poniedziałek, 21 kwietnia 2025

Od Lairy CD Violet — „Live Love Laugh Lobotomy"

Poprzednie opowiadanie

WIOSNA

Wściekła Violet to zdecydowanie nie był efekt, na który liczyła. Gdyby spojrzenia mogły zabijać, już dawno leżałaby z rozszarpanym gardłem, bo Vi — gdyby tylko mogła — najpewniej pozbawiłaby ją tchawicy, zostawiając po sobie tylko mokre strzępy. Jasne, może wrzucenie jej do wody nie było najbardziej subtelnym sposobem na zacieśnianie koleżeńskich więzi, ale Laira naprawdę nie spodziewała się, że ta dziewczyna będzie aż tak... drażliwa.
Westchnęła przeciągle, pozwalając ciężarowi ciała opaść z powrotem na wilgotny piach. Nawet nie próbowała się podnosić. Po co? Nie było sensu. Morska woda, chłodna i słona, leniwie obmywała jej nogi i biodra, przynosząc krótkotrwałą ulgę — jakby zmywała z niej nie tylko brud piachu, ale i napięcie po nieprzyjemnej wymianie spojrzeń. Na moment mogła zapomnieć, że ktoś właśnie patrzy na nią jak na wroga publicznego numer jeden.
Zamknęła oczy, czując, jak włosy przyklejają się do karku, a tkanina jej topu szeleści i obciera przy każdym głębszym oddechu. Sól zostawiała ślady na skórze, ale teraz — w tej jednej chwili — wszystko było cichsze. I chłodniejsze. I prawdziwsze.
— Może powinnam była po prostu zapytać, jak się czuje… — mruknęła pod nosem, dłubiąc palcem w piachu i z trudem próbując znaleźć choćby cień motywacji, żeby ruszyć swoje mokre, oblepione ziarenkami ciało z miejsca. — A najlepiej to przeprosić — dodała zaraz ciszej, jakby samo wypowiedzenie tych słów sprawiało jej fizyczny dyskomfort. Wzdychnęła ciężko.
Nie tego przecież chciała. Serio, ostatnia rzecz, jakiej potrzebowała do pełni szczęścia, to robić sobie wroga z tej uroczej, choć niebezpiecznie wkurwionej dziewczyny. Miała w sobie coś magnetycznego, coś, co mimo ich spięć, przyciągało Lairę z fascynującą intensywnością. A ona, jak ta idiotka, wrzuca ją do wody, jakby była jakimś bohaterem kiepskiego filmu młodzieżowego.
Przetarła dłonią twarz, czując, jak palce zostawiają wilgotne smugi z piaskiem na policzkach. Zmęczenie i poczucie winy wżerały się w nią powoli, jak sól w drobną ranę. Wpatrywała się w rozmytą linię horyzontu, próbując wymyślić, co dalej. Bo nawet jeśli Violet teraz szła przed siebie z miną, jakby zaraz miała podpalić cały obóz — to w głębi duszy Laira chciała za nią pobiec i po prostu... naprawić to.
Tylko jak się naprawia rzeczy, które psuje się impulsem?
Spojrzała pod siebie, gdzie między ziarnami mokrego piachu coś przykuło jej uwagę. Na wpół przezroczysty fioletowy kamień lśnił w porannym świetle jak mały kawałek czegoś magicznego. Tuż obok leżał kolejny — tym razem śmiesznie pomarańczowy, jakby ktoś pociął mandarynkę i zamknął ją w szkle. Laira zmarszczyła brwi, sięgając po oba znaleziska.
„Violet była córką tej... no, jak jej tam… Demeter?” — zamrugała, próbując przypomnieć sobie słowa Chejrona, które z entuzjazmem olewała. — „Nie, nie, głupia, przecież to ta od roślinek. Violet to... Hekate. Ta od wróżb, świec i całego tego łubudubu... magii.”
Zerknęła na kamienie w swojej dłoni, marszcząc brwi. „Dzieci Hekate chyba... lubią takie rzeczy? Kamienie? Symbole? Czarodziejskie bzdety?” — Skinęła sama sobie głową z przekonaniem. — „Na pewno. W najgorszym razie... i tak ładnie wyglądają.”
Podniosła się z piasku i zaczęła się otrzepywać, przy okazji rozglądając się za czymś jeszcze — i tak oto dostrzegła kilka drobnych polnych kwiatków rosnących nieopodal w cieniu wydmy. Fioletowo-białe, lekko pogięte, ale całkiem urocze. Zerwała kilka ostrożnie, z językiem wystawionym w skupieniu, jakby to była jakaś święta misja.
— Kamyki, kwiatki... — wymruczała do siebie, zaglądając jeszcze do torby. Jej wzrok padł na niedojedzoną tabliczkę białej czekolady. Westchnęła dramatycznie. — Poświęcenie dla większego dobra.
Zgarnęła wszystko w dłonie, tworząc z tego prowizoryczną „ofiarkę pojednawczą”, po czym ruszyła w stronę domku dzieci Hekate. Nie miała pojęcia, czy Violet w ogóle ją tam wpuści, a już na pewno nie wiedziała, co jej powie... ale przynajmniej będzie wyglądało, że się stara.
I, cholera, naprawdę się starała.
No… zapukała więc do drzwi, przystępując z nogi na nogę. Otworzył jej jakiś… ktoś. Z pewnością nie była to Violet a inna, drobna dziewczyna. Laira popatrzyła na nią z góry, czując się jak jakiś olbrzym.
— Um… hej. Jest Violet?
Dziewczyna uniosła brew, a tuż zaraz za nią pojawił się rudowłosy chłopak. Zmierzył córkę Hefajstosa od góry do dołu, śmiejąc się pod nosem.
— U-la-la… Violet masz gościa!
Laira zrobiła krok do tyłu, zmieszana nagłą obecnością dwójki nieznajomych. Rude włosy chłopaka, jego zbyt szeroki uśmieszek i ton głosu, który aż kapał od ironii (a przynajmniej w jej mniemaniu), sprawiły, że poczuła się jak totalna idiotka z bukietem zielska i garścią przypadkowych kamyków w rękach. Świetnie. Miała nadzieję na jakąś cichą, dramatycznie wzruszającą scenę pojednania, a tymczasem trafiła na domówkę albo… sabat. Albo jedno i drugie.
— Yyy, dzięki — mruknęła cicho, kompletnie nie wiedząc, co zrobić z rękami. Wcisnęła kwiatki pod pachę, a kamienie niebezpiecznie przesunęły się na skraju jej dłoni. — To nie takie “u-la-la” — dodała po chwili, już bardziej do siebie niż do kogokolwiek.
Dziewczyna, która otworzyła drzwi, przewróciła oczami i zniknęła gdzieś w środku, wołając:
— Violeeeet, twoja dziewczyna przyniosła ci... dary!
Zamieszanie z wnętrza domku było nie do pomylenia. Szuranie, jakby ktoś próbował ogarnąć bałagan w trzy sekundy, a potem znajome ciężkie kroki. W końcu w drzwiach stanęła Violet.
I wyglądała... różnie. Z jednej strony – lekko zaspana, z drugiej – jakby nie spała całą noc. Miała na sobie przydużą koszulkę z jakimś dziwnym symbolem, który pewnie miał jakieś magiczne znaczenie, ale dla Lairy wyglądał jak spleciony węzełek makaronu. Spojrzała najpierw na Lairę, potem na jej “prezenty”. Uniosła brew.
— To nie jest moja dziewczyna! — fuknęła, wychodząc na zewnątrz i zatrzaskując za sobą drzwi — Co to ma być?
— Przeprosiny — Laira rzuciła od razu, jakby próbowała uprzedzić reakcję. — W sensie… wiem, że cię wkurzyłam. I że to nie był najlepszy sposób na… cokolwiek. Ale nie chciałam, żebyś się czuła... źle. No. I… masz. — Wcisnęła jej w ręce wszystko naraz, w tym półroztopioną czekoladę.
Violet spojrzała na to wszystko, potem na nią. Na moment nic nie mówiła, a ta cisza zżerała Lairę od środka.

      Violcia?💜
──── 
[937 słów: Laira otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz