sobota, 19 kwietnia 2025

Od Quinn — „Buzzcut Season"

TW: misgendering, dysforia, toksyczny związek

“Kurwa”
Tylko tyle i aż tyle byli w stanie z siebie wyrzucić, trzymając brzęczącą maszynkę w dłoni, która chyba była rozkręcona na zbyt mocne obroty, bo dygotała tak, jakby miała się właśnie rozlecieć w drobny mak a wszystkie śrubki rozpierzchnąć po łazience. Już dawno nie czuli się aż tak zrezygnowani i pokonani, bo jednak ile można powtarzać komuś, że z czymś ci niekomfortowo? Że nie chcesz używać słodkich, kwiatowych perfum, które wręcz jebały lawendą czy zapuszczać długich włosów.
Właśnie, włosy. Zawsze były trochę dłuższe, nie na tyle, że sięgały im ramion, jednak na tyle, że mogli zrobić z nich krótką kitkę, gdy tego było trzeba. Teraz jednak? Były długie, paskudnie długie, wręcz sięgały im do ramion, a gdy tylko półboże widziało swoje odbicie w lustrze - miało ochotę wydrapać sobie oczy i wyć niczym zwierzę w klatce.
Gardło Quinn było ściśnięte, jakby ktoś założył na nim dławik i szarpał za tą smycz, bawiąc się w jakiegoś pierdolonego sadystę; do tego rozmazany eyeliner i ubrudzone tuszem policzki tylko zdradzały, że mieli za sobą sesję ryczenia w poduszkę, którą swoją drogą musieliby wyprać.
Jeszcze ten tekst, że powinni bardziej jak kobieta się ubierać. Pierdolenie. Będą ubierali się tak, jak chcą i nic jej do tego. Szczerze powiedziawszy, to Quinn mieli ochotę śmiać się, widząc własne odbicie i to, jak żałośnie wyglądają - jakim żenującym człowiekiem są. Ktoś traktował ich źle, zmuszał do bycia kimś, kim nie są a oni co? Zamiast iść w cholerę to trwali przy Ashley niczym wierny kundel, który cieszy się na widok swojego właściciela, chociaż chwilę temu był katowany pasem. I w imię czego? Chwili czułości? Słodkich pocałunków?
Czy może strachu, że ponownie zostaną sami, bez tego dotyku, do którego tak lgnęli niczym ćma do lampy elektrycznej palącej jej skrzydła?
Cóż, to było prawdopodobne.
Ilekroć zbierali się na odwagę, by uciąć ten cały cyrk; zamknąć go i zakończyć własne cierpienie to… Ashley brała ich twarz w dłonie, całując czule i słodko jakby to była ostatnia rzecz, którą ma zrobić przed śmiercią. A Quinn pozwalali jej, oddawali się w pełni, pogłębiając pocałunek i ściskając ich ciała razem, błagając, tylko by ta chwila trwała jak najdłużej. Tak, jakby ta desperacja i tonięcie w dotyku ciepłych dłoni było modlitwą, która nie chce się zakończyć.
I może dlatego tak bardzo, jak nienawidzili tej relacji, tak bardzo brzydzili się też sami siebie? Może świadomość, że kogoś wykorzystują, bo przecież robili to też dla własnych korzyści, usprawiedliwiała w jakiś sposób to, jak są traktowani? Nie ważne, ilekroć ich żołądek wywracał się na lewą stronę, widząc swoje pomalowane szminką usta w lustrze.
Tak, jakby uważali, że jest to transakcja wiązana, a cierpienie było jej częścią. Nie byli przecież święci.
Oni dają się kontrolować Ashley, pozwalając traktować się niczym szmacianą lalkę, którą można ubierać i czesać na wszelkie sposoby, byleby tylko w ramach rekompensaty uzyskać ochłapy; nędzne gesty czułości i te słodkie, pachnące letnim powietrzem pocałunki. Jednak jak bardzo spragnionym tego wszystkiego trzeba być, by dawać się tak wykorzystywać?
Odpowiedź jest prosta: bardzo.
A Quinn było bardzo spragnione; niczym wędrowiec, który przeszedł właśnie przez pustkowia Kairu, jak zwierzę dopuszczone do miski z wodą podczas upalnej suszy.
Brzęcząca maszynka poszła w ruch wraz z kilkoma syknięciami a także i przekleństwami. Tu za krótko, tu za długo… Quinn nie było fryzjerem, jednakże jednego byli pewni - nie ma chuja, że wytrzymają kolejną dobę z długimi włosami. Z chorą wręcz satysfakcją obserwowali, jak złote loki opadają na płytki oraz umywalkę a ciężar powoli znika.
Tak, jakby na moment odzyskali panowanie nad sobą.
Im bliżej skóry, tym lepiej. Jedno pociągnięcie za drugim.
Nareszcie, mogli wyłączyć urządzenie; nie była to mistrzowska fryzura, jednakże widząc swoje krótkie włosy, dosłownie niewiele dłuższe od przysłowiowego “na zapałkę”, zaczęli płakać.
Z tej cholernej, czystej niczym u małego dziecka radości. Jakby właśnie na nowo mogli oddychać, dotykali ostrożnie swojej głowy, nie wierząc w to, co właśnie zrobili.
A mimo to - dowody leżały tuż pod nimi, u ich stóp, na umywalce, przyczepione do koszulki czy na ramionach. Wszędzie, gdzie tylko nie spojrzeli, widzieli znaki ich odwagi, że nareszcie zdecydowali się postawić, oddychać głośniej a przede wszystkim - samemu.
Na ich ustach malował się słodki, niczym ambrozja nektar a z ust padało zapętlone, siarczyste zdanie:
— Pierdol się, Ashley.
I choć wiedzieli, że znowu ulegną, gdy ta ich pocałuje, gdy poczują na swoich policzkach jej dłonie to na ten moment, uderzenie serca, dobrze było wziąć wdech pełną piersią.

──── 
[725 słów: Quinn otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz