sobota, 5 kwietnia 2025

Od Kala CD Elianne — ,,Cherry flavoured conversation"

Poprzednie opowiadanie

ZIMA

Ludzie zawsze interesują się tym, co odczuwa druga osoba, bo myślą, że widzą tak wiele (praktycznie wszystko) i ich domysły są poprawne, a podkładanie innych osób pod szablony zachowań przypisanych do danej emocji stanowiło normę, a nie coś dziwnego i raczej niespotykanego (albo przypisywanego osobom ze spektrum autyzmu). Kal posługuje się za to kompletnie innym rozumowaniem, diametralnie inaczej podchodząc do tego typu spraw — jak ktoś będzie chciał mu coś powiedzieć, to mu to powie, a on nie będzie się komuś wpychać w prywatę.
Mimo tego nie jest w stanie winić Elianne za zadawanie pytań (nie wini, ale wciąż odczuwa pewien dyskomfort związany z byciem postawionym w nieszczególnie miłej sytuacji przyciśnięcia go do muru i zmuszenia do odpowiedzenia na pytanie zadane wprost). Koniec końców zniszczył jej ten dzień, a razem z tym pewnie długo planowane wyjście na miasto (czy to można uznać za randkę? Nie, żeby zaczynał popadać w jakąś paranoję, ale tak czysto teoretycznie, ale jak inaczej to nazwać?), nawet jeśli to jego urodziny i to on miał się z nich cieszyć. Spędzić je tak, jak chciał, bawiąc się wręcz przefantastycznie. Przynajmniej spodziewa się, że tego właśnie od niego oczekiwano, a on (jak zwykle zresztą) trochę zawalił, trochę popsuł i… pierwszy raz od dawna zabrakło mu języka w ustach. W sensie dosłownym. Nie wie, co powiedzieć, jak może delikatnie owinąć w jakiś ładny papierek słowa, których nie da się dobrze przedstawić i nieważne, jak on to zrobi, to i tak zostaną źle zrozumiane. O ile nie doda do nich czegoś, czego nie chce dodawać, bo wtedy to dla niego będzie za dużo do zniesienia. Na ten moment.
Najlepiej więc byłoby się nie odzywać (Elianne na pewno z ogromną ekscytacją powitałaby kolejny raz, gdy Kal wybiera ghosting zamiast normalnej rozmowy) i z największą chęcią to właśnie by zrobił — pokręciłby głową, ominął ją i zajął się swoimi sprawami, ale problem w tym, że tak właściwie nie ma zbyt wielu ,,swoich spraw” i zajęcie się nimi byłoby najzwyczajniej w świecie pretekstem do ponurych rozmyślań o swojej sytuacji. Oraz o tym, że Elianne pewnie go nienawidzi, przy okazji dopowie sobie kilka rzeczy, doda wszystkiemu dramaturgii i w ten sposób już nigdy się do nikogo nie odezwie, bo lepiej jest żyć bez ludzi, niż męczyć się z nimi i z ich niezrozumiałymi dla niego motywami.
Albo po prostu powinien przestać udawać przed sobą, że niczego nie rozumie.
Doskonale wie, co się dzieje. I nie podoba mu się to.
— To nie twoja wina — wypowiada proste słowa, które nie dają pożądanego efektu. Wypowiedziane bezbarwnym, znudzonym tonem przybierają inne znaczenie, znaczenie uwagi rzuconej wraz z akompaniamentem machnięcia ręką, niczego ważnego, powiedzianego tylko po to, żeby zostało powiedziane. Widzi to na twarzy Elianne, czuje jej zwątpienie, niepewność, zmartwienie i śladowe ilości irytacji. Obcowanie z taką mieszanką emocji jest dla niego pracą nad maleńkimi płytkami elektrycznymi, gdzie jedno bardziej odczuwalne drgnięcie ręki może sprawić, że przypadkowo przylutuje się niekompatybilne ze sobą elementy. — Serio. To tylko takie moje… taka moja rzecz. Złapałem doła. Miałem zjazd. Nie łączy się to z tobą w żadnym stopniu.
Ona wie, że on kłamie.
On też to bardzo dobrze wie.
— Wiesz, że zawsze możesz mi o wszystkim powiedzieć?
— Wiem.
— I wiesz, że się nie obrażę?
— Wiem.
,,To dlaczego mi tego nie mówisz?”
Cisza zalega pomiędzy nimi, ciężko osiada na ich ramionach i barki Kala mimowolnie trochę uginają się pod jej ciężarem. Rozmowy ewidentnie mu nie wychodzą, nawet te, które miały być miłe, różowe i słodkie. Obcowanie z ludźmi mu nie wychodzi. Nie panuje nad tym, wszystko wymyka mu się z rąk i rozsypuje u stóp, a on nie wie, co robi źle. Może po prostu do siebie nie pasują? Może nie powinien wchodzić w przyjaźń, której nie potrafi utrzymać?
Tylko ile już było przyjaźni, których nie utrzymał?
— To… cześć — żegna się niezręcznie, z rękoma wbitymi w kieszenie płaszcza. Wymuszony uśmiech kontrastuje ze smutnymi oczami. Kal spycha wszystkie odczuwalne bodźce w tył, na boki, żeby zostawić sobie przestrzeń na własne myśli, a nie na bombardujące go emocje, sygnały, żeby się zatrzymał, żeby wszystko na spokojnie wytłumaczył, pogodził się sam ze sobą i nikogo więcej nie martwił. Nie robi tego, oczywiście, że nie robi.
Nagle jedynym, co powstrzymuje go od wrzeszczenia w przestrzeń, staje się ból, który sam sobie sprawia.
Może jednak wrzask nikomu by nie zaszkodził. 

 *

 
— I zamierzasz jej tak unikać? — Tym pytaniem Mischa wyraża szczyt swojego jakiegokolwiek zainteresowania historią Kala (całkowicie zignorowała istotę problemu). — Znowu?
— Znaczy, chodzi o to, że… — Nie dane jest mu dokończyć, bo najwyraźniej Mischa nie chce go nawet słuchać. Nie chce go dłużej słuchać.
— Że odsuwasz od siebie wszystkie osoby, z którymi zaczynasz nawiązywać głębszą relację, chyba że one się do ciebie przykleją i postanowią się nigdy nie odklejać? — Obydwoje wiedzą, że mówi o sobie i z jakiegoś powodu sprawia to, że Kal zaczyna odczuwać wyrzuty sumienia. Gdyby tylko on był winny temu, że najwyraźniej jest aspołecznym wyrzutkiem, który nie potrafi się socjalizować! Zerka na Mischą kątem oka: jeśli jej blade oczy mogłyby wyrażać bezgraniczną złość, to właśnie by to robiły. Pomijając to, że Kal wcale nie potrzebuje oczu, żeby wiedzieć, co czuje Mischa. I że go ocenia, a ta ocena nie wypada dobrze.
— Okej, wiem, wszystko robię źle…
— Bo co, bo boisz się, że jak ktoś cię zobaczy bez makijażu, to nagle cię znienawidzi?
— Jeżeli to miało mnie zaboleć, to muszę cię rozczarować — prycha Kal, lekko podnosząc głos. — Nie rozumiesz, że zanim ludzie dostrzegą we mnie człowieka, to widzą tylko postać wyjętą z magazynu o modzie i mają dokładnie takie same oczekiwania wobec mnie, jak wobec lalki Barbie.
— To ty sobie takie myślenie wbiłeś do głowy, bo nikt normalny nie patrzy na drugiego człowieka w taki sposób. Jesteś jak te wszystkie konie z klapkami na oczach, które patrzą tylko przed siebie i nie widzą żadnej innej drogi — rzuca oskarżycielsko. — Przestań w końcu zgrywać niedostępnego, bo wszystkim się to prędzej czy później znudzi.
— Nie zgrywam niedostępnego.
— To przestań sam kreować się na lalkę i zacznij być człowiekiem.
— Nie pomagasz.
Mischa wzrusza ramionami, zsuwa się na ziemię i ustawia pionki w wyjściowej pozycji na dawno porzuconej planszy.
— Pomogę ci naprawdę, jeśli dasz mi wygrać.
— Nigdy nie zaakceptujesz tego, że po prostu nie potrafisz grać w warcaby. 

  Koniec wątku Kala i Elianne 
───
 [1025 słów: Kal otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz