sobota, 5 kwietnia 2025

Od Ivy CD Dantego — ,,For The Hell Of It"

Poprzednie opowiadanie

Zegar w pomieszczeniu leniwie tyka, ostrzegając o uciekającym czasie, jakby odliczał minuty pozostałe do wybuchu, a nie końca sesji. Na nagłe pytanie pacjenta Ivy przestaje stukać w klawiaturę, chwilę patrzy tępo w zapisany drobnym tekstem ekran i odwraca się ze zdystansowanym chrząknięciem do młodego mężczyzny, pierwszy raz od jego przybycia rzeczywiście patrząc mu na twarz dłużej, niż trzy sekundy.
Już po samym wejściu Dantego do gabinetu mógłby wydać o nim opinię. Nie, żeby był zacofanym bucem, ale po prostu wierzy, że sam wygląd daje dużo wskazówek, które potem okazują się trafne, a farbowane, jasne włosy bez centymetra odrostu od razu rzuciły mu się w oko — na tyle przenikliwie śnieżne, że zapewne skóra wetkniętych w nie palców prześwitywałaby przez czystą biel, jakby ta była przezroczysta. Jego obcisły ubiór, żywy makijaż i nawet liczna biżuteria zwracają na siebie uwagę, jakby krzyczały ,,spójrz na mnie!”, a mimo to, gdy wchodził do gabinetu, nie pałał aż taką pewnością siebie, którą tak bardzo próbował zaprezentować. Bo nie chodzi jedynie o wygląd — mężczyzna wierci się na krześle, choć z pewnością nie zdaje sobie z tego sprawy, ucieka wzrokiem w każdy możliwy kąt gabinetu, nie skupiając się nigdy na jednej rzeczy dłużej niż milisekundy, spina ramiona i poprawia stale koszulkę, naciągając jej krawędzie.
— Spróbujmy wniknąć głębiej do twojego problemu, okej? — pyta uprzejmie Ivy, ignorując białowłosego.
Nie jest psychoanalitykiem, żeby nie było. Nie będzie skupiać się na tym, co widzi na pierwszy rzut oka i próbować nadinterpretowywać rzeczy, o których nie ma bladego czy zielonego pojęcia.
— Kiedy się to zaczęło? Jest to regularne?
Dante znowu porusza się na krześle. Bawi się swoimi srebrnymi pierścieniami, przesuwając je po smukłych palcach. Nie odpowiada przez chwilę, a spojrzenie morskich, nieobecnych częściowo oczu kieruje się w jakiś punkt za Ivy — może to widok za oknem (jeśli widzi tam wilkołaka albo skrzydlatego konia, to tym razem z pewnością jest to halucynacja, bo są na czwartym piętrze) albo pusta, oliwkowa ściana.
— Kilkanaście… — zatrzymuje się, chyba z domysłem, że psychiatra oczekuje bardziej precyzyjnej odpowiedzi. — Z jedenaście lat temu? Coś takiego. Coś około tego. No i, myślę, że jest tak codziennie.
W odpowiedzi kiwa głową w zrozumieniu.
— Te głosy. Jakbyś je opisał? Słyszysz je w specyficznych sytuacjach? Mówią ci coś konkretnego? Każą ci coś robić? — zalewa go fala pytań.
— One… są różne. Nie mówią nic konkretnego — odpowiada, a gdy Ivy patrzy na niego nalegająco, Dante marszczy brwi. — Nie wiem, no… zwykłe rzeczy. Na przykład, że ktoś mnie prześladuje. Albo, że to one same mnie prześladują. Że ktoś chce mnie zabić.
Zapisuje to i obydwoje milczą.
— Jakie masz relacje ze swoją bliższą rodziną?
— Nie tak złe. Normalne. — Tym razem udziela odpowiedzi od razu. — Matka wyjechała. Nie mam ojca.
— Aha.
— Aha?
Aha. Jakaś historia zaburzeń psychicznych? Twoja matka się leczyła na coś?
— Nie.
— A powinna?
— To ma być moja biografia? — prycha śmiechem, jakby miał zamiar obrazić lekarza, ale jednocześnie nie chcieć tego po sobie pokazać.
— Takie rzeczy mają znaczenie. Jeśli czujesz się niekomfortowo z jakimś pytaniem, to możemy je pominąć.
Widocznie niezadowolony Dante kiwa głową, a z jego krtani nie wydaje się żaden dźwięk, oczekując zapewne, że Ivy przejmie inicjatywę — w końcu odmówił mu leków i skupił się na dalszym, uwłaczającym wywiadzie. Białowłosy krzyżuje ręce na piersi i wbija w niego wzrok, zaciskając wargi niecierpliwie. Psychiatra odczytuje jego mowę ciała, zadaje mu kolejne parę pytań, otrzymując dość niepełne, zdawkowe odpowiedzi, co aż napełnia go poczuciem niepokoju, ale stara się skupić na wywiadzie i nie dać upustowi temu spięciu.
— Jakieś zmiany nastroju?
— Może.
— Reagujesz bardzo emocjonalnie na różne rzeczy? — dopytuje. — Masz problemy z regulacją złości?
— Mam problemy ze snem — rzuca.
Ivy drgają odruchowo wargi, ale nie pokazuje, że ta wymijająca odpowiedź go rozśmiesza.
— Och, okej.
— Nie mogę spać — odpowiada, nim psychiatra sam stawia kolejne pytanie. — Niekiedy całą noc. Po prostu nie mogę, nieważne jak próbuję i nie mogę tego wytrzymać! Gapię się w sufit cholerne osiem godzin. Coś mi siedzi nad głową. Albo pod łóżkiem. Czuję, że na mnie cały czas patrzy. Jak już zasnę, to budzę się po parę razy, w środku nocy. I czasem zaczyna mnie dotykać. W sumie bardziej jakby coś po mnie chodziło! A gdy próbuję to z siebie strzepać, to niczego nie ma. Nie, naprawdę, nie zrozumiesz pewnie, ale te wilkołaki nie dają mi spokoju, czasem patrzą mi się też w okno, tak samo, jak…
— Mh — wtrąca mu się twardo w zdanie. — Coś jeszcze, o czy chciałbyś powiedzieć?
— Masz bardzo ładne włosy — mówi i uśmiecha się nienaturalnie szeroko, czym wprawia Ivy w chwilowe osłupienie, ale natychmiastowo zmienia atmosferę, gdy dodaje: — To wszystko, czy mogę dostać te leki? Nie mam z niczym innych problemów.
Ivy kątem oka patrzy na zegar i odkrywa, że minęło już, a raczej dopiero, dwadzieścia minut. Zerka na ekran komputera, szybko czyta parę wyrywkowych linijek, zastanawia się w ciszy i wypuszcza głośno powietrze z płuc przez nos.
— Dobrze. Spróbujmy z czymś na sen i uspokojenie. — Poprawia się na krześle, czując, że zdrętwiało i wyrywa kartkę z małego notesu. — O której zasypiasz? To znaczy… o której chodzisz spać?
— Uh… no, jakoś tak — ucieka gdzieś wzrokiem, uśmiechając się lekko — dwudziesta trzecia, może północ.
— To bierz je o dwudziestej pierwszej najpóźniej. Po tygodniu zwiększ dawkę. — Ivy zapisuje długopisem na kartce dawkowanie, a Dante obserwuje uważnie ruch jego dłoni. — Dam ci coś jeszcze, żeby te głosy trochę złagodniały, ale nie oczekuj ogromnej zmiany od razu. Obydwa leki mogą upośledzić twoje funkcje poznawcze, przy drugim częste są też nudności i zawroty głowy, więc uważaj na siebie. I zobaczymy się za miesiąc. Proponuję też psychologa. Myślę, że przyda się w twoim przypadku.
Wyrywa zapisaną kartkę zwinnym ruchem i podaje ją Dantemu. Nie odbiera od razu, tylko patrzy na nieno z roztargnieniem, przez co ręka psychiatry zawisa w powietrzu.
— Karta czy gotówka? — pyta, na wyraz zwieńczenia wizyty.
Dopiero wtedy białowłosy bierze rozpiskę, gdzie oprócz dawek leków zawarty jest numer recepty oraz imię i nazwisko psychologa, na które marszczy brwi, jednak niczego więcej nie komentuje. Płaci, mówi nawet nie ,,dziękuję” a zwykłe ,,dzięki”, nie dodając też żadnego ,,do widzenia”, czy chociażby ,,na razie”, wstaje z krzesła, które wydaje z siebie skrzypnięcie i wychodzi z gabinetu, którego wnętrze okala nagła, grobowa cisza, przerywana tylko przez te zniecierpliwione, cholera wie czym, tykanie.
Ta praca bywa wyjątkowo nudna, skoro już wie wszystko o pacjencie, gdy ten tylko postawi stopę w gabinecie. 

  Dante? 
──── 
 [1039 słów: Ivy otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz