poniedziałek, 21 kwietnia 2025

Od Violet CD Lairy — „Live Love Laugh Lobotomy"

Poprzednie opowiadanie

WIOSNA

Kiedy kroczyła wściekła w kierunku świątyni Hekate, w myślach przywoływała mimowolnie jej głupkowatą twarz. Kiedy korzystała z łaźni, aby ogarnąć się z piachu i wody, wciąż nie mogła pozbyć się wyobrażenia uśmiechniętej facjaty Lairy. Kiedy wróciła do siebie i przebrała się w wygodniejsze ciuchy widziała ją, ściągającą mokrą koszulkę.
Te myśli sprawiały, że czuła się nieswojo i zdecydowanie nie powinna myśleć tyle o osobie, którą dopiero poznała. Trzeba mieć niezwykłe zdolności, aby wkurzyć aż tak, aby pozostawić po sobie ślad na resztę dnia. To znaczy, że nigdy wcześniej nie spotkała tak dziwacznej osoby; aż tak dziwacznej, żeby non stop rozmyślać o tym, dlaczego jest taka dziwaczna. Dziwaczna i dziwaczna, lecz niestety żadne inne słowo nie przychodziło jej na myśl, bo niby jakie?
Cholera, potrzebowała bardzo mocnego kadzidła, żeby pozbyć się Lairy z głowy.
— Violet, twoja dziewczyna przyniosła ci dary! — usłyszała nagle donośny głos Andrew, pełen kpiny. Posiadanie brata było uciążliwe…
— To nie jest moja dziewczyna! — Przyszła nabuzowana, traktując drzwi jak worek do bicia. Na widok Lairy ciśnienie skoczyło jeszcze wyżej i to ze wstydu, że ten przeklęty przez matkę rudzielec śmiał ją nazwać jej dziewczyną. — Co to ma być?
Violet zabrzmiała ostro, ale niezupełnie to miała na myśli. Zobaczyła ją w takim samym stanie, jakim zostawiła ją na plaży - przemoknięta i brudna. Jedynie co się zmieniło to jej aura. Pojawił się w niej płomyk skruchy; a ona akurat doskonale wiedziała, kiedy ktoś szczerze żałuje. Czy właśnie zrobiło jej się szkoda Lairy?
— Przeprosiny — Ruda córa Hefajstosa zdawała się nie zauważyć wstydliwych emocji wiedźmy. — W sensie… wiem, że cię wkurzyłam. I że to nie był najlepszy sposób na… cokolwiek. Ale nie chciałam, żebyś się czuła... źle. No. I… masz.
Niespodziewanie w jej dłoniach znalazło się kilka kamyków z plaży, niestety nie szlachetnych. Jednym z nich był zwykły węgiel. Trzymała również na wpół ugryzioną, utopioną w piasku białą czekoladę (chyba była biała). Nie był to najlepszy prezent dla czarownicy, ale dostrzegała ona starania dziewczyny. Może ich relacja nie zaczęła się najlepiej, lecz nie miała serca jej tego mówić.
I powiedzmy sobie szczerze - nie było osoby, która postarała się kiedykolwiek dla Violet.
— Wrócę do ciebie za chwilę — uśmiechnęła się lekko, nadal będąc zawstydzona za Andrewa. Właściwie, poszła jedynie odłożyć swoje prezenty na łóżko. Czuła na sobie dziwne spojrzenia brata i siostry, ale machnęła na to ręką. Byli zazdrośni!
Kiedy wróciła, o dziwo ruda nadal stała tam, gdzie ją zostawiła.
— To… między nami jest okej? — zapytała niepewnie, niosąc na plecach aurę zbitego szczeniaczka.
— Jeśli wybaczysz mi za moje durne rodzeństwo to jesteśmy kwita — powiedziała, odkładając na bok wszelkie negatywne emocje. Miała nadzieję, że pojawiły się one po raz pierwszy od dawna i po raz ostatni.
— Mam nadzieję, że moje rodzeństwo nie będzie takim skurwysyństwem — Laira wzruszyła ramionami.
Violet milczała chwilę, mierząc dziewczynę wzorkiem. Drażnił ją jej wygląd. Pospiesznie chwyciła nową znajomą za rękę i odciągnęła na bok. Miała pomysł, choć wymagało to jak najmniej brudu do sprzątania. Musiała ją zaciągnąć kawałek od ganku.
— Wyglądasz jak siedem nieszczęść — na dłoniach czarodziejki pojawiły się dwa wodne bąble.
Kiedy wysłała je do brudnych od piasku z plaży, podziałały jak gąbka, czyszcząc skórę Lairy. Po wszystkim rozleciały się one na ziemię z chlupotem, wnikając w czarną glebę, gdzie jej miejsce. Jednak skóra to nie wszystko. Violet powtórzyła wyczyn, jedyną różnicą był jej cel, a trafiło na miedziane włosy. Uniosła je ku górze, jakby zadziałała na nie grawitacja, zaś woda otoczyła je, pozbywając się niepożądanych śmieci z nich.
— Nie musisz się na mnie mścić, wiesz?
Nie było już wodnych bąbli. Teraz trzeba było osuszyć córkę Hefajstosa, żeby była jak nowa.
— Teoretycznie możesz mi pomóc, bo sama władasz ogniem — zagadnęła córka Hekate, machając ręką niczym pilotem, kontrolując walczące z mokrą powierzchnią płomyki. — Ale z tego co kojarzę, ogień Hefajstosa jest bardziej, nie wiem… agresywny? Wolałabym, żebyś nie spaliła się na mojej warcie.
— Przecież nie jest agresywny — Laira zaczerwieniła się widocznie. — Potrafię go kontrolować.
— Oj no, i tak już kończę — Violet zaśmiała się cicho po raz pierwszy przy niej. Czy tylko ona poczuła niezręczną atmosferę. Właściwie, to coś do niej dotarło. Ogarnie ją, aby mogła wreszcie wyjść do ludzi i co dalej? Pomyślała sobie, że skoro dopiero się pogodziły, głupio by było ją zostawiać. Czy to nie dziwne? Znały się dopiero jeden dzień, a już było coś dziwnego w tej dziewczynie. Coś… przyciągającego. Dlatego nie chciała się rozstawać. Może chciała się dowiedzieć, dlaczego powinna się do niej przekonać? A może po prostu polubiła jej towarzystwo? Odkąd kilka minut temu do niej przyszła? Absurdalne, że zadziało się to tak szybko! A może jednak…
Nie, Violet, przestań!
Płomyki zgasły, a Laira zaczęła oglądać się jak w lusterku.
— Wow, dzięki — rzuciła krótko, ale najwidoczniej zadowolona z efektu.
— Polecam się na przyszłość. To… jakie masz plany na teraz? Nie skończyśmy zwiedzać obozu. Oczywiście, jak masz ochotę to możemy do tego wrócić! Ale pewnie jesteś zmęczona.

Laira?❤️
──── 
[800 słów: Violet otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz