sobota, 5 kwietnia 2025

Od Dantego do Ishy — „The less I know the better"

Potrzebowałem prezentu. Na już. Na teraz. Przypomniałem sobie o urodzinach przyjaciółki zdecydowanie za późno i teraz stałem w długiej kolejce w sklepie z pluszowymi misiami. W ręce trzymałem jednego z nich, jego delikatne futerko przyjemnie głaskało mnie po dłoniach, a wesołe oczy patrzyły tak, jakbym właśnie uratował porzuconego kotka ze schroniska.
Niecierpliwie wyglądałem zza pleców ludzi, patrząc, czy kolejka się przesuwa do przodu i kiedy orientowałem się, że jeszcze długo tutaj postoje, to wzdychałem zrezygnowany. Może nie miałem tyle cierpliwości. Może też byłem głupi, bo jak wspomniałem, zapomniałem o urodzinach przyjaciółki. Gdyby nie to, że sobie zapisałem w kalendarzu ściennym drukowanymi literami: OLIVIA, zapewne siedziałbym teraz zadowolony w domu.
Poprawiłem uciskający kołnierz koszuli i ścisnąłem pluszową zabawkę w dłoni. Nie wiem nawet, dlaczego wybrałem akurat ten sklep. Przechodziłem obok wielokrotnie i ani razu nie pomyślałem, że mógłbym znaleźć tutaj coś ciekawego. Zazwyczaj zaglądałem do innych miejsc, gdzieś, gdzie mogłem kupić personalizowane rzeczy, bo uwielbiałem sprawiać ludziom prezenty, które idealnie odwzorowywały ich zainteresowania. Olivia była osobą, którą znałem od dwóch miesięcy i nie byłem całkowicie pewien, czy wiem, co mogłoby się jej spodobać. Dlatego wybrałem te misie. Te głupie, uroczo wyglądające pluszaki. Normalnie bym raczej tutaj nawet nie wszedł na pięć minut, bo rozwrzeszczane dzieci, biegające między alejkami, przyprawiały mnie o ból głowy.
— Zapakować? — zapytała sprzedawczyni, kiedy podałem jej pluszaka.
Obejrzała go z każdej strony, jakby chciała sprawdzić, czy miś nie kryje w sobie ukrytych wad i uśmiechnęła się promiennie, tak, by wyglądać na profesjonalistę. Nie rozumiałem, dlaczego to robią, ale odwzajemniłem uśmiech, poprawiwszy przy tym rozczochrane włosy.
— Nie, dziękuję. — Spojrzałem na imienną plakietkę, którą miała dumnie przyczepioną do koszulki.
Hej, jestem Isha. W czym mogę pomóc?
— To będzie…
— Długo tutaj pracujesz? — spytałem zupełnie bez powodu. Może zainteresowało mnie z jaką dbałością obchodzi się z tymi pluszakami, jakby były one dla niej żywymi istotami.
Sprzedawczyni uniosła na mnie wzrok, zamrugała wyraźnie zdezorientowana i przez chwilę nic nie powiedziała, wpisując do terminala odpowiednią kwotę. Nawet nie powiedziałem, czym zapłacę, ale najwidoczniej za bardzo rozproszyłem ją swoim niecodziennym (niecodziennym?) pytaniem.
— Trochę — odpowiedziała, mrucząc coś do siebie pod nosem, abym przypadkiem nie usłyszał ani słowa więcej. — Właściwie to jestem zastępcą kierownika, więc…
— A, czyli to jakaś ważna funkcja, nie?
— No, jak masz kierownika i…
— Tak, wiem, żartuję sobie.
Spojrzała na mnie wymownie, jakby niemo pytała „to miał być żart?”.
— W każdym razie, to będzie 20 dolarów.
Uśmiechnęła się do mnie i przystawiła gotowy terminal z nabitą kwotą. Odwzajemniłem uśmiech, chociaż nie miałem zamiaru tego robić i zapłaciłem, bo za długo zgadywałem sprzedawczynię, blokując innych ludzi, stojących za mną. Mógłbym przysiąc, że usłyszałem, jak ktoś mnie wyzywa i wyklina.
— Dzięki. — Zabrałem misia i zniknąłem, zostawiając sprzedawczynię o imieniu Isha w tyle, tak samo, jak cały sklep.
 
Często mam wrażenie, że inni ludzie mnie prześladują; że wiedzą, gdzie mieszkam, gdzie zazwyczaj chodzę. Że wiedzą, jakie miejsca są moimi ulubionymi. Tym razem nie spodziewałem się… tego. W jednym z ulubionych barów spotkałem akurat ją.
Z początku wydawało mi się, że znowu mózg płata mi figle i tak naprawdę patrzę na kompletnie inną osobę. Wszystko się jednak zmieniło w momencie, kiedy kobieta odwróciła się do barmana, by zamówić inny napój, a ja mogłem lepiej przyjrzeć się jej twarzy. Wyglądała identycznie.
Znów widziałem tę śmieszną plakietkę, przyczepioną do koszulki pracowniczej: hej, jestem Isha. W czym mogę pomóc?
Zerknąłem na mężczyznę, z którym siedziałem przy jednym stoliku.
— Pójdę do toalety, okej? — Dotknąłem jego dłoni i uśmiechnąłem się niewinnie, jak to miałem w zwyczaju.
Oczarowany, może trochę onieśmielony, brunet pokiwał głową i upił łyk swojego napoju. Przez cały nasz pobyt w barze wypił tylko jednego drinka, a drugiego męczył od godziny.
Odsunąłem się na krześle i odszedłem w stronę przeciwną, niż znajdowały się toalety. Całe szczęście facet, z którym wyszedłem nie należał do tych szczególnie spostrzegawczych i nawet nie patrzył na mnie, gdy zniknąłem mu z pola widzenia.
— Hej — przywitałem się, siadając na wolnym miejscu. — Znudziła ci się praca?
Zarzuciłem nogę na nogę, stukając przy tym obcasem o szczebelki stołka.
— My się znamy? — spytała, wyraźnie zdezorientowana. Nie rozpoznała mnie, chociaż mi jakimś cudem utknęło w pamięci nasze spotkanie w sklepie z wypchanymi zabawkami.
— Byłem w twoim sklepie. Kupowałem misia.
— Stary, wiesz ile tych pluszaków dziennie nam schodzi? — prychnęła śmiechem. — Nie pamiętam cię.
— O, widzisz, a ja pamiętam. Nazywasz się, hm… — zawiesiłem się, bo na śmierć zapomniałem, jakie imię widziałem na plakietce. A jeszcze chwilę temu mogłem sobie wszystko przypomnieć! Niewiarygodne. — Ines?
— Isha — poprawiła mnie. — Jestem Isha.
— A, tak, racja. Miałem to na końcu języka — skłamałem, śmiejąc się cicho. — Co tutaj robisz?
— Hej, przedstawiłbyś się może, co? — Odsunęła pustą szklankę i gestem poprosiła barmana, by zrobił jej to samo. — Moje imię znasz, a ja twojego dalej nie.
— Dante. — Wyciągnąłem dłoń ku niej, by w dobrym geście uścisnąć sobie ręce i z uśmiechem uznać, że się sobie przedstawiliśmy. Miała bardzo ciepłe palce.
Kobieta upiła łyk swojego napoju i poczekała, aż sam sobie coś zamówię, bo najwidoczniej uznała, że nie będziemy rozmawiać o suchych pyskach.
— Kupowałeś coś dla siebie?
— Nie, dla przyjaciółki. — Odgarnąłem włosy z czoła. Zawsze zasłaniały mi widok w momencie, kiedy chciałem ładnie wyglądać. Nie współpracowały, bo najwidoczniej nienawidziły mnie, jak wszystko inne. — Na urodziny.
Pokiwała głową. Z jakiegoś powodu dalej tutaj siedziała i nie pomyślała, że najlepiej byłoby się ulotnić.
— Spodobał się?
— To był chyba najlepszy prezent, jaki komukolwiek dałem.
Przejechałem palcem po chłodnej ściance szklanki i uśmiechnąłem się do siebie bez żadnego powodu.
— Chciałabyś może, nie wiem, wyjść gdzieś? — Patrzyłem teraz na jakiś punkt przed sobą, udając, że nie jestem zainteresowany wyjściem i nie przejąłbym się, gdyby mi odmówiła; a prawda była taka, że chyba bym umarł, jakbym znowu został odrzucony, bo z jakiegoś powodu czułem się przy niej bezpiecznie (albo sobie tak wmawiałem, jak to miałem w zwyczaju). W każdym razie jeszcze ani razu podczas tej rozmowy nie czułem się obserwowany przez dziwne, mitologiczne stwory.
— Chyba nie mam czasu — odpowiedziała.
Mogłem się spodziewać takiej odpowiedzi. Nie znała mnie. Byłem dla niej obcym typem, jeszcze zagadywałem ją w barze, gdzie kobiety zazwyczaj stają się przesadnie ostrożne.
— Nie chcesz odpocząć od pracy? — Kiedy o to zapytałem, Isha zaczęła zbierać sobie rzeczy i wstała. Obejrzała się, czy wszystko zabrała i zaczęła kierować się w stronę wyjścia, uśmiechając się delikatnie, przyjaźnie, bym przypadkiem nie poczuł się urażony (i tak się już czułem odrzucony).
— Wybacz, może innym razem.
I to było ostatnie, co od niej usłyszałem, bo kobieta zaraz szybkim krokiem skierowała się w stronę drzwi wyjściowych, znikając mi z pola widzenia. Barman tylko patrzył na mnie ze współczuciem, bo najwyraźniej pomyślał, że próbowałem ją wyrwać; a ja chciałem tylko znaleźć sobie przyjaciela, z którym mógłbym wyjść i nie siedzieć sam, bo naprawdę bardzo, ale to bardzo, nie lubiłem samotności. Otoczony pustką czułem się tylko obserwowany przez coś i przez kogoś. Byłem wtedy jak zwierzę zamknięte w klatce.
 
Nie wiem, dlaczego pomyślałem, że pójście raz jeszcze do tego śmiesznego sklepu z pluszakami, to dobry pomysł, ale właśnie teraz stałem pomiędzy alejkami z różnorodnymi wypchanymi zwierzętami. Im dłużej im się przyglądałem, tym ładniejsze się dla mnie stawały; te wesołe oczy, kolorowe ubranka albo miękkie futerko sprawiało, że chciałem wykupić wszystko, co mieli na stanie.
— Przepraszam! — Odwróciłem się gwałtownie, kiedy spostrzegłem rozkładającą towar dziewczynę. Minęło trochę czasu od naszego ostatniego spotkania w barze. — Cześć, Isley.
Odłożyła ze spokojem pudło na ziemię i spojrzała na mnie z krzywym uśmiechem.
— Isha.
— A, tak, racja. — Rozglądnąłem się, sprawdzając, czy nikt nas nie podsłuchuje. — To może teraz dasz się namówić na wyjście?

  Isha? 
──── 
 [1232 słowa: Dante otrzymuje 12 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz