Nikt nie skomentował mojej posiniaczonej szyi.
Skomentowali jednak obitą, posiniaczoną buzię rosjanina po tym, jak go przyprowadziłom, przez co musiałom zdać raport — przyszłom przesłuchać podejrzanego, a on nie współpracował i mnie zaatakował, więc w ramach samoobrony i obezwładnienia go, trochę się z nim poszarpałom. I gdyby zamienić ,,mnie zaatakował” na ,,to ja zaatakowałom Artema, bo nie mogłom znieść widoku jego cynicznego, zadufanego w sobie wyrazu twarzy”, ta sentencja byłaby stuprocentową prawdą, dlatego nie czułom się nawet winne.
Próbowałom nie myśleć o tym, że przeze mnie został zatrzymany w areszcie. Skupiałom się na innych rzeczach, które odciągnęłyby mnie od morderstwa, ale myśli wracały nieustannie do osiemnastolatka i chwili w barze, gdy myślałom, że zostanę uduszone do śmierci. Przypominałom sobie przy tym widok brązowych oczu, pełnych krwiożerczej złości, które nie miały w sobie ani grama litości. Traktowały mnie prawie jak wroga, którego trzeba wyeliminować, zanim stanie się zbyt niebezpieczny.
— Ten twój cholerny pedał! — Dotarł do mnie znany, rozwścieczony głos. Odłożyłom plik kartek na biurko. — Skąd ty go wziąłeś?
— Co masz na myśli?
— Wiesz, co mi zrobił?! Kopnął mnie w jaja! Mogę go zaraz wpieprzyć do pierdla za zniewagę i naruszenie nietykalności cielesnej!
Parsknąłem śmiechem, obserwując, jak Caleb ledwo co stoi i tym razem nie poczułem nawet złości względem Artema.
— Chyba na zbyt wiele sobie pozwalasz, co?
Moje stosunki z nim pogorszyły się do tego stopnia, że przestałem widzieć go jako dobrego, starego znajomego. Intuicja kierowała mnie na same negatywne domysły o nim. Stał się dla mnie podejrzliwy po tym, jak zostawił mnie samego w kasynie i zaczął mnie dziwnie traktować, więc unikałem z nim kontaktu i rozmawiałem z nim tylko, gdy musiałem. Byłobym usatysfakcjonowane, gdyby Caleb został kopnięty tysiąckrotnie, sponiewierany z pogardzeniem, ale samo nie mogłom nic a nic zrobić. Musiałom więc znosić tę ponurą, krzywą minę, ilekroć na mnie patrzył i ostry, szorstki ton, gdy się do mnie odzywał. Byłom w szoku, że ktoś potrafi ot tak zmienić całą swoją postawę wobec mnie, gdy niczym mu nie zaszkodziłom.
— Przyprowadzanie go tu nie miało sensu. — Ściszył głos. — Mamy monitoring. Nie było go tamtego dnia nawet w okolicy.
— Sprawdzam wszystko, co mogę. Jest podejrzanym, tak jak inni pracownicy — mówiąc to, wstałom z krzesła. — To nie twoja sprawa, tylko moja. Nie wpierdalaj się.
— Przecież wiem, że się znacie bliżej — prychnął z cynicznym uśmiechem.
Zawiesiłem spojrzenie w jednym punkcie. Przełknąłem ślinę, ściskając w dłoni teczkę z aktami. Serce zadudniło mi szybciej w piersi przez sekundę, ale gdy wziąłem głębszy wdech, powróciło do swojego normalnego rytmu.
— Tak jak powiedziałem, nie wpierdalaj się — warknąłem, a wtedy Caleb posłusznie odpuścił.
Następne dwie godziny spędziłem na ponownym przeglądaniu nagrań z kamer, choć, tak samo, jak wcześniej, nic na nich nie znalazłem. Tak jak wcześniej, zwłoki młodego chłopaka pojawiły się znikąd, a ludzie wokół nie przejawiali oznak świadomości tego, co się wydarzyło zaraz pod ich nosami.
Dowiedziałem się przy okazji, że postanowili wypuścić Artema, ale kazać mu ,,nie oddalać się zbyt daleko” w razie kolejnych pytań, a na potencjalne zawołanie niezwłocznie się stawić. Nie pożegnałem się z nim, a jego nerwowy ton przy przesłuchaniu był ostatnim należącym do niego komponentem, z którym miałom do czynienia i który wbił mi się w pamięć.
Następne wydarzenia działy się wyjątkowo szybko.
Gdy cztery dni po przesłuchaniu Artema przyszedłem do pracy, zobaczyłem, że rzeczy przy moim stanowisku są poprzestawiane. A raczej pochowane. Gdy zacząłem szukać dokumentów, które mi były potrzebne, zorientowałem się, że ich kompletnie nigdzie nie ma, co oznaczało, iż ktoś zapewne je zabrał. A coś takiego mógł zrobić jedynie mój przełożony bądź ktoś, kto miał wobec mnie złe zamiary, ale szansa na drugi przypadek i tak była nikła, bo sam miałem na tyle wysoką pozycję, że inni nawet by nie śmiali się do tego posunąć.
W rosnącej panice przeszukałem wszystkie szuflady biurka i wyglądało na to, że wszelkie wrażliwe akta, jakie posiadałem, zniknęły. Włączyłem laptopa, wpisałem hasło (dziękując bogom, że przynajmniej ono działa i nie zostało zmienione) i zobaczyłem, że dane z folderów także rozpłynęły się w powietrzu.
— To teraz moja sprawa.
Krew się we mnie zagotowała w jedną sekundę. Wyprostowałem się powoli znad urządzenia i spojrzałem na Caleba.
— Co ty, do chuja, zrobiłeś?
— Nie ja. — Wzruszył ramionami. — To znaczy… na górze uznano, że jesteś zbyt niestabilny, żeby się zajmować morderstwem.
— I miałeś w tym swój udział, mam rację?
Zadowolona twarz mężczyzny nie ułatwiała mojej próbie ulżenia w poczuciu skonsternowania, którym nasiąknęło całe moje ciało i miało za moment wybuchnąć.
— Uważam, że nie powinien tutaj pracować ktoś taki jak ty. Zrobiłem, co powinienem.
I to, co było następne, naprawdę zadziało się wyjątkowo, wyjątkowo szybko.
Pamiętam, że moja pięść zareagowała szybciej od wszelkich logicznych procesów poznawczych i wylądowała na twarzy Caleba. Przez to, że nie byliśmy sami, moja nieprzemyślana decyzja miała doczekać się jeszcze gorszych konsekwencji, niż pierwotne oskarżenie mnie przez Caleba o branie narkotyków, a byłem zbyt nabuzowany, pełen bolesnego szału, skierowanie do siebie samego i każdego wokół, aby się przejmować, jak to się dla mnie skończy, czy tym, że przełożony miał mnie widzieć od tamtej pory jako ćpuna.
W pomieszczeniu zapanował harmider, ale nie zwracałem na to uwagi, wpatrując się w patrzącego na mnie z wyższością mężczyznę z wyrzutem. Czułem się oszukany, jakby zagrabił sobie moje zaufanie do niego, by je wykorzystać, gdy będzie miał okazję i gdy tylko będzie miał do tego nastrój.
Nie skończyło się na jednym uderzeniu. Denerwowało mnie, jak się uśmiecha. Denerwowało mnie, jak stoi w miejscu niewzruszony. Denerwowało mnie, jak na mnie patrzy. Denerwowało mnie, jak się niczym nie przejmuje. Denerwowało mnie, że ludzie, z którymi wcześniej miałem dobre relacje, na których mi w mniejszym bądź większym stopniu zależało, prędzej czy później odchodzili, czy to metaforycznie, czy dosłownie. Denerwowało mnie, że przez Artema wszystkie zdarzenia przekładałem na coś mającego niesamowicie wielkie znaczenie, a Caleb nawet nie był kimś bardzo istotnym w moim życiu, lecz był jednym z wielu puzzli, które doprowadziły mnie do tego, gdzie teraz jestem i nawet tak nieznacząca część całego mojego życia zdołała wszystko zburzyć.
Tym razem nie tylko metaforycznie, ale wyglądało na to, że to ja jestem tym, który wszystko burzy.
Na mojej twarzy nie wylądowała ani razu jego ręka, ale sam skończył z poobijanym pyskiem, który wciąż się szeroko uśmiechał, mimo swego stanu. Pozwalał mi na zadawanie dalszych ciosów, którym towarzyszyły moje głośne przekleństwa i krzyki żalu, a także próbujący odciągnąć mnie od Caleba współpracownicy, wołający, aby ktoś pomógł i starający się przemówić mi do rozsądku, ale nie docierały do mnie ich dokładne słowa. Pot spływał mi już po plecach, płuca ledwo sobie radziły, a obszar mózgu odpowiedzialny za bezsens pracował na zwiększonych obrotach.
Nawet się już nie kłóciłem, gdy zabrali mi odznakę. Przestało mi zależeć, gdy mnie wysłali na przymusową przerwę i nawet żałowałem, że mnie po prostu od razu nie wyrzucili z tej idiotycznej roboty, chociaż dopiero co do niej wróciłem. Poczucie winy wraz z chłodnym umysłem wróciły znacznie później, bym mogło tak łatwo to wszystko odkręcić i przez to doszło do mnie, że może jednak naprawdę jestem zbyt niestabilne.
Pewnie byłom też po prostu zażartym idiotą, bo to wszystko nie dawało mi spokoju, a fakt, że zostałom odsunięte od MOJEJ sprawy przez jakiegoś kretyna, tylko bardziej mną wstrząsał. Straciłom poczucie stabilności i własnej pozycji.
Szczególnie, że dotyczyło to trochę Artema. Może więcej, niż szczególnie. A może tylko wmawiałom sobie, że go to dotyczy, bo morderstwo było jedynym powodem, przez który go spotkałom po miesiącach. Jest duża możliwość, że gdyby nie ono, nigdy bym znowu na niego nie natrafiło. Ta myśl znalazła odzwierciedlenie w moich akcjach, gdy uznałom, że genialnym, niemalże godnym dziecka Ateny pomysłem jest zajęcie się samemu sprawą.
Byłom znowu pod barem, w którym pracował. Z podrabianą odznaką policyjną, z trzęsącymi się z nerwów dłońmi. Nawet nie byłom pewne, czy na niego trafię, bo już się nie orientowałom, jakie dokładnie ma dni i godziny pracy. W przeszłości znałom grafik Artema na pamięć, a doszło do tego, że czułom się, jakbym nie wiedziało o nim niczego.
I w tej chwili pragnęłom, aby tak rzeczywiście było.
Artem?
────
[1316 słów: Edgar otrzymuje 13 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz