ZIMA
W tej chwili była pewna dwóch… nie, trzech rzeczy: Obóz Jupiter zbudowany był na kawałku gwoździa i gumce recepturce. Nie było innego wytłumaczenia na to, że taki debil jak Walker tak szybko zamienił kanalizację w sito.
Drugą rzeczą było, no właśnie – Walker nie był po prostu debilem. Był Debilem, z D pisanym jako niesamowicie ozdobny i kolorowy inicjał. Cherry za to musiała być okropnie naiwna i zbyt dobrego serca, skoro dalej chciała zatrzymać go w obozie. Czemu jeszcze go nie wywalili? I to wiązało się z trzecią rzeczą, której Arisu w tej chwili była pewna:
Otaczali. Ją. Idioci. Sama też musiała być idiotką.
No dobra, była też czwarta rzecz. Farbus był martwy, to tyle z ich niesamowitej współpracy. Jak można w ogóle wpaść na tak absurdalnie głupi pomysł?!
– Czy… Ty jesteś głupi?
Ją samą zaskoczyło, z jakim spokojem to powiedziała. Nie podniosła głosu, nie zwyzywała go, nie rzuciła się do jego gardła, gotowa wyszarpać mu tchawicę...—
– Staram się, jak mogę.
A jednak. Zbliżyła się do Walkera i zamachnęła się mopem. Nie włożyła w to nawet połowy swojej siły i powinien być jej za to wdzięczny. Powinna go utopić w tej zbierającej się przy ich kostkach wodzie.
Jedynym, co powstrzymało ją od kolejnego ataku na tę nędzną karykaturę półboga, był spanikowany i wkurzony obozowicz, który niespodziewanie wpadł do środka.
Chciała coś uderzyć, rozwalić, połamać, naprawdę, cokolwiek. Przynajmniej uciec jak najdalej. Ręce jej drżały i było jej gorąco, chociaż nie była pewna, czy to wina stresu, czy wstydu. To wszystko była wina Walkera. Niestety, w jej zasięgu był tylko ten właśnie wspomniany dureń.
Może powinna po prostu go zabić. Kontynuować to, co chciała zacząć w toalecie. W tej chwili, w tej sekundzie, nieważne, czy używając do tego broni, robiąc to gołymi rękami czy pozorując wypadek. W to ostatnie i tak nikt by nie uwierzył. I nikt nie musiał.
– Jesteś z siebie zadowolony? – syknęła na Walkera, który niestety dalej stał obok niej cały i zdrowy. I w dalszym ciągu żywy. W tej chwili była to największa zbrodnia, jaką ten przygłup mógł popełnić.
– Już ci mówiłem. Mogłaś dać mi uciec.
Nie miała już mopa, którym mogłaby tego idiotę pobić. Wystarczyłyby jej pięści, ale i tak chyba nie miała jak uzasadnić Cherry, czemu nagle Walker skończył martwy. Dlatego właśnie tylko obrzuciła go najbardziej morderczym spojrzeniem, na jakie było ją stać. A było ono zdecydowanie bardzo mordercze, pewnie samo mogło być narzędziem mordu. Walker był po prostu za głupi, żeby od niego umrzeć.
Nie wylecieli z obozu.
Nie postanowili ich za to rytualnie zabić (Arisu nie wiedziała, czy praktykują tu takie rzeczy. Wierzyła jednak, że dla nich zrobiliby wyjątek. Ona by zrobiła).
Było znacznie gorzej.
– Co to w ogóle za pomysł? – fuknęła pod nosem, oglądając się za siebie, jakby chciała się upewnić, że centurionka ani nikt ważniejszy od niej tego nie słyszy. Już i tak miała dość kłopotów.
Źródłem ich wszystkich był Walker, oczywiście.
Co gorsza, przegrała z nim. Ze zwykłym kmiotem! Przecież faktycznie udało mu się uniknąć sprzątania toalet. Wiedziała, że stan ten nie potrwa długo, i on chyba też, bo nie wyglądał na naprawdę zadowolonego ze swojego głupiego zwycięstwa. Niemniej, chodziło o zasadę.
Gdyby zależało to od niej, wbiłaby mu strzałę w gardło.
Ciężko było skupić się na czymś innym niż coraz to nowe metody zabicia Walkera, nawet gdy próbowała skierować myśli na to, co powinna zrobić dalej. Bo co właściwie powinna zrobić dalej?
Nie była pewna, czemu nie wylecieli z obozu. Jako kapitan, już dawno pozbyłaby się Walkera… i po takiej porażce, siebie samej też.
Wiedziała, że tak naprawdę tylko o to jej chodzi. Nie obchodziła ją opinia innych obozowiczów, czy to z Czwórki, czy innych kohort, opinia centurionów (też bez względu na kohortę) czy pretorów. Tak, chciała dla Obozu Jupiter dobrze, w końcu była jego częścią. Nic jednak nie gryzło jej dumy bardziej niż porażka.
Nie musiała już nawet z sukcesem zaangażować tego głąba w życie obozu. Wystarczyło, żeby wypełnił cholerne obowiązki, może na odwal się, może wyzywając na czym świat stoi – to zresztą zdarzało się też jej – ale je wypełniał. Jej oczekiwania spadały zastraszająco szybko.
– Zamknij się – rzuciła, kiedy tylko kątem oka zauważyła, że Walker otwiera usta. Jeszcze jedno jego słowo i może skończyć się różnie. Albo posłuchał, albo mózg Arisu bardzo skutecznie potraktował go jako szum otoczenia.
Zacisnęła dłonie w pięści i wzięła głęboki, tylko nieco urywany oddech. Jeszcze nie przegrała. Ta jedna bitwa jej nie wyszła, ale były kolejne.
Aż za dużo kolejnych.
Spojrzała jeszcze raz na farbusa. Musiała tylko… przetrwać z nim kolejne dni. Tygodnie. Miesiące?
Zanim zebrali opieprz i nawet jeszcze w trakcie tego, była pewna, że ta katastrofa będzie ostatnim spotkaniem jej i Walkera. Może wywalą go z obozu, może wyleci razem z nim, w każdym razie: już nigdy więcej go nie spotka, chyba że przelotem na stołówce, jeśli jego durne szczęście faktycznie było jeszcze durniejsze niż on.
Zamiast tego usłyszała, że teraz tym bardziej będą na siebie skazani.
Że mają nauczyć się współpracować.
Przecież ona chciała współpracować. To ta cholerna gnida od początku robiła wszystko, żeby to się nie udało!
Oczywiście, nie wykrzyczała tego Cherry, ani nikomu innemu, w twarz. Arisu była odpowiedzialna za tę porażkę i doskonale o tym wiedziała. Cóż, przynajmniej sobie to usilnie wmawiała.
Dłonie dalej jej drżały i czuła, że dalej jest gdzieś na skraju zimnej furii i kompletnego stresu. Mimo to odwróciła się do Walkera i wycelowała w niego palcem, dźgając go w pierś. Miała nadzieję, że go to zabolało.
Ją na pewno bardzo zestresowało.
– Posłuchaj mnie, cholerna glisto – warknęła. Głos jej nie zadrżał, chociaż lampka z tyłu głowy wyła i kazała się odsunąć. – Nie obchodzi mnie, że nie podoba ci się wypełnianie obowiązków.
Nie pozwoliła sobie przerwać, jeszcze raz dźgając go w pierś. Teraz była pewna, że zabolało, i dało jej to trochę satysfakcji.
– To wszystko twoja wina. Zabiję cię, jeśli jeszcze raz coś takiego zrobisz – mówiła śmiertelnie poważnie. – Im szybciej się z tym pogodzisz, tym szybciej będziemy mieć od siebie święty spokój.
Przegrała bitwę. Ale nie przegra wojny. Choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobi w życiu.
───
[1000 słów: Arisu otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz