Po słodyczy przychodzi gorycz.
Och, wszyscy przodkowie, jak bardzo pragnęła, żeby to przysłowie, które kiedyś, dawno temu, powiedziała jej Nonna, okazało się fałszywe.
Liścik na blacie kuchennym—choć „liścik” to może za mało powiedziane. Raczej list, cholerna epopeja, przyduszony pustą, kwadratową szklanką, z której wciąż śmierdziało colą i rumem. Skrzywiła się. A więc jednak. Spakowała swoje graty i odeszła.
Cóż, przynajmniej jeden problem miała z głowy. Nie musiała już bujać się z wyrzucaniem jej rzeczy, co pewnie skończyłoby się śmieciowym armagedonem na całym piętrze. A wojna z sąsiadami to ostatnie, czego teraz potrzebowała.
Znała ją dobrze. Wiedziała, jaki bałagan mogła zostawić po sobie jej ex. Isha nie miała wątpliwości, że wyprowadzka musiała być huczna — znając tę durną pizdę, pewnie zrobiła z tego wydarzenia spektakl. Ciekawe, czy coś jej ukradła. Może tego złotego żółwia, który pod skorupą miał skrytkę na biżuterię? Musiała to później sprawdzić…
Zmęczenie po pracy było przytłaczające, powieki same się zamykały, powoli odcinając ją od świadomej rzeczywistości. Chciała jednak posprzątać. Jutrzejszy dzień miała wolny i nie zamierzała spędzić go na przerzucaniu ubrań rozrzuconych po pokoju czy sprzątaniu szkła z rozbitej ramki.
Och… no tak. Ramki.
Większość z nich leżała na dywanie, szkło pokruszone, drewno połamane. Jej twarz została wycięta ze zdjęć. Na niektórych były dorysowane rogi, na innych czarne krzyżyki na oczach. Były i takie, gdzie twarz Ishy została zakreślona w czerwonym kółku, jak cel na tarczy strzelniczej.
Jakaś jej część miała ochotę się zaśmiać. Ta dziecinada, szczeniackie wręcz surrealistyczne zachowanie jej byłej było nie do pomyślenia. A jednak... nie potrafiła. Było jej zbyt przykro. Kolejny raz czuła się wykorzystana.
Tylko dlatego, że komuś spodobało się jej ciało.
Więc po co tamta wchodziła z nią w związek? Dla mieszkania za darmo? Dla nieograniczonych ilości jedzenia, które jej matka regularnie im podrzucała?
“Och, proszę cię. Ja miałabym się w tobie zakochać?"
A mogła jej pierdolnąć wazonem, jak się wtedy kłóciły.
Isha zacisnęła palce na krawędzi blatu. Cieszyła się, że nie miała w domu luster, poza tymi w sypialni i łazience. Gdyby teraz zobaczyła swoją twarz... musiałaby sprzątać jeszcze więcej szkła.
Rozejrzała się po pokoju: regał, gdzie Asha trzymała swoje sportowe nagrody, stał pusty. Prawie pusty. Jedna ramka została. Leżała przewrócona na półce, jakby ktoś cisnął nią o ścianę, ale nie zadał sobie trudu, by dokończyć dzieła zniszczenia.
Wzięła ją do ręki, a dolna warga zadrżała.
Na zdjęciu widniała ona. Kiedyś. Jeszcze w czasach, gdy myślała, że jest kochana. Jej twarz przekreślona wielkim, czarnym X.
Odwróciła ramkę.
Na odwrocie, dużymi, niestarannymi literami, ktoś wypisał życzenie szybkiej, bolesnej śmierci wymieszane ze slurami.
Naprawdę?
Czy przez cały ten czas Asha tak na nią patrzyła? Jako zwyczajna rzecz? Przedmiot, który mogła wziąć, gdy tylko chciała a rzucić, kiedy jej się znudził? Te słowa odbijały się echem w jej głowie, uderzając raz za razem, rozrywając jej myśli na strzępy. Cały ten czas… całe te miesiące… były niczym? Była dla niej jak kawałek mięsa bez uczuć?
Isha wpatrywała się w słowa nabazgrane na odwrocie zdjęcia, a jej dłonie zaczęły drżeć. Czuła, jak powoli ogarnia ją chłód, jakby ktoś wyciągnął z niej całe ciepło. Nagle oddech stał się płytki, nierówny, urywany. Serce waliło w piersi jak oszalałe, a w gardle rosła gula, której nie mogła przełknąć.
Poczuła, jak uginają się pod nią nogi. Ramka wypadła jej z dłoni, rozbijając się na podłodze z cichym trzaskiem.
— N-nie… — wyszeptała, ale głos jej się załamał.
A potem przyszły łzy. Najpierw pojedyncze, powolne, niemal ciche, spływały po jej policzkach jak krople deszczu na zaparowanym oknie. Ale zaraz potem coś w niej pękło.
Z gardła wyrwał się szloch. Całe jej ciało zaczęło się trząść. Oparła się plecami o ścianę, zsunęła na podłogę, dłonie zacisnęła we włosach.
— Nienawidzę cię kurwa… — wysyczała przez łzy, ale głos jej drżał, wcale nie brzmiał przekonująco.
A jednak to ona tu siedziała. Płakała. Trzęsła się jak dziecko, któremu ktoś wyrwał z rąk ulubioną zabawkę i podeptał ją na jej oczach.
Próbowała złapać oddech, ale nie mogła. Płuca nie nadążały, głowa zaczęła pulsować. W pokoju było nagle za mało powietrza. Krzyk wydarł się z jej piersi, dziki, pełen bólu.
Sięgnęła ręką, szukając czegokolwiek, czegokolwiek, co mogłaby chwycić, czym mogłaby rzucić, co mogłoby jakoś... jakkolwiek ukarać to miejsce, te ściany, to mieszkanie, które było świadkiem jej naiwności.
Chwyciła pierwszą rzecz, którą poczuła pod palcami — kolejną ramkę. Bez namysłu cisnęła nią w ścianę. Szkło rozprysło się na wszystkie strony, dźwięk odbił się echem po pustym mieszkaniu.
Ale to nie pomogło.
Nic nie pomagało.
Zwinęła się w sobie, chowając twarz w dłoniach, a łzy nadal spływały, zostawiając mokre ślady na jej skórze. Cały czas zastanawiała się, jak mogła być tak cholernie głupia, może jednak Asha miała rację i była nic nie wartą, naiwną idiotką? Jakaś część Ishy za cholerę nie chciała w to wierzyć, druga część zaś - utkwiła w tym przekonaniu, a słowa byłej partnerki odbijały się echem w jej głowie. Jedno było jednak pewne - musiała wymienić zamki dla własnego bezpieczeństwa.
────
[809 słów Isha otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz