Spojrzała na instruktorkę z nieukrywanym sceptycyzmem. Nie chodziło o to, że się bała sama pracować, obsłużyć gości i zebrać zamówienie, ale stresował ją ten oceniający wzrok koleżanki. Pracowała tutaj dopiero trzeci dzień! Nie znała ludzi (chociaż z całych sił próbowała ich poznać), a teraz trafiła na bardzo wymagającą menadżerkę, która nie wyglądała na taką, co z łatwością popuściłaby jakikolwiek błąd; a przynajmniej na taką wyglądała w oczach Kai.
Pokiwała w końcu głową, nie mówiąc nic, a Oriana zniknęła, bo ktoś akurat ją zawołał. Kaya została sama przed niewielką kasą, na ekranie której wyświetlało się pełno niezrozumiałych dla dziewczyny napisów. Odetchnęła ciężko, nie w celu uspokojenia, a w celu nadania sobie odrobiny pewności siebie; wciąż czuła na sobie oceniający wzrok menadżerki.
Kiedy do środka weszła para młodych ludzi, Kaya od razu przywitała ich ciepłym uśmiechem, najlepszym, na jaki tylko było ją stać. Obeszła kasę, wymijając barek tak zgrabnie, jakby się tutaj urodziła i podeszła do ludzi, by podać karty z menu. Przez cały ten czas promiennie się uśmiechała, poprawiając co rusz opadające na oczy białe kosmyki.
Ludzie podziękowali, zabierając karty, a Kaya z ciężkim oddechem wróciła za kasę, by z bezpiecznej odległości obserwować niewielką salę, na której siedziała tylko wspomniana wcześniej para i inni, zbierający się już do wyjścia, klienci.
Poprawiła włosy, jakby z nerwów i zaraz wróciła do pary młodych ludzi, by odebrać zamówienie.
— Czy to jest ostre? — zapytał mężczyzna, stukając palcem o plastikową tabliczkę z narysowanymi pozycjami smażonego kurczaka. — Nie mogę jeść ostrych rzeczy, dlatego pytam.
— W takim razie poleciłabym coś innego. — Złapała za róg kartki i przerzuciła ją na drugą stronę. Wskazała palcem na danie z ryżem oraz kurczakiem i spojrzała z wyczekiwaniem na klienta.
— Hmm, skoro polecasz, to chyba się skuszę. — Uśmiechnął się, patrząc na kelnerkę takim wzrokiem, jakby próbował ją zaprosić na randkę. Kaya z widocznym skrępowaniem zabrała rękę i sięgnęła po notesik, w którym notować miała zamówienia.
— W takim razie będzie kurczak z ryżem w sosie musztardowo-miodowym oraz smażony kurczak w sosie czosnkowo-sojowym, zgadza się? — pytała, zerkając na ludzi zza małego notesika. — Coś do picia?
Kiedy pokręcili przecząco głowami, Kaya podziękowała i zniknęła za kasę, by móc wszystko dokładnie powpisywać. W taki sposób, w jaki tłumaczyła jej Oriana, czyli każda pozycja zapisana oddzielnie, ze skrótami, które rozumieli pracownicy kuchni i z podaniem godziny przyjęcia zamówienia, aby klienci zbyt długo nie czekali. Kiedy skończyła, wydrukowała kartkę i przeszła na zapleczę, prosto do kuchni, by podać pierwszemu lepszemu pracownikowi zamówienie.
— Dzięki. — Starszy mężczyzna odebrał od kelnerki świstek papieru i puścił do niej oczko, znowu przypominając Kai, że dla niektórych jest tylko kimś, z kim można się głupio pobawić.
Odwzajemniła uśmiech, ale zaraz jak wróciła na swoje wyznaczone miejsce, prychnęła do siebie parę obraźliwych słów, skierowanych specjalnie oraz personalnie do tego jednego pracownika kuchni.
Oriana długo nie wracała. Na tyle długo, że Kaya zaczęła się martwić (i nie było to znowu spowodowane stresem). Ostatni klienci wychodzili z restauracji, żegnając się z kelnerką ciepłymi uśmiechami, a promienie słońca zaczynały chować się za wysokimi nowojorskimi budynkami.
Kiedy drzwi trzasnęły za grupką dziewczyn w wieku licealnym, Kaya od razu poszła w stronę kuchni, by poszukać menadżerki. Nie znalazła jej jednak ani przy blatach oprószonych mąką, ani przy rozgrzanej, buchającej gorącą parą, fryturze. Blondwłosej nie było także na zapleczu (bo Kaya pomyślała, że mogła mieć w końcu jakąś przerwę), co zaczynało robić się co najmniej niepokojące. Nie poszłaby przecież do domu bez uprzedniego pożegnania się, racja?
— Kogo szukasz? — czyjś obcy głos zwrócił uwagę białowłosej pracownicy, która w popłochu odskoczyła na bok, jakby właśnie została przyłapana na robieniu czegoś bardzo, ale to bardzo, karygodnego.
Przed nią stała niska, starsza kobieta z długimi, siwymi włosami zarzuconymi na przygarbione plecy. Ubrana była w długą sukienkę, a na nogach miała wygodne półbuty, bo raczej nie chodziłaby w czymś, co mogłoby przyprawiać o ból schorowane stopy.
— Szukałam Oriany. Szkoli mnie — powiedziała zgodnie z prawdą, ale coś w tej staruszce zaczynało ją niepokoić. Kąciki ust Kai delikatnie drgały, jakby właśnie próbowały wyrwać się do energicznego tańca.
— Poprosiłam ją, by przyniosła z mroźni parę rzeczy. — Odwróciła się, patrząc w stronę wąskiego korytarza, gdzie mieściła się wspomniana mroźnia oraz chłodnia. Kayę jak na razie wpuszczono tylko do chłodni.
— Och, rozumiem. — Uśmiechnęła się. — A mogę zapytać kim…
— Jestem kierowniczką restauracji — wyprzedziła pytanie kelnerki. — Właścicielką. Wiem, że jeszcze nie miałaś okazji mnie poznać i spotkałyśmy się w takich okolicznościach, ale skoro już tutaj stoisz, to pozwól, że się przedstawię. — Wyciągnęła chudą, pomarszczoną dłoń w stronę córki Apollina. — Jestem Gloria Jones.
Ścisnęła delikatnie dłoń, jakby w obawie, że staruszka zaraz rozpadnie się na milion puzzli i będzie musiała układać kierowniczkę na nowo.
— Kaya.
Kobieta nie puściła od razu dłoni białowłosej. Właściwie stopniowo zaczynała ją ściskać, co Kaya wyczuła niemal natychmiast. Zanim jednak zdołała zabrać swoją rękę, to za plecami kierowniczki wyłoniła się Oriana. W rękach trzymała wypchane mrożonymi warzywami pudło.
— Och, Orianka, kochanie — mruknęła staruszka, odwracając się do nowej pracownicy tyłem. Wyciągnęła swoje długie, chude ręce i podeszła do (jak Kaya podejrzewała) ulubionej menadżerki.
Oriana uśmiechnęła się niezręcznie, stawiając pudło na ziemi, co oczywiście było nie do pomyślenia, ale kierowniczka najwyraźniej jej i tylko jej puszczała takie rzeczy płazem. Jakiekolwiek zasady bezpieczeństwa i pracy z żywnością dotyczyły wszystkich innych (Oriany zapewne też, kiedy kierowniczki nie było w pobliżu), ale przestały one mieć znaczenie, kiedy blondynka napotykała na swojej drodze właścicielkę lokalu.
Kaya wytarła ukradkiem dłoń o pracownicze spodnie i przyglądała się, jak Oriana rozmawia o czymś z kierowniczką.
— Pokażesz zamknięcie? — zapytała, nie patrząc nawet na stojącą za nimi Kayę. Było to oczywiste, że rozmawiają o niej.
— Nie ma problemu.
— Dziękuję, na ciebie zawsze można liczyć. — Uśmiechnęła się serdecznie i odeszła w stronę swojego biura, które mieściło się na końcu wąskiego korytarza. Tego samego, gdzie znajdowała się mroźnia oraz chłodnia.
Oriana podniosła pudło z ziemi i siarczyście zaklęła.
— Nigdy niczego tak nie stawiaj, rozumiemy się?
Kaya pokiwała głową. Nagła zmiana tonu nie bardzo się jej spodobała. Jeszcze przed sekundą Oriana zgrywała grzeczną, potulną dziewczynę, ale kiedy kierowniczka odeszła, to wróciła do swojego prawdziwego „ja”.
— Szukałam cię — powiedziała, zmieniając temat, bo najwyraźniej Oriana była zbyt poirytowana, by rozmawiać o czymkolwiek innym. — Zostawiłaś mnie na cały dzień i się zastanawiałam, gdzie poszłaś. Wiesz, potrzebowałam trochę pomocy, bo ludzie pytali mnie o dziwne zestawy z menu, których jeszcze nikt mi nie wytłumaczył. — Patrzyła cały czas na menadżerkę, męczącą się z ciężkim, wypchanym pudłem. — Mogę ci pomóc?
Oriana?
────
[1049 słów: Kaya otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz