Studenci wychodzili z budynku, rozmawiając ze swoimi znajomymi i przyjaciółmi. Planowali plany na weekend. Jedni imprezowali, drudzy planowali iść się pouczyć do kawiarenki, a jeszcze inni, skorzystać z przepięknej wiosny i wybrać się na rowery. Płatki jasnych kwiatów opadała na chodnik, dekorując nimi fryzury herosów. Zbliżał się koniec drugiego semestru, co oznaczało dwie rzeczy. Ostatnie zaliczenia i wakacje. Trzy miesiące. Chyba że ktoś miał praktyki lub pracę, ale kto powiedział, że nie można i pracować i się bawić?
Choć na zegarze dopiero co wybijała godzina trzynasta, Lucas ledwo co ciągnął nogę za nogą. Przetarł dłońmi oczy, ziewając. Iriel, w przeciwieństwie do niego, który tryskał energią szczęśliwego szczeniaka od początku dnia, czyli zasadniczo, odkąd otworzył dziś oczy.
– Papierosa? – zaproponował, wyciągając z kieszeni paczkę malborasków.
Lucas zatrzymał się, obserwując czerwone pudełko. Bez odpowiedzi, chwycił jednego. Iriel wiedział, że oznaczało to tak.
– Wyglądasz, jakbyś nie spał całą dobę. Stary, naprawdę powinneś odpocząć z tą nauką. Wiem, że zaraz ostatnie zaliczenia, ale damy radę.
– Wolałbym mieć to jak najszybciej z głowy – odpowiedział, wypuszczając dym z ust.
Syn Bochusa włożył dłonie do kieszeni, rozglądając się wokół, jakby co najmniej myślami odfrunął gdzieś dalej.
– Wiesz co… – zaczął mówić, spoglądając w górę. Był dziś wyjątkowo upalny dzień. Uśmiechnął się do słońca. – Dziś Doretta robi imprezke. Zaprosiła mnie i powiedziała, że jak znam kogoś jeszcze, to mogę zaprosić – Iriel ustał przed Lucasem, kłaniając mu się w prześmiewczy sposób. – Oficjalnie planuje wziąć Lucasa Vene wraz ze sobą – odskoczył na bok, koło niego. – Potrzebujesz trochę się rozluźnić. Pouczysz się jutro, choć hej! Jeszcze kupę czasu! Bowiem kolejny dzień przeleżysz w łóżku na kacu.
– Zastanowię się. Teraz… – nie zdążył powiedzieć.
– Choć ze mną zrobisz zakupy. Doretta poprosiła mnie, żebym kupił parę potrzebnych rzeczy. Tak poza tym, trzeba coś zjeść. Ty chyba też. Burczało ci w brzuchu przez cały wykład.
– Dobra, zasadniczo uznajemy, że idę – odrzekł Lucas, popychając leniwie wózek sklepowy. – To w czym? Wszystko, co mam, co by się nadawało, jest w praniu.
– Szukasz wymówek, by nie iść – prychnął Iriel, rzucając mu uśmieszek. – Teraz w tym, czym jesteś.
– Mam na sobie zwykłą oversizową koszulkę i spodnie, które spadają mi z tyłka.
– Nie widzę żadnych wad. Wyglądasz naprawdę dobrze.
Chłopak przechodzący obok podejrzanie spojrzał się na dwóch przyjaciół.
– Lepiej powiedz mi, co nam jeszcze brakuje – syn Ateny próbował zmienić temat.
– Wódka, ale spokojnie. To się coś wybierze.
Sztucznie wyprostowany jak zawsze syn Bochusa zaczął patrzeć na alkohole na półce, szepcząc coś pod nosem.
– Iriel… – głos Lucasa był inny niż zazwyczaj. O wiele cichszy. – Czy… mógłbyś… wiesz… szybciej. Weź klasyczną cytrynową lub nie wiem… wiśniową… ale zmywajmy się stąd, błagam.
Iriel odwrócił się do swojego kumpla.
– Co się stało?
– Jest tu… Cinthia…
– Myślałem, że się lubicie.
– No właśnie… jakby to powiedzieć… znaczy, dalej się lubimy, ale nie miałem z nią żadnego dłuższego kontaktu przez pewien czas. Wiem, że jak przyjdzie, to zagada i się spyta, co się stało i co ja jej powiem? ‘’Hej, wiesz co, prezentacja na stu–’’
Hiszpan zatkał mu usta dłonią.
– Zachowaj się jak mężczyzna i sam do niej podejdź.
Lucas bardzo by chciał coś odpowiedzieć, gdyby tylko mógł. Nie zabrał dłoni z jego buzi.
– Przeproś, że nie miałeś czasu i nie zgrywaj głupa, jasne?
– Radzisz mi w kwestii relacji z kobietą, a nie umiesz nawet poderwać mężczyzny. Mam ci przypo–
– NIE.
Znajome kroki się zbliżały. Wszystko zaczęło buzować w obu chłopakach. Spojrzeli po sobie porozumiewawczo.
– Hej! O… cześć Lucas. Dawno się nie widzieliśmy, co u ciebie?
────
[567 słów: Lucas otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz