj umieram ze stresu i chyba przejmuję się tym nawet bardziej niż ty, albo chociaż w podobnym stopniu, ale w ogóle nie mogłem spać, bo tylko myślałem o tym, co się wydarzy i jak się wydarzy i czy wszystko będzie okej i… Okej, już się zamknę.
Violet?
────
[1014 słów: Sony otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz