wtorek, 31 grudnia 2024

Od Atlasa CD Arisu — „Jak sprzątnąć kogoś w 3 sekundy”

Poprzednie opowiadanie

No tak, oczywiście, że musiał czegoś nie przemyśleć.
Rozmasowywał sobie biodro, ciesząc się, że Arisu nie trafiła w nieco inny punkt, ale ostatnie, o czym myślał, to sprzątanie. Przede wszystkim, kto do cholery trzymał zapasowe klucze od składziku w składziku? Potem zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie nie był pierwszą osobą, która wypróbowała na kimś podobny sposób. Może tylko w nieco innych okolicznościach.
Przeklinał siebie za to, że zwlekał te cholerne trzydzieści sekund z odejściem. Przecież wiedział, że próbowała go zagadać, był idiotą, ale nie skończonym idiotą, a tymczasem dał się wrobić jak ostatni debil.
Może to wszystko było przez wyrzuty sumienia, które dopadły go wraz z zamknięciem drzwi szopy. Być może przed oczami mignęły mu wszystkie jego wątpliwe decyzje i może pomyślał sobie: „bogowie, co ja kurwa robię?”. A może, ale tylko może, trochę go to wszystko bawiło. Z innego powodu nie zawahałby się nawet trzech sekund. Bawiło go, jak Arisu próbowała złapać go na piękne słowa, chociaż nie był debilem, przez co wykończyła go własna duma. Koniec końców i tak wyszedł na półgłówka.
Może i trochę zirytowało go sposób, w jaki Arisu go traktowała. Jakby był gorszy i miała prawo wyzywać go od debili. Nie, żeby na to nie zasłużył — to go trochę uderzyło. Co nie zmienia faktu, że nie miał zamiaru dać sobą pomiatać, a była to już kwestia jego honoru, choćby miał spędzić w tym śmierdzącym obozie kolejne dziesięć lat tylko po to, żeby walczyć na miotły z jakąś półtorametrową krasnalką.
Może nie gadał z ludźmi w Obozie Jupiter tak długo, że zaczął wariować. Albo po prostu podobało mu się bycie w centrum uwagi.
Albo może tylko nie przemyślał tych cholernych zapasowych kluczy, sam już nie wiedział.
— Nie bije się dzieci — burknął.
Oberwał w brzuch kolejny raz. Nie liczmy już który, dobrze?
— A to za co?
— Mam 19 lat, prostaku.
— Kobiet też się nie bije. Ani karłów. To trochę ableistyczne, nie sądzisz?
Przywaliła mu kijem nieco zbyt blisko jego najwrażliwszego miejsca i postanowił, że tym razem wygrała bitwę. Za to on wygra wojnę.

— Ty zajmiesz się jedną częścią toalet, a ja drugą — rzuciła Arisu, stawiając przy nim wiadro z wodą. Jak się okazało, kran znajdował się pięć metrów dalej. Może i by to wiedział, gdyby nie uciekał z każdego mycia podłóg. I podlewania lokalnego ogródka. I mycia słonia Hannibala. I… no, gdyby po prostu nie uciekał przed obowiązkami. W każdym razie ani na chwilę nie stracił jej z oczu.
— Ufasz mi na tyle, żeby zostawić mnie w jednej części za zamkniętymi drzwiami?
— Uciekniesz kanałami?
— Jeszcze nie próbowałem.
— Mam cię przywiązać do rur?
Ugryzł się w język, żeby nie powiedzieć słowa za dużo. Zamiast tego prychnął pod nosem i strzepnął kurz ze stojących przed nim butelek w składziku, żeby odczytać z nich napis.
— Wolisz płyn do kafelek o zapachu jaśminu czy orchidei?
Arisu zaszczyciła go spojrzeniem pierwszy raz od dziesięciu minut, a spojrzenie to mogło zabić.
— Okej, rozumiem. Jaśminu. Zdecydowanie jaśminu. Jaśmin ma właściwości relaksujące, wiesz? Powinnaś spróbować.
Płynu do wiadra nalewał już całkiem pokornie. Arisu obserwowała go, celując mopem (tym zdecydowanie używanym końcem i wiedział, że robiła to absolutnie specjalnie) przy jego twarzy, podczas gdy ona sama wygrzebywała dla siebie drugi egzemplarz śmiercionośnej broni. A kiedy wreszcie ją znalazła, miotła, z której wcześniej do niego celowała, została niezbyt uprzejmie wepchnięta w jego dłonie.
— Nawet niczego nie próbuj — wysyczała, podnosząc za rączkę kubeł wody i kierując się ostatecznie w stronę latryn.
— W takim razie nie mogę też za tobą iść, tak? Mam nic nie robić? Bogowie, cudownie, mogłaś od razu tak zacząć.
Prychnęła pod nosem coś, co zdecydowanie zbyt bardzo przypominało słowo „debil”.
Łazienki wspólne znajdowały się najbliżej baraków i byłyby naprawdę ładne, gdyby nie służyły do użytku wrednym nastolatkom. Do tego wszystkiego obok znajdowała się stajnia i kiedy Atlas przeszedł przez drzwi toalet, nie do końca był już pewien, skąd pochodzi zapach. W każdym razie przydałaby mu się podwójna dawka płynu jaśminowego i zastanowił się, ile razy będą musieli wymieniać wodę.
Jeśli wcześniej nie ucieknie, to jest.
Marmurowe kafelki miały złote akcenty. Część z umywalkami wyglądała naprawdę przyzwoicie i zazwyczaj nie brakowało mydła. Kiedy jednak otworzył drzwi pierwszej kabiny, przypomniał sobie, dlaczego zawsze starał się chodzić do pojedynczych toi-toiów na obrzeżach obozu, nawet jeśli cholernie chciało mu się sikać.
Dwunastolatkowie nie wiedzieli co to spłuczka. Naprawdę nie wiedzieli.
Jego wzrok bardzo szybko powędrował w stronę Arisu, która zamoczyła mopa w kuble i zaczęła przecierać kafelki pod umywalkami.
— Nie miałaś się zająć damską częścią toalet? — zagaił, opierając się na miotle, chociaż jego myśli prowadziły go w stronę najlepszej drogi ucieczki.
— Kto tak powiedział?
— Ty?
Tak w zasadzie, co by się stało, gdyby powalił ją miotłą i uciekł? Goniłaby go półboża policja? Albo gorzej, jego moralność?
— Nie. — Mop Arisu chlupnął w wodzie. — Powiedziałam, że zajmę się jedną częścią toalet. Więc zajmuję się częścią umywalkową. Ty czyścisz kible. — Jaśminowy zapach płynu do kafelek obrzydliwie wymieszał się z wonią pegaziego łajna i niezidentyfikowanymi substancjami wydobywającymi się z łazienek. — A teraz się rusz.
— Tak w zasadzie — zaczął, wciskając mopa do kubła, chociaż wyraźnie się przy tym ociągał — to co ty z tego masz? — Pogrzebał mopem w szarawej już wodzie. — Oprócz tego, że Cherry ci kazała. Możesz im powiedzieć, że uciekłem, koniec ze mną, arrivederci, a w ogóle to zjadł mnie jakiś Minotaur.
Jeśli Arisu rozważała tę propozycję, to nie wskazała na to ani jedna zmiana w jej mimice. Zielone oczy dalej były skupione w marmurowych kafelkach. Pojedynczy warkoczyk kołysał się wraz z ruchami jej ciała. Pomyślał, że większość dziewczyn związałaby włosy, po czym skarcił się w myślach za zbyt duże zbaczanie z tematu. Zwrócił uwagę tylko na to, że Arisu zaciskała palce na miotle tak mocno, że pobielały jej knykcie.
Poza tym machała mopem w taki sposób, jakby podłoga była jego twarzą. A wcale nie czyściła jej delikatnie.
— Nawet byś nie skłamała. I problem z głowy. — Podsumował, wyjmując ociekający wodą mop.
Przez chwilę skupił się na podłodze. Machając mopem po brudnych, obsikanych kafelkach, jakby były twarzą Arisu, myślał o tym, jak chwilę temu wytknęła mu, że nie robi tego wszystkiego tylko dla siebie. Co ona w ogóle o nim wiedziała? Dla kogo miałby to jeszcze robić? To nie on obsikał te cholerne kafelki, w poważaniu miał sprzątanie po innych.
Na moment w głowie stanął mu obraz Cherry, która z jakiegoś powodu chciała zostawić go w Obozie Jupiter, chociaż był skończonym bucem. „Bo był nadal członkiem Czwórki”. Ale Arisu ani trochę nie wyglądała na sentymentalną osobę, która chciała mu pomóc, bo zostali przydzieleni do tej samej kohorty.
Nie zaprzątał sobie tym głowy zbyt długo. Miał do załatwienia ucieczkę przed obowiązkami. A jeśli miały go powstrzymywać przed tym sentymentalne bzdury, to zawsze mógł wrócić i przekonać ich, że nie mógł sprzątać, bo…
Spojrzał na rury przy ścianie toalet.
Rury spojrzały na niego.
Potrzebował dystrakcji.
— Zmieniłem zdanie! — podjął, podnosząc mopa do góry. Woda ściekła i utworzyła pod jego nogami kałużę. Arisu omiotła go spojrzeniem, jakby był szczurem ze składzika. — W takim razie, jeśli mamy mieć przejebane, to oboje.
I uderzył z całej siły końcem mopa o rury. Zanim Arisu powiedziałaby „cholerny, farbowany, idiotycznie wysoki klaun”, rura pękła i ścieki zaczęły szturmować w połowie umytą podłogę łazienki.
— No. Teraz ktoś będzie musiał to naprawić. I po robocie. — Rzucił mopa w płynący po kafelkach strumień wody.
Zaraz potem usłyszeli przytłumiony wybuch za drzwiami. Ktoś krzyknął. Potem kolejny wybuch. I więcej krzyków. I—...
— Tego… tego nie było w planach.
Nie musieli wychodzić z łazienek, żeby domyślić się, że pęknięcie jednej rury spowodowało domino pęknięć całej kanalizacji w Obozie Jupiter.


Arisu?
───
[1242 słowa: Atlas otrzymuje 12 Punktów Doświadczenia i wyrok śmierci]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz