Późną nocą oświetloną blaskiem pełni księżyca, Violet kroczyła zadumana spacerkiem do swojej pieczary, dzierżąc w dłoniach instrument swych przyjaciół - Sony, który miała ochotę oddać w ich ręce w trybie pilnym, gdyż ta tykająca bomba przywoływała zbyt dużo wspomnień sprzed około dwóch godzin, pędzących po jej głowie, niczym tornado, w którym dawno zgubiła swoją orientację w aktualnych wydarzeniach. Za żadne skarby nie potrafiła ich ogarnąć; nie przetrawiła jeszcze gorzkich słów, które poleciały w jej stronę. To wspomnienie było jak puzzle, które wciąż musiała poskładać, aby mieć pełny obraz tego, co się niedawno wydarzyło.
Usiadła dopiero na schodach od ganku domu dzieci Hekate i zaczęła składać kawałki szkła, którym pocięła swoje wiecznie płaczące serce. Odłożyła ostrożnie gitarę od znajomego apollątka i wzięła głęboki wdech, patrząc pusto przed siebie, widząc totalne zero; osłonę nocy, a także żadnej wizji przyszłości, a przynajmniej na tą chwilę. Dlaczego? Otóż, zdała sobie sprawę, iż nie pozbiera się tak szybko. Nie miała bladego pojęcia, co zrobić z takowym odrzuceniem.
Z kolejnym wdechem przywołała łzy, które czekały na wypłynięcie od jakiegoś czasu. Wcześniej nie chciała sobie pozwolić na emocje, jednak kiedy wreszcie została sama ze sobą, para puściła od rozgrzanych emocji. Potrzebowała tego, aby mogła zdać sobie sprawę, co właściwie narobiła. W wielkim skrócie:
Poszła na tą cholerną integrację. Jednocześnie była podekstytowana, ale i pełna obaw o rozwój wydarzeń między nią, a jej sympatią - Audrey. Właściwie, wzięła gitarę i zagrała na niej na prośbę wyluzowanej kierowniczki, dzięki czemu inicjacja planu wyszła naturalnie. Stresowała się swoją grą, choć dostała wiele pochwał, że poszło jej dość płynnie jak na początkującą osobę, na co Violet reagowała skromnie. Doceniała również dobre rady i… właściwie, wyszła z tego bardzo komfortowa rozmowa. Jedynie Aubrey, której właśnie Violet chciała zaimponować, nie odezwała się ani słowem. Dziewczyna siedziała skulona, uśmiechając się nieśmiało. Potem czarodziejce przypomniały się jakieś losowe rozmowy o instrumentach, ukrytych talentach i o wszystkim innym, co można zainicjować tak jak ona, jednak pamiętała je jak przez mgłę; nawet jeśli w nich aktywnie uczestniczyła to nie były istotne. Czekała na okazję do porozmawiania z blondynką. Pamiętała to przeczucie; te łańcuchy niepokoju, które ściskały bezlitośnie jej koleżankę wokół ramion. Potrafiła wyczuć takie rzeczy jako półbóg. Kiedy mogły wreszcie porozmawiać na uboczu, wszystko się posypało. Violet zaczęła od pytania o zabawę, oczywiście Audrey dobrze skłamała. Jedna wyraziła troskę, druga znów skłamała, uśmiechając się niezręcznie. Jedna inicjowała luźne tematy, druga odpowiadała tak krótko, że Violet musiała co sekundę zmieniać taktykę. Pewnie mogłaby coś zdziałać z pomocą magii, mgły, ale to nie było takie proste. Znana jej była iluzja, czaromowa, lecz zabawa uczuciami nie leżała w jej etyce, zatem było to coś, co preferowała ogarnąć sama, bez pomocy swoich mocy. Nie chciała jej zmuszać do mówienia, ani do zauroczenia się w niej. Nawet, jeśli rozmowa się nie kleiła. Violet musiała spróbować prosto z mostu…
W myślach półbogini pojawił się ostatni puzzel do układanki - dokładnie ten, który ją rozbił na kawałki. Zapytała niewinnie, czy podobał jej się “koncert”. “Dziwne, że taka profesjonalistka jak ty się nie wypowiedziała”, zażartowała. Audrey spuściła głowę w dół, zgaszając fałszywe emocje z twarzy. “Ja wiem o wszystkim”, powiedziała tajemniczo, choć sama nie potrafiła znaleźć wygody w tej rozmowie. Violet była zmieszana, nie rozumiejąc, co dokładnie ma na myśli. Wszystko wyjaśniła: słyszała o jej zauroczeniu; wiedziała, że specjalnie brała lekcje dla niej; że jej przykro, ale nie czuje tego samego; padły jeszcze jakieś nic nie warte pocieszające teksty, w które córka Hekate nie wierzyła. Skończyły na przeprosinach i nie rozmawiały ze sobą przez resztę wieczoru. Wszystko było okej… pomogła jej w tym słodka, magiczna iluzja.
Trzymała te emocje na łańcuchu; emocje, nad którymi zazwyczaj ma panowanie. Ale są takie sytuacje, kiedy nie wystarcza jej na to energii. Najlepsze było to, że nie zraniło jej odrzucenie Audrey, ale samo wycieńczenie bycia samą, bez krzty bliskości. Uwięziona w bryle lodu bez nadziei na iskierkę ciepła. Znów niewidzialne ręce ścisnęły jej gardło, zmuszając ją do wydania niemego krzyku. Bezsilność przyniosła jej dreszcze, które przeszły boleśnie po jej ciele. Może było coś w nim nie tak? W budowie ciała? Jej twarzy? A może miała paskudny charakter? A może wszystko? Czy mogłaby być kimś innym? Wiele pytań, wiele myśli, jedno wielkie tornado emocji. Wiele prawd, z którymi nie potrafiła sobie poradzić. Przeżywała zawody inną orientacją swoich zauroczeń, ale ten pierwszy raz Violet miała szansę u dziewczyny, która nie patrzyła na jej płeć i…skopała. Gorycz wylała się z czary.
A ona tylko nie chce być sama.
***
Po bezsennej nocy udała się do miejsca pracy, aby wziąć urlop na jakiś czas. Steph była wyrozumiała, nawet jeśli Viola nie wyjaśniła wszystkiego. Wystarczyło, że powiedziała, że musi odpocząć, co właściwie było prawdą. Potrzebowała odetchnąć, przepracować emocje. Przy okazji dowiedziała się, że Audrey złożyła wypowiedzenie. Nie dowiedziała się jednak dlaczego. Mimo iż nie zrobiła nic złego, od razu pomyślała o sytuacji z dnia poprzedniego. Czy Audrey czuła się z nią niekomfortowo? Nigdy się nie dowie, za to będzie ją dręczyć świadomość, że była bardzo negatywnym elementem czyjegoś życia; na tyle, że ten ktoś musiał złożyć wypowiedzenie. Kolejny powód do nienawiści swojej własnej osoby.
Po powrocie do Obozu, Sony wparowało niczym huragan w jej przestrzeń osobistą i zaczął skakać podekstytowane, bombardując pytaniami ostatni wieczór. Violet wręczyła jenu gitarę, którą pożyczyła od nich wcześniej. Nie miała serca powiedzieć prawdy Sony. Jego wysiłek miał pójść na marne? Przełknęła ślinę i powiedziała niepewnie, ostrożnie dobierając słowa.
— J-Ja… eh… Okazało się, że jest zajęta. Ale chyba jej się podobało… — skłamała. Właściwie, nie chciała o tym rozmawiać. Mimo wszystko dziękuję za wszystkie lekcje. Może jeszcze się przydadzą…
Nagle ramiona Sony uwiesiły się na jej szyi, wydając z siebie zawiedziony jęk.
— Jeju, tak mi przykro…
Violet milczała. Gdyby jej przyjaciel (chyba mogła ich tak nazwać?) nie rzucił się na czułego przytulasa, znowu wybuchłaby płaczem. Nagle jenu ręka powędrowała w kierunku jej dłoni i chwyciła ją porywczo. Sony zerwało się z miejsca i pociągnęło czarodziejkę za sobą.
— Mam pomysł, ale musisz mi zaufać!
— Dokąd idziemy?
— Zobaczysz!
Chyba nie miała innego wyjścia, niż pójść za nimi, słuchać ich nieskończonwgo gadania o wszystkim i niczym oraz po prostu zaufania im.
Sony?
────
[1003 słowa: Violet otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz