— Wiesz, że jak chcesz, to zawsze możemy gdzieś wyjść — mówiła do mnie zawsze, kiedy gubiłem się we własnych myślach i przestałem jej opowiadać.
Siedzieliśmy w taniej restauracji, ona kończyła to, co miała na talerzu, a ja machałem niespokojnie nogami. Oglądałem się, patrząc na ludzi, którzy akurat wchodzili oraz na tych, co wychodzili. Nie oceniałem ich wyglądu, ubioru ani nie podsłuchiwałem rozmów. Bardziej martwiłem się tym, czy nie spotkam tutaj któregoś z nich.
Energiczna muzyka, którą puszczali pracownicy restauracji próbowała przebić się przez moje chaotyczne myśli. Gdzieś pomiędzy potwór a bestia grało government hooker. Muzyka czasem mnie uspokajała, działała jak jakieś środki dla nerwowych, ale nigdy nie wyciszała do końca nieznośnych myśli. Moja medytacja, nieważne, jakbym się starał, nie była najlepsza. Zawsze mnie coś rozpraszało. Albo inaczej. Ja sam siebie rozpraszałem, bo ten spokój niszczył tylko i wyłącznie mój niespokojny umysł.
Kobieta dokończyła makaron i wytarła ostrożnie usta, jakby bała się, że szminka, którą akurat miała na ustach się rozmaże. Uśmiechnęła się do mnie delikatnie i otworzyła usta, by znów zaproponować kolejne wyjście, ale tym razem ją wyprzedziłem:
— Lubisz kręgle? — Była to bardzo randomowa propozycja, ale nie byłem w stanie pomyśleć teraz o niczym innym.
Ding, dong.
Do środka weszła kolejna para. Ich wzrok od razu skierował się w stronę wielkiej tablicy nad barem, gdzie mogli już teraz wybrać dania, które ich potencjalnie zainteresują. Widziałem, jak dyskutują między sobą i myślą nad zamówieniem makaronu z bazyliowym pesto.
— Czemu akurat kręgle?
Wzruszyłem ramionami. Sam nie wiedziałem.
Parka, którą obserwowałem zamawiała właśnie wspomniany makaron.
— Chciałbym spróbować.
Widziałem, jak kiwa głową w zrozumieniu (a może też nie?) i chowa do torebki mokrą chusteczkę, w którą wycierała dłonie.
— Dobra. Niech będzie.
Nigdy nie grałem w kręgle. Naprawdę. Przysięgam. Zawsze, jak zostawałem podobną propozycję, to ją odrzucałem. Nie dlatego, że jestem nudziarzem i nie lubię takich wyjść, a dlatego, że nie chciałem zostać zaatakowany w takim miejscu. Wyobrażacie sobie być zjedzonym przez obrzydliwego potwora na torze dla kuli? Albo skończyć w jakimś innym dziwnym miejscu, o którym nie chcę teraz nawet myśleć?
Czułem stres, kiedy siedziałem na specjalnych kanapach dla graczy i patrzyłem na swoją towarzyszkę. Wzięła ze sobą jeszcze dwie inne koleżanki oraz kolegę. Każdy znał każdego, a ja musiałem ich poznawać.
— Chcecie piwo? — zapytała jedna z dziewczyn, której imienia już nie pamiętam.
Pokiwałem jedynie głową, a ona wstała i podeszła do barku, by coś zamówić. Zestresowany spoglądałem na kule do kręgli oraz monitory, na których już widniały nasze imiona.
Powietrze zrobiło się jakieś gęste. Dziwnie gęste. Jakby ktoś napuścił gazu i chciał nas wszystkich wymordować.
Przyjaciółka złapała mnie za rękę (miała naprawdę mocny chwyt) i pociągnęła do siebie. Powiedziała dwa słowa, których nie usłyszałem i wcisnęła mi do ręki kulę. Mówiła coś o zakładzie, podejrzewam, ale mój umysł znalazł sobie inny powód do obaw, bo nie podobało mi się to, że byliśmy tutaj tylko my. Inni gracze już się zebrali i wyszli, więc zostaliśmy sami.
Uśmiechnąłem się delikatnie, nie chcąc dać po sobie poznać, że bardzo, ale to bardzo, stresuje mnie ta gra.
— O, wow! — krzyknęła, kiedy po moim rzucie na ekranie wyświetlił się krzykliwy napis STRIKE. — Ale masz cela.
— Powiedzmy — zachichotałem i odsunąłem się, pozwalając jej podejść do kortu.
Kiedy się odwróciłem, by sprawdzić, czy na stoliku czeka na mnie upragnione piwo, zobaczyłem najokropniejszą kreaturę, jaką tylko możecie sobie wyobrazić. Stała przy barze niczym wyrzeźbiony przez doświadczonego rzeźbiarza posąg.
Spociłem się.
Obejrzałem się na przyjaciółkę, która właśnie przymierzała się do rzutu i szybko wróciłem wzrokiem w stronę barku. Dalej tam stało.
Kula uderzyła o ziemię z głośnym impetem. Dudnienie poczułem nawet pod podeszwami specjalnych butów.
— Hej, pójdę tylko do toalety — rzuciłem i pognałem w stronę wspomnianych toalet tak samo szybko, jak dzieci biegną w stronę nowego sklepu z zabawkami.
Zamknąłem się w jednej z kabin i nerwowo zacząłem przegrzebywać kieszenie. Przecież je wziąłem. Zawsze je brałem.
Mam.
Wycisnąłem dwie tabletki na trzęsącą się dłoń i połknąłem je bez popijania. Twarde, okrągłe pigułki przeciskały się przez ściśnięte gardło, skutecznie mnie podduszając.
Sapnąłem ciężko i wyszedłem z kabiny, upchnąwszy wcześniej ostatni blister tabletek do kieszeni spodni.
Zacząłem przed lustrem poprawiać roztrzepane włosy, układając je w taki sposób, w jaki uwielbiałem; poprawiałem rozmazany makijaż, bo z roztargnienia zacząłem przecierać palcami oczy, zapominając, że parę godzin temu męczyłem się z kredką do oczu i eyelinerem.
Umyłem dłonie i jeszcze mokre wytarłem o delikatny materiał spodni.
— Kurwa.
Stała za mną. Jej obrzydliwa, łuskowata twarz patrzyła na moją.
Odwróciłem się gwałtownie, patrząc na potwora, który uśmiechał się do mnie przeraźliwie.
Kurwa mać. Kurwa mać.
— Wyjdę teraz, dobrze? — Uśmiechnąłem się słabo, ale szalejące ze strachu serce nie pozwoliło mi ukryć strachu.
Skrzywiony na twarzy, ze łzami cisnącymi się do kącików oczu, przepchnąłem się w stronę drzwi i wybiegłem na korytarz, jak opętany.
Nie, nie mogę tutaj spędzić ani minuty dłużej. Dlaczego te pierdolone tabletki nie działają? Wziąłem za mało?
Wyciągnąłem blister i wycisnąłem na dłoń kolejne dwie tabletki. Połknąłem je z widocznym bólem i szybkim krokiem udałem się w stronę stolika.
Zignorowałem zmartwione spojrzenia znajomych i chwyciłem do ręki butelkę piwa. Upiłem kilka łyków jednym haustem.
— Dante?
Moje przerażone spojrzenia skierowało się w stronę przyjaciółki. Jej czekoladowe oczy błyszczały w świetle jasnych lamp.
— Tak?
— Przerażasz mnie.
Zaśmiałem się. Sam nie wiedziałem, dlaczego.
— Zobaczyłem coś. — Rozłożyłem dramatycznie ręce, otwierając klatkę piersiową, jakbym czekał na cios nożem. — Ale już jest dobrze.
Otarłem dłonią spocone czoło i usiadłem na kanapę.
— Gramy? — zapytałem, chcąc zmienić temat, ale coś, co widziałem, znowu na mnie patrzyło. Tym razem stało na środku kortu i uśmiechało się jeszcze szerzej niż wcześniej. Jej przeraźliwie białe kły czekały tylko na to, by rozszarpać moje ciało.
Zaśmiałem się z bezradności i wypiłem jeszcze trochę piwa. Jeśli leki i alkohol nie pomogą, to nie pomoże mi już nic.
— Skurwysynie — szepnąłem do postaci, rozkładając się na kanapie.
Przez cały ten czas się śmiałem, ignorując znajomych, którzy ze zmartwienia chcieli podać mi wody do picia. Odrzucałem ich propozycje, mierząc wzrokiem pokrytą łuskami bestie.
───
[980 słów: Dante otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz