Chyba miała problem.
Nie z używkami.
Raczej — z samą sobą.
Patrzenie w lustro wywoływało w niej mimowolny odruch wymiotny. Z każdą chwilą, z każdym mijającym dniem, coraz trudniej było jej dostrzec w sobie tę wartościową osobę, za którą — jeszcze nie tak dawno — się uważała.
Chociaż… czy na pewno?
Czy kiedykolwiek naprawdę wierzyła w swoją wartość? A może jej poczucie własnej wartości od początku opierało się tylko na tym, ile mogła dać w związku? Ile była w stanie poświęcić dla drugiej osoby, by poczuć, że zasługuje na miłość?
I choć próbowała wielokrotnie — zagłuszała wspomnienia muzyką, zanurzała się w książkach, wypierała myśli kolejnymi kieliszkami wina — one i tak ją doganiały. Bez ostrzeżenia, bez litości. Wpadały do głowy z siłą pocisku, rozrywając umysł od środka, trafiając prosto w miejsce, które dopiero co zaczęło się zasklepiać.
Jej oddech był ciężki, urywany, jakby każdy wdech był próbą przetrwania, a nie naturalnym odruchem. Krtań miała ściśniętą, jakby ktoś niewidzialny zawiązał wokół niej sznurek i z każdą chwilą zaciskał go mocniej.
Gorzkie łzy spadały jedna po drugiej na dywan, tworząc ciemne plamy na szarym włosiu — małe dowody wielkiego cierpienia, które wylewało się z niej powoli, bez końca.
Gdzieś niedaleko niej, obrócona na bok, leżała pusta butelka po winie. Kilka ostatnich kropli skapnęło na świeżo umyte panele, zostawiając purpurową smugę, która z każdą minutą wsiąkała coraz głębiej w drewno. Obok niej leżał przewrócony kieliszek — szkło było nietknięte, ale jego cichy upadek, którego nawet nie zauważyła, był jak ostatni akord tej nocnej symfonii rozpaczy.
W powietrzu unosił się lekki zapach alkoholu i wina z nutą starego lakieru do paznokci. Jedynym dźwiękiem w pomieszczeniu była cisza — gęsta, przytłaczająca, jakby ściany oddychały razem z nią, w tym samym rytmie bólu i zmęczenia
Nadal pamiętała ciepło dłoni dotykających jej ciała — jak palce, ledwo muskając skórę, przesuwały się po ustach w romantycznym, pełnym czułości geście, który zdawał się zatrzymywać czas.
Pamiętała pocałunki, które, jeden po drugim, z początku delikatne i nieśmiałe, z każdą chwilą stawały się coraz bardziej zachłanne — pełne głodu bliskości, pragnienia, które paliło od środka.
Pamiętała zapętlone „kocham cię”, ciche i drżące, odbijające się echem od ścian ciemnego pokoju, w którym jedynym źródłem światła były migoczące lampki i płomienie świec, rzucające na ściany tańczące cienie.
W powietrzu unosił się słodki, ciężki zapach piwonii stojących w szklanym wazonie przy łóżku — ich płatki, lekko zwiędnięte, przypominały jej o tym, jak nawet najpiękniejsze rzeczy przemijają. Każdy szczegół tej nocy pozostał w niej jak wyryty; ciepło skóry, dreszcz przebiegający po karku, szelest prześcieradła, nierówny oddech. Był to moment, który miał trwać wiecznie — a jednak, jak wszystko, co dobre, rozpadł się w ciszy, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienie, które bolało bardziej z każdym kolejnym dniem.
Wspomnienie ulotne, niczym sen czy marzenie, które za każdym razem, gdy tylko odważyła się je przywołać, roztrzaskiwało się o chłód rzeczywistości jak szkło spadające na marmurową posadzkę.
Tęskniła — a tęsknota ta była jak echo czegoś, co mogłoby być, lecz nigdy nie miało szansy w pełni zaistnieć. Była jednym z tych ludzkich odruchów, które przypominały jej, że wciąż potrafi czuć. Że mimo pozornej obojętności nadal pragnie bliskości — nie tej chwilowej, przelotnej, zamkniętej w jednej nocy, lecz prawdziwej, codziennej. Tej trwałej, rozpisanej na wspólne dni i noce, na tygodnie, miesiące, a najlepiej… lata.
Ale strach…
Strach był zbyt silny. Wypełniał jej płuca niczym gęsty dym, odbierając zdolność do swobodnego oddechu. Paraliżował każdy gest, każde wyznanie, każdy impuls, który mógłby prowadzić do zbliżenia.
Nie chciała znów cierpieć. Nie chciała po raz kolejny próbować sklejać serca na nowo, zbierając po kawałku coś, co tak łatwo może się rozsypać.
„Nigdy więcej” — przysięgła sobie wtedy, łkając po raz kolejny nad rozmazanym zdjęciem, które z każdym spojrzeniem bolało mocniej. Zdjęciem osoby, od której chciała kiedyś usłyszeć sakramentalne „tak” — a usłyszała jedynie milczenie. Pierścionek z peridotem i drobnymi diamentami wciąż leżał w małym, welurowym pudełku, ustawiony starannie na szafce obok telewizora — jakby wciąż czekał na swoją szansę, na moment, który nigdy nie nadszedł. Nieodpakowany, przewiązany wstążką w kolorze głębokiej zieleni, z dołączonym listem, na którego kartkach Isha wylała swoje serce. Każde słowo było tam przesiąknięte uczuciem, drżące i niepewne, jakby bała się, że miłość, którą tak skrzętnie zamknęła między wersami, wyparuje, jeśli tylko zbyt długo będzie ją trzymać w dłoniach.
„Póki śmierć nas nie rozłączy” — brzmiało dla Ishy absurdalnie, wręcz abstrakcyjnie.
Szeptała te słowa bezgłośnie, z ustami poruszającymi się w rytmie serca, które bolało tak bardzo, jakby każda sylaba rozdzierała je od środka. Jej opuszki nadal dotykały policzków, jakby próbując przypomnieć sobie czyjś dotyk. Kciuk powoli gładził skórę, rozmazując łzy, które spadały nieprzerwanie, jedna po drugiej.
To był jej ostatni, desperacki gest — próba przywołania choćby cienia bliskości, która tak boleśnie zniknęła; pozostawiając za sobą dziurę, której nie miała sił na nowo wypełnić.
I choćby na ten jeden moment, jedno uderzenie zbolałego serca, Isha znów żałośnie pragnęła poczuć to ciepło, które wymknęło się spomiędzy jej palców niczym ziarenka piasku — zbyt delikatne, by je zatrzymać, zbyt ulotne, by mogła je zatrzymać na dłużej. Pozostało jedynie wspomnieniem chwili, którą mogła odznaczyć w kalendarzu jak zapomniane święto, kiedyś ważne, teraz bolesne.
Zaczerwienione od płaczu oczy wpatrzone były nieruchomo w sufit; nie mrugała, przyzwyczajona już do ciemności, która otulała ją jak gruby, duszny koc. Co jakiś czas jednak przymykała powieki, gdy opuszkami palców wodziła delikatnie po swoim policzku — gestem tak łagodnym, jakby próbowała odtworzyć dotyk kogoś, kto powinien tu być.
Kogoś, kogo potrzebowała bardziej niż powietrza.
Kogoś, o kim mogła już tylko śnić.
“There is no life I know. To compare with pure imagination”
────
[900 słów: Isha otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz