Bar pokrywał przyjemny półmrok, a tam i ówdzie rozbłyskiwały delikatne, żółte smugi światła. Było późno, więc ludzie powoli zbierali się do wyjścia, zataczając i przytrzymując ścian, bo po kilku wypitych drinkach zapominali, jak chodzi się prosto. Artem czyścił szklanki, pocierając błyszczące szkło miękką szmatką z mikrofibry. Nie zwrócił uwagi, kiedy do środka wszedł ktoś nowy, stukając butami o posklejaną słodkimi napojami podłogę.
Odłożył szklankę ze smukłą szyjką na bok i chwycił kolejną, grubszą, w której zazwyczaj podawano standardowe whisky z lodem. Kątem oka spoglądał na obłożony brudnymi naczyniami zlew, dalej ignorując gościa, który przysiadł przed samym barem, i zapewne wpatrywał mu się teraz w plecy, denerwująco stukając palcami o drewniany blat.
Odwrócił się i niemal nie wypuścił z dłoni szklanki, którą właśnie starannie wycierał (do połysku), ale szybko się opamiętał, odłożywszy naczynie na bok. Zmarszczył brwi, wydął usta w grymasie i cicho prychnął pod nosem niczym obrażone dziecko.
Edgar siedział tuż przed nim, tak samo zszokowany, co on, bo najwyraźniej nie zakładał, że znowu się spotkają; a jednak nie uciekł, tylko podszedł bliżej, nachylając się, by sprawdzić, co Artem trzyma na swoim blacie roboczym.
— Nie dasz mi żyć, co? — mruknął cynicznie, ściskając w dłoni szmatkę. Niebieski materiał wyginał się w przeróżne strony, jakby chciał tym coś zasugerować policjantowi. — Czego chcesz?
Już nie próbował wyganiać natarczywego policjanta, godząc się, z tym że jest to niemożliwe do wykonania. Postanowił dać mu szansę i posłuchać, co ma do powiedzenia, bo wyglądał na zmartwionego, a cień pokrywał połowę jego twarzy — co Artem zdążył nauczyć się rozpoznawać już dawno temu — dlatego szybko pojął, że nie przyszedł tutaj bez powodu.
Edgar odchylił głowę do tyłu, wzdychając tak głośno, jakby był umierającym zwierzęciem i zaraz powrócił wzrokiem na twarz byłego przyjaciela. Patrzył na poirytowaną twarz Rosjanina zdecydowanie za długo, testując cierpliwość mężczyzny.
— Nalejesz mi czegoś? — zapytał, pomijając na razie odpowiedź na zadane pytanie. Wodził wzrokiem po barku, patrząc na wywieszone na ścianie butelki z alkoholowymi napojami. Jejgo szczególną uwagę zwróciło bardzo drogie wino, które najwyraźniej pojawiło się tutaj od niedawna, bo wcześniej nie zdobiło tej etanolowej ścianki.
— Już mnie wkurwiasz — bąknął, ale odwrócił się, złapał za jedną butelkę z wódką i zaczął tworzyć drinka specjalnie dla Edgara, nie szczędząc przy tym alkoholu.
— Czego chcesz? — powtórzył, podsuwając policjantowi szklankę z zielonym napojem. Kwaskowatość biła od tego z daleka.
Edgar najpierw sięgnął po drinka, upił parę małych, skromnych łyczków i się uśmiechnął. Nie był to uśmiech, który Artem znał. Należał do czegoś potwornego, co zabrało mu Edgara i wlazło w jego skórę. Czuł nijakie obrzydzenie, ale także złość, kiedy teraz patrzył na dawnego przyjaciela.
— Chuj mnie obchodzi, co masz do powiedzenia, ale — wygrzebał z kieszeni spodni podrabianą odznakę i wysunął rękę ze złotą pieczątką ku Artemowi — musisz mi pomóc.
Prychnął śmiechem w odpowiedzi. Nic go w ostatnim czasie tak nie rozbawiło, jak nabuzowany Edgar, siedzący w barze i pokazujący mu odznakę, która nawet w najmniejszym stopniu nie wyglądała na oryginalną. Złapał za złotą blaszkę i uniósł rękę tak wysoko, jak tylko mógł, by policjant nie mógł jej odebrać z powrotem.
— Ty jesteś, kurwa, poważny? — żachnął się, patrząc wściekle na Edgara. Siedzący naprzeciwko niego policjant wypił już swojego drinka i wyglądał, jakby czekał na następnego. — Komu to chciałeś pokazać? Znam cię całe zasrane dwa lata, żeby wiedzieć, kiedy wyciągasz podrabianą blachę.
Edgar syknął, zaciskając palce na chłodnej szklance. Artem w tym czasie wcisnął odznakę do kieszeni spodni i zabrał od niego puste naczynie.
— Spierdalaj stąd. W niczym ci nie będę pomagać.
Złość i determinacja nie chciała zejść z twarzy Edgara. Właściwie wyglądał na jeszcze bardziej nabuzowanego, pewnego siebie i gotowego, by zrobić wszystko, aby zyskać pomoc Artema; bo mimo wszystko był jedyną osobą, która mogła stanąć po jego stronie i pomóc mu rozwiązać to cholerne morderstwo, chociaż w duchu błagał, by chciał się w to plątać.
— Dalej jesteś podejrzanym — przypomniał, jakby ten jeden szczegół miał cokolwiek zmienić — i nie zawaham się strzelić ci w łeb.
Złapał się teatralne, wręcz dramatycznie, za pasek od spodni, przy którym nosił przypiętą kaburę na pistolet i złowieszczo uśmiechnął się do Artema.
— Wyjebali cię z pracy? — prychnął niespodziewanie, kiedy Edgar nie wyciągnął żadnej broni palnej, ale dalej zgrywał kogoś, kto takową posiada. — Gdzie są twoje rzeczy?
Uniósł brwi w zdziwieniu, bo spodziewał się, że policjant zaraz przyciśnie mu chłodną lufę do czoła i zacznie bronić, ale nic takiego się nie stało.
— Nalej mi jeszcze. — Machnął ręką i poprawił się na siedzeniu. Oparł łokieć o drewniany blat i znowu uciekał wzrokiem wszędzie, byleby nie patrzeć na plecy Artema, kiedy ten zaczął przygotowywać następnego drinka. Już mocniejszego.
— Chcę ci powiedzieć, że jesteś największą kurwą, jaką znam — przysunął pustą szklankę do klienta — i chciałbym, żebyś stąd zaraz wypierdalał.
— Nigdzie nie pójdę.
— Słuchaj, gówno mnie obchodzi, co się stało i dlaczego tutaj jesteś. — Nachylił się ku niejmu. — Ma cię zaraz tutaj nie być.
Edgar zacisnął wargi w wąską linię, wypił drinka i zaraz poprosił o następnego, przyrzekając, że po tym już wyjdzie z baru i przestanie zatruwać Artemowi życie; ale prawdą był fakt, że Edgar nie wyjdzie, dopóki były przyjaciel nie pomoże mu z tą sprawą i nie udostępni miejsca, w którym znaleźli martwego chłopaka.
Oczy policjanta zaczynały latać już na wszystkie strony, a zawadiacki uśmiech nie schodził jejmu z ust nawet na chwilę.
— Pierdolę to wszystko — bełkotał. — Pomóż mi, do kurwy jasnej!
Artem odłożył świeżo umytą szklankę z powrotem do zlewu i z westchnięciem spojrzał na Edgara. Przestał mu przez moment podawać alkoholowe trunki i zaczął denerwować się jego obecnością, prawie tak, jakby nie wkurwiało to Rosjanina od dobrych czterdziestu minut. Teraz wkurwiało go to wybitnie.
Podszedł do barku, przy którym siedział policjant, nachylił się i złapał za jego rozpięty kołnierz koszuli.
— Wyjdziesz stąd w końcu? — warknął, a dłoń, którą zaciskał na skrawku materiału, zadrżała. Czuł przepływające przez ręce nieprzyjemne impulsy, które raczej nie zwiastowały osiągnięcia wiecznego spokoju albo wkroczenia na właściwą ścieżkę medytacyjną. Wskazywały raczej na taką złość, której nie chciał teraz spuszczać ze smyczy, bo w najgorszym wypadku zabiłby Edgara i zniszczył połowę cennego alkoholu.
— Muszę zobaczyć to miejsce.
— Jakie miejsce?
— Gdzie go znaleziono. — Zacisnął słabo dłoń na nadgarstku Artema. — Ten cwel…
Artem rozumiał średnio co drugie słowo, bo Edgar w stanie nietrzeźwości nie panował nad swoim brytyjskim akcentem i bełkotał w taki sposób, że nie zrozumiałby go nawet native speaker.
— Masz pięć minut. — Puścił skrawek koszuli młodego policjanta. — I po tych pięciu minutach ma cię tutaj nie być.
— Nienawidzę cię. — Odepchnął dłoń Artema i zsunął się z krzesła. — Pokaż mi to miejsce.
— Może jeszcze frytki do tego, mała dziwko?
— Dlaczego tak do mnie mówisz? — Odwrócił się gwałtownie, kiedy Artem wyszedł zza barku i stanął obok niego. — Cofnij to. — Wbił palec wskazujący w klatkę piersiową mężczyzny i postukał nim kilka razy o żebra, bełkocząc, ni do siebie, ni do niego „cofnij to, cofnij to, cofnij to”.
— Jak ty chcesz cokolwiek zrobić w takim stanie? — Odsunął się poirytowany i wyminął Edgara, by poprowadzić go do miejsca zbrodni. Wszystko zostało już uprzątnięte w zeszłym tygodniu, ale najwyraźniej młodego policjanta to nie obchodziło (albo był też zbyt nietrzeźwy, aby o tym myśleć).
— Dam ci dodatkowe pięć minut, bo… — Edgar oparł się z wysiłkiem o najbliższy stolik. Przetarł otwartą dłonią czoło. — Nieważne. Powiedz mi, czego szukasz, a poszukam tego za ciebie. W takim tempie nie wyjdziesz stąd do rana. — Kucnął przy ścianie, przy której znaleziono nastolatka i czekał, aż Edgar zbierze się w sobie i wytłumaczy, co właściwie chce tutaj odnaleźć.
Edgar?
────
[1221 słów: Artem otrzymuje 12 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz